Krótka historia Wickenburg'a map1 map2 map5

Thursday, Apr 25th

Krótka historia Wickenburg'a


Północno-zachodnia część doliny rzeki Słonej, czyli miejsce, na którym dziś leży Wickenburg, nie była nigdy zamieszkała przez osiadłe plemiona indiańskie. Archeolodzy nie odkryli tu żadnych ruin, wiadomo jedynie, że pojawiały się tu tylko sezonowo grupy koczowników. Kilkadziesiąt mil na południe i południowy-wschód, przez ponad półtora tysiąca lat istniała wysoko rozwinięta rolnicza kultura Indian Hohokam. Dzięki skomplikowanemu systemowi kanałów czerpiących wodę z rzek Słonej i Gila, Hohokam zamienili dziką i nieprzystępną pustynię w ogromną, kwitnącą oazę, ale nie zagospodarowali nigdy pustynnych rejonów na wzgórzach na północ od doliny. Z nieznanych do dziś powodów Hohoakm zniknęli około roku 1450, jeszcze przed pojawieniem się tu Hiszpanów. Naukowcy wysunęli co najmniej kilka hipotez tłumaczących ich zniknięcie. Niektórzy sądzą, że Hohokam przenieśli się gdzie indziej, bardziej na północ, inni, że Hohokam żyją w Dolinie do dziś tylko nazywają samych siebie inaczej - żyjący tu do dziś Indianie Tohono O’odham twierdzą, że są ich bezpośrednimi potomkami. Nikt nie wie jakiej nazwy używali ci ludzie dla określenia własnego plemienia, nie wykształcili oni bowiem pisma i nie zostawili po sobie żadnych materiałów pisanych, a nazwa Hohokam jest całkiem sztuczna i została nadana odkrytym pozostałościom po tej kulture przez archeologa Harolda Gladwin'a w latach 30-tych XX wieku.

Jedna z teorii (z jakichś powodów niechętnie cytowana) proponuje, że możliwym powodem opuszczenia rajskiej i żyznej doliny przez Hohokam, w którą włożyli oni kilkaset lat ciężkiej pracy, mogły być łupieżcze napady Yavapai i innych wojowniczych plemion przybyłych tu z północy i ze Środkowego Zachodu. Późniejsza, znana już naukowcom historia Yavapai nie pozostawia wątpliwości, że  lepiej było zejść im z drogi.

Niektórzy historycy przypuszczają, że pierwszymi białymi, którzy pojawili się w okolicach dzisiejszej Doliny Słońca, mogli być uczestnicy tragicznej wyprawy Pánfilo de Narváez'a, którego statek wylądował w zatoce Tampa na Florydzie w kwietniu 1528 roku. Zamiast badać wybrzeże Florydy, członkowie ekspedycji na wieść o niebywałych bogactwach Indian gdzieś w głębi lądu, porzucili plany i postanowili znaleźć złoto. Zdziesiątkowana atakami Indian, chorobami i głodem, wyprawa zawróciła nad Zatokę gdzie z resztek porzuconych tam wcześniej okrętów zmontowano cztery prymitywne tratwy. Z powodu huraganu dwie z nich zatonęły, zaś dwie rozbiły się u wybrzeży dzisiejszego Galveston w Texasie. Resztki załogi rozpoczęły 8-letnią wędrówkę po dzisiejszym Texasie, rejonach północnego Meksyku, południowej Arizonie, Californi i Colorado. Szczegółowy opis nieudanej wyprawy wraz z niezwykle dokładnymi opisami zwyczajów i tradycji napotkanych plemion indiańskich, zostawił potomnym jeden z jej oficerów, Alvar Núñez Cabeza de Vaca, którego uważa się dziś za pierwszego etnografa Ameryki. W 1540 lub 42 roku, do Arizony dotarła prawdopodobnie wyprawa Francisco Vásqueza de Coronado, której celem było odnalezienie siedmiu złotych miast Ciboli. Ekspedycja de Coronado dotarła aż do Utah, a jeden z jej uczdestników, García López de Cárdenas, był pierwszym białym człowiekiem, który ujrzał Grand Canyon.

W okolicy późniejszego Wickenburga, na północ od dawnych terenów Hohokam, koczowały czasem większe grupy Apache i Yavapai, ale nie ma śladów ich stałego osadnictwa. Archeologowie twierdzą jednak, że po obu stronach rzeki Hassayampa istniały stałe osady Yavapai. Częste powodzie sezonowej rzeki nanosiły rzyzny muł, co pozwalało na uprawę roli. Yavapai uprawiali tu tytoń, fasolę, kukurydzę i wiele innych roślin, ale wydaje się mało prawdopodobne żeby żyli tu na stałe. Yavapai byli koczownikami i nie budowali stałych osad.

W dolinie rzek Gila i Salt nie było białych aż do przejęcia tych terenów przez nowopowstałą w 1821 roku republikę meksykańską. Nie przeprowadzono tu jednak żadnych badań ani pomiarów, a nieliczne i sporadyczne próby osiedlenia się w okolicy rzek Gila i Salt podejmowane przez meksykańskich osadników, były przeważnie szybko likwidowane przez Yavapai i Apaches. Dopiero przejęcie tych terenów przez USA w 1848 roku na mocy traktatu pokojowego z Guadelupe Hidalgo kończącego wojnę amerykańsko-meksykańską, pozwoliło najpierw na częściowe rozpoznanie nowych ziem, a później na ich stopniową kolonizację. Zbudowana w 1865 roku wojskowa warownia w Fort Verde częściowo wyeliminowała zagrożenia ze strony Indian, dzięki czemu w okolicy zaczęły się pojawiać pierwsze rancha i gospodarstwa. W 1861 roku wybuchła jednak wielka wojna między Północą i Południem i skąpe oddziały kawalerii USA stacjonujące w okolicy dzisiejszego Wickenburga zostały skierowane do walk na frontach. Czekający tylko na taką okazję Yavapai przypuścili kilkadziesiąt ataków na nowe gospodarstwa i farmy. Szczęśliwie dla osadników, Indianie zostali niebawem wyparci przez kawalerię Konfederacji, która pozostała w tym rejonie aż do przybycia oddziałów unijnych z Kaliforni, które z kolei wyparły stąd wojska konfederackie. Do Indian, a zwłaszcza problemu z wojowniczymi Yavapai jeszcze wrócimy w dalszej części, teraz musimy się zająć początkami Wickenburga.


Poszukiwacz złota - Prospector - na południu Arizony. Zdjęcie: Archiwum.


W 1862 roku w okolicach dzisiejszego miasta Yuma na samym południu Arizony, tuż nad granicą z Meksykiem, odkryto złoto. Wieść o tym rozeszła się po całym kraju błyskawicznie i w ciągu zaledwie kilku tygodni, pomimo trwającej krawej wojny domowej, w Yumie zaroiło się od szukających szczęścia tłumów. Tereny przygraniczne, zachodnia Arizona i California niewiele ucierpiały w Wojnie Secesyjnej, w niektórych rejonach nie było żadnych walk i życie toczyło się całkiem normalnie. Na wieść o złocie, w okolicy zjawili się nie tylko poszukiwacze i górnicy, ale również wszyscy ci, którzy na górnikach i poszukiwaczach złota mogli zarobić swoje własne małe fortuny: fachowcy w różnych dziedzinach, lekarze, kowale, restauratorzy i planujący otwarcie saloonów, oraz wszelkiej maści oszuści i wydrwigrosze. Złota było niewiele i skończyło się szybko, ale nie wyczerpało to energii poszukiwaczy, którzy szukali go teraz na o wiele większym obszarze niż tylko w okolicach Yumy. W 1862 roku w miejscu gdzie dziś leży miasto Wickenburg, pojawił się urodzony w Essen w Prusach górnik, niejaki Johannes Henricus Wickenburg (niektóre źródła podają, że Wickenburg był Austriakiem). Wraz z bratem wlądował na nabrzeżu Nowego Jorku w 1847 roku. Tam bracia usłyszeli o wielkiej gorączce złota w Californi i postanowili nie zostawać w brudnym i zatłoczonym mieście, tylko udać się do słonecznego San Francisco, dokąd dotarli w 1853 roku. Stamtąd, w 1862, jako uczestnik grupy poszukiwaczy Pauline Weavera, która znalazła złoto w Antelope Peak (mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Wickenburgiem a Prescott), Johannes Henricus - teraz już zwany Henry'm - udał się na Terytorium Arizony. Grupa Weavera osiedliła się tymczasowo nad niewielką rzeczką o nazwie Hassayampa Creek. Wickenburg nie dotarł do Yumy, wydaje się, że nikt z grupy Weavera nie szukał szczęścia w tamtych okolicach. Możliwe, że było tam już za dużo osadników albo złota było już niewiele, tak czy owak, Weaver i jego ludzie szukali go nad strumieniem Hassayampa. Pewnego dnia w lecie 1863 roku, Henry Wickenburg natrafił na żyłę kwarcu, w której odkrył odłamki szlachetnego metalu. Powiedział o tym swoim towarzyszom, ale nikt nie zainteresował się jego znaleziskiem. Był jednak na tyle rzetelny, że zgłosił swoje prawa do działki wraz z czterema udziałowcami, ale z braku ich zainteresowania, w swojej kopalni, którą nazwał Vulture Mine, pracował sam. W ciągu następnych trzech lat Henry wydobył i sprzedał trochę złota, ale za mało, żeby mógł zatrudnić górników i rozwinąć biznes wydobywczy. W 1866 roku miał już serdecznie dość harówy po 14 godzin w spiekocie arizońskiego słońca. Próbując szczęścia w innych dziedzinach, sfinansował przedsięwzięcie irygacyjne niejakiego Jacka Swillinga, budowniczego najważniejszego kanału w dolinie Salt River, którego uważa się za ojca-założyciela Phoenix (zob. Krótka historia Phoenix). W kopalni Vulture Wickenburg miał 80% udziału (partnerzy tylko po 5%), co pozwoliłu mu sprzedać go za ogromną wtedy sumę 85 tysięcy dolarów. Inwestorzy zapłacili od ręki 20 tysięcy, a na resztę wystawili weksel płatny w przyszłości. Henry osiadł na zbudowanym przez siebie gospodarstwie, które nazwał Rancho Wickenburg.


Henry Wickenburg. Zdjęcie: Archiwum.


Yavapai i Apaches jeszcze długo nękali całą środkową Arizonę ponawiając ataki na osadników, rancha i dyliżanse. Pomimo układów i traktatów pokojowych, byli postrachem jeszcze przez kilka dziesięcioleci od Sedony po Bisbee i granicę z Meksykiem. Po zakończeniu Wojny Secesyjnej w 1865 roku rząd USA zmusił kilka band Yavapai i Apache do osiedlenia się w małym rezerwacie w Camp Verde niedaleko Sedony, ale nie powstrzymało to ataków. Do roku 1869 w rajdach zginęło ponad 400 białych i meksykańskich osadników i ponad tysiąc wojowników Yavapai. W 1872 roku po serii krwawych zamachów na wodzów zawierających układy pokojowe z rządem USA, młodzi wodzowie Yavapai ogłaszając powstanie przeciwko białym zmobilizowali większość klanów i band i zaatakowali Wickenburg mordując wielu jego mieszkańców i plądrując część miasta. W odpowiedzi na ataki, generał George Crook rozpoczął ostateczną i krwawą kampanię wojenną przeciwko Yavapai i sprzymierzonym z nimi klanom Tonto Apaches. W grudniu 1872 roku w słynnej bitwie nad kanionem rzeki Słonej w Górach Przesądów (Superstition Mountains) Indianie zostali ostatecznie rozgromieni a ich rebelia zlikwidowana. Duża grupa Yavapai i Apache, głównie Tonto Apaches z okolic dzisiejszego Payson, została zamknięta w rezerwacie koło Fort Verde, a wodzowie i starszyzna musieli się zgodzić na poniżające warunki kapitulacji: oddanie i zakaz posiadania wszelkich rodzajów broni, amerykański garnizon na terenie rezerwatu, stały nadzór agentów Biura do Spraw Indiańskich, stałą obecność wytrenowanej przez rządowe agencje indiańskiej policji, itd. W 1875 roku rząd USA postanowił jednak zamknąć rezerwat w Fort Verde z powodu organizujących się potajemnie powstańczych grup wojowników, którzy dokonywali napadów na okoliczne rancha. W grudniu 1876 roku, nie bacząc na mrozy i zawieje śnieżne, oddział kawalerii USA przepędził ponad 1,500 osób z rezerwatu, w tym kobiety, starców i dzieci, do odległego o ponad 180 mil rezerwatu San Carlos w White Mountains we wschodniej Arizonie (zob: Krótka historia Sedony).


Western Yavapai w rezerwacie Fort Verde, 1873. Zdjęcie: D.P. Flanders.


Henry Wickenburg nigdy nie odzyskał swoich pozostałych 65 tysięcy dolarów. Nowi właściciele odmówili spłaty długu powołując się na rzekome nieścisłości w dokumentach własnościowych działki. Wickenburg wydał większość z otrzymanych wcześniej 20 tysięcy na adwokatów i procesy sądowe, ale nigdy nie wydobył ani centa. Założona przez niego osada Vulture Mine rozrosła się i w pewnym okresie liczyła aż 5 tysięcy mieszkańców, ale złoto wyczerpało się szybko, a Vulture stało się miastem-duchem. Za to dookoła rancha Wickenburga jeszcze w 1865 roku pojawiło się kilka budynków, sklep oraz dwa młyny rzeczne do rozbijania wydobywanego materiału i kamieni. Wkrótce były tu już sklepy, kilka saloonów i hotel, a w 1866 roku Wickenburg, głosami zaledwie dwóch posłów w legislaurze terytorialnej, stracił szanse na wybór na stolicę całego terytorium Arizony. Stolicę zbudowano specjalnie i nazwano Prescott.

Henry Wickenburg był szanowanym obywatelem założonego przez siebie miasta przez wiele lat. Przekazał nieodpłatnie teren pod pierwszy w mieście kościół i kilka działek na inne cele. Nigdy już nie wrócił do żadnej pracy fizycznej. Został wybrany jako reprezentant powiatu Yavapai w legislaturze terytorialnej, służył w kilku komitetach i agencjach, był inspektorem szkolnictwa i pełnił kilka innych nie mniej zaszczytnych funkcji. W 1905 roku, w wieku 85 lat, wydawszy wszystkie swoje środki na adwokatów i wyczerpawszy jakiekolwiek możliwości zarobkowe, Wickenburg stał się nędzarzem. Nie był w stanie się utrzymać, nie miał pieniędzy nawet na jedzenie. Sfrustrowany i załamany, stracił wszelką nadzieję i 14 lutego 1905 roku, na podwórzu z tyłu swojego domu na rancho, strzelił sobie w głowę ze starego Colta. Tak skończył życie ten niestrudzony działacz i człowiek o niezłomnym charakterze, założyciel miasta Wickenburg. Został pochowany na cmentarzu noszącym dziś jego imię.

Kopalnia Vulture Mine została zamknięta w 1942 roku z powodu działalności niezgodniej z przepisami wojennymi. Działała jeszcze później przez kilka lat, ale nie przyniosła już znaczącego dochodu. Oblicza się, że wydobyto w niej złota i srebra o łącznej wartości 70 milionów dolarów. Stara kopalnia jest dziś jedną z atrakcji turystycznych Wickenburga.


Wozy z rudą ciągnięte przez muły w okolicy Vulture Mine. Zdjęcie: Desert Caballeros Western Museum.


Wickenburg należy do tych miast amerykańskiego "frontier", które przetrwały wbrew wszelkim przeciwnościom losu i istnieją do dziś. Miasto wytrzymało kryzysy ekonomiczne, braki pracy i perspektyw, napady Indian, powodzie i wielkie susze. Miało szczęście nie tylko jako miejsce, ale miało też szczęście do ludzi. Takich, którzy umieją zaradzić problemom. Kiedy reszta Ameryki, zwłaszcza tej wielkomiejskiej, borykała się z Wielką Recesją, ktoś w Wickenburgu wpadł na pomysł, żeby "mieszczuchom" z Północy pokazać prawdziwy zachód na działających ranchach. Tak narodziły się "Dude Ranches" - czyli aktywny wypoczynek zwany dziś agro-turystyką, albo turystyką ekologiczną.


Mały dyluiżans z turystami na Flying E Ranch, ca. 1905 r. Zdjęcie: Desert Caballeros Western Museum.


W tamtych czasach - w latach dwudziestych, a nawet w następnej dekadzie - Południe nie było jeszcze w pełni ucywilizowane. Apaches, Comanches i zwłaszcza straszni Yavapai, byli już dawno zamknięci w rezerwatach i zamienieni w żyjących z uprawy roli i z państwowej jałmużny biedaków i dawne indiańskie ziemie były jeż teraz bezpieczne i zagospodarowane, ale krwawe najazdy, wojny z Indianami i z Meksykiem, Wojna Secesyjna - wszystko to było jeszcze żywą częścią świadomości ludzi tego rejonu. Wyjazd do Arizony w tamtych latach, to była wyprawa do innego świata, wielka przygoda, jazda konno po bezdrożach w kraju, który jeszcze wczoraj był częścią wielkie legendy - legendy Dzikiego Zachodu. Legendy tak atrakcyjnej i tak przyciągającej, że Dziki Zachód stał się obok Orientu najbardziej eksploatowanym tematem literackim nie tylko w USA, ale może nawet jeszcze bardziej w Europie. Dziki Zachód to do dzisiaj temat, do którego bardzo chętnie sięgają pisarze i filmowcy na całym świecie. Dziki Zachód, szlachetni Indianie i historie o niezniszczalnej przyjaźni w scenerii amerykańskiego "frontier" i proste ale dumne i piękne życie z dala od niszczącej cywilizacji zapewniły pewnemu mało już dziś znanemu niemieckiemu pisarzowi nazwiskiem Karl Friedrich May, wieczną i nieśmiertelna sławę. Pomimo, że ten utalentowany pisarz, dziennikarz i kompozytor napisał wiele książek, artykułów i esejów, których akcje rozgrywały się w dawnym Oriencie, w imperium ottomańskim, w Chinach i w Niemczech, dopiero powieść pod tytułem Winnetou dała mu sukces na skalę światową. Karol May napisał łącznie aż 22 powieści o mądrym wodzu Apaczów Mescalero Winnetou i o jego przyjacielu Old Shatterhandzie, z którym łączyło go braterstwo krwi. Ta całkiem fantastyczna opowieść stała się też kanwą aż jedenastu nakręconych w latach 1960-tych niemiecko-jugosłowiańskich filmów ze znanym francuskim aktorem Pierre Brice (Pierre-Louis Baron de Bris - zmarł w wieku 86 lat 6 czerwca 2015 r.). Karol May był krótko w Ameryce w 1908 roku i widział wodospady Niagara oraz miasta Buffalo i Albany. Nigdy nie widział Południa i nie doświadczył prawdziwego Dzikiego Zachodu, ale dzięki szczegółowym studiom, mapom, tysiącom artykułów i książek o Ameryce i dzięki własnej twórczej fantazji, stworzył obraz niewiele odbiegający od prawdy. W naszej pozornie nie na temat opowieści o niemieckim pisarzu, najważniejszy jest fakt, że napisany przez Karola May'a cykl o Winnetou przyniósł mu sławę i pieniądze w Europie. Jeszcze 50 lat później, w tym samym czasie kiedy w Jugosławii kręcono Winnetou, na Sycylli powstawały dziesiątki włoskich spagetti-westernów kręconych przez sławy europejskiego kina, dzięki którym na ekrany dostał się między innymi Clint Eastwood. Temat westernu i Dzikiego Zachodu był niezwykle popularny nawet w nazistowskich Niemczech przed wojną, a także w NRD, gdzie do lat 80-tych powstawały programy rozrywkowe i koncerty muzyki country. Jednym z najpopularniejszych piosenkarzy tamtych lat był uwielbiany, śpiewający amerykańskie country i mieszkający w "de-de-erze" Dean Read (zm. w wieku 47 lat 13 czerwca 1986 r.). Wszystko to świadczy najdobitniej o magicznej sile i nadzwyczajnej atrakcyjności tego tematu wszędzie, i łumaczy niesłabnącą popularność westernów i całej tej westernowej kultury do dziś - z muzyką country, popularnymi nagle w całej Europie zwłaszcza wśród młodych dziewcząt cowboy boots, itd. (dobrym przykładem popularności Zachodu jest choćby czeskie video z Reedem i Vaclavem Neckářem). Western, Dziki Zachód, muzyka country były w tamtych czasach i wciąż są niezwykle popularne również w Ameryce. Właśnie z tego, z istniejącego do dziś naprawdę, a nie tylko na planie filmowym amerykańskiego Zachodu, żyje Wickenburg.

Wickenburg przeszedł oczywiście swoje nieuniknione przeobrażenia i posiada wszystko to co oferuje nowoczesność, ale zachowała sie tu specyficzna atmosfera końca XIX wieku, zwłaszcza na ranchach i w okolicy. Zachód, pomimo nowoczesności i 21 wieku, jest tu prawie autentyczny. Oprócz Tombstone, paru miejsc w Texasie, i może kilku w Colorado i na północy, w Montanie i w Północnej Dakocie, cała reszta, wszystkie sztuczne strzelaniny na ulicach w niby-miasteczkach, upadki z dachów saloonów, potyczki i "więzienia", to zwykłe podróbki.


 Desert Caballeros Westrn Museum Zdjęcie: © Wayne Norton


Web Analytics