Atlantic Coast map1 map2 map5

Wednesday, Dec 11th

Atlantic Coast


300 mil atlantyckiego wybrzeża od Daytona Beach po północny kraniec Key Largo, to najpopularniejszy region Florydy. Przewija się tędy ponad 80 milionów tosób rocznie bijąc na głowę popularność najsłynniejszych "pułapek na turystów" na świecie. Dostępne punkty ciągnącego się na długości 13 tysięcy mil chińskiego muru odwiedza rocznie "zaledwie" 10 milionów turystów, a wielkie piramidy w Gizie przyciągają 15 milionów. Całą Francja z jej tysiącletnimi zabytkami, doliną Loary, Paryżem, wieżą Eiffel'a i Louvre'm, odwiedza rocznie 69 milionów turystów - wciąż o wiele mniej niż tych na wybrzeżu wschodniej Florydy.


Boca Raton Zdjęcie: Rory


Nikt nie wie dokładnie co przyciąga tu tak ogromne rzesze turystów, ale pomiędzy umowną "granicą" z wytyczoną przez nas Północną Florydą niedaleko Daytona Beach, a Homestead i Florida City na południu, jest co najmniej kilkadziesiąt tysięcy fantastycznych atrakcji. Atlantyckie wybrzeże ma absolutnie wszystko i dla każdego i można być prawie pewnym, że właśnie w tym tkwi tajemnica niezwykłej popularności tego regionu. Można je zwiedzać całymi latami i nigdy nie nudzić się ani jednaj minuty.

Atlantyckie wybrzeże Florydy zawdzięcza swój niewykły rozwój dwóm multimilionerom związanym z nową branżą przemysłu - motoryzacją. Pierwszym był legendarny współzałożyciel największej firmy naftowej w USA Standard Oil, budowniczy linii kolejowej oraz sieci super-komfortowych hoteli i kompleksów wypoczynkowych od St. Augustine po Miami, a później aż do Key West, Henry Morrison Flagler. Drugim był współzałożyciel toru wyścigowego Indy 500 w Indianapolis i producent rewolucyjnych karbidowych reflektorów samochodowych, Carl Fisher, słynny z budowy dwóch największych projektów drogowych Ameryki z początku XX wieku: Lincoln Highway - transkontynentalnej drogi z Nowego Yorku do San Francisco i Diixe Highway - drogi z Mackinac w Michigan do Miami. Swoje istnienie zawedzięcza mu również Miami Beach (zobacz: Krótka historia Miami Beach).

Żaden inny kraj na świecie nie doświadczył tylu gruntownych przeobrażeń za sprawą automobilu, co Ameryka. W ciągu pierwszych trzydziestu lat XX wieku samochód stał się najważniejszym symbolem tego kraju, a fabryka Henry Forda w Detroit nie mogła nadążyć z produkcją pomimo zastosowania najnowszego rozwiązania technologicznego - taśmy produkcyjnej, dzięki której nowy pojazd wyjeżdżał za bramę co kilka minut. Auta produkowano teraz w każdym większym mieście, a kraj pokryła sieć budowanych w niezwykłym tempie nowoczesnych dróg specjalnie dla aut.

W 1933 roku prezydent Franklin D. Roosevelt zatwierdził serię specjalnych programów rządowych, reform i robót publicznych, któych celem było złagodzenie katastrofalnych skutków Wielkiej Depresji, pod nazwą New Deal. Jednym z nich był stworzony w 1935 roku i zarządzany przez Works Project Administration program dla bezrobotnych pisarzy, muzyków, historyków, nauczycieli i artystów (Federal Writers' Project obejmował też teatr, muzykę i sztukę), w ramach którego tysiące profesjonalistów znalazło zatrudnienie w najtrudniejszych latach powszechnego bezrobocia i ogólnej zapaści gospodarczej. W latach 30-tych, kiedy - pomimo odczuwanych wciaż bolesnych skutków Wielkiej Depresji - popularność turystyki samochodowej osiągnęła swój pierwszy szczyt, wydany w ramach projektu WPA "Przewodnik po Florydzie" tak opisywał widziany z auta przydrożny krajobraz:

"...napisy, które obracają się jak wiatraki; zaskakujące scenki reklamowe przypominające rozbite samoloty; napisy ze szklanymi literami, które płoną w nocy, kiedy trafiają w nie reflektory samochodowe; migające neony; napisy zrobione przez profesjonalistów i zrobione prymitywnie, z błędami. Reklamują hotele, domki turystyczne, obozy rybackie i restauracje. Zachwalają zalety lodów, past do butów, kremów na zimno; ogłaszają zalety nowych samochodów i samochodów używanych; informują o 24-godzinnym holowaniu i o pogotowiu ratunkowym, o orzechach z Georgii, o owocach i sokach z Florydy, o miodzie, o napojach bezalkoholowych i o meblach. Wzywają podróżnika do udziału w wycieczkach do różnych miejsc, do odwiedzenia jakiegoś miasta albo do zrobienia przerwy w podróży w pewnych punktach, które koniecznie trzeba zobaczyć."

Wydany przez Works Project Administration przewodnik stał się wielkim hitem, prawie jak Farmers' Almanac albo katalog firmy SEARS. Już wtedy, w latach 30-tych, wybrzeże Florydy było pełne tuirystów, hoteli i wszelkich usług specjalnie dla nich. Czy można się dziwić, że dziś, 90 lat później, Atlantic Coast jest tak kompletnie zagospodarowany?

Cały pas atlantycki składa się z kilku wyraźnie różniących się od siebie części, chociaż wszystkie jednakowo dbają o turystę. Pas między granicą z Georgią a Daytona Beach nazwano First Coast z powodu historii tego rejonu, historycznych wydarzeń z okresu kolonialnego i jego roli we wczesnej kolonizacji półwyspu. Ten odcinek rózni się tak bardzo od reszty wybrzeża Atlantyku, że zaliczyliśmy go w całości do regionu Północnej Florydy. Odcinek mniej więcej od Daytona Beach do Vero Beach to Space Coast, nazwany tak z powodu centrum kosmicznego imienia John'a Kennedy'ego na Przylądku Canaveral i związanych z nim i z NASA agencjami w najbliższej okolicy.

Odcinek dalej na południe, od Vero Beach do Boca Raton, to Treasure Coast, zawdzięczający swoją nazwę setkom hiszpańskich wraków leżących przeważnie kilka mil od brzegu, które zatonęły tu w XVII i XVIII wieku i z których co jakiś czas wciąż jeszcze fale wyrzucają na brzeg fragmenty mebli, obrosnięte koralowcem odłamki porcelanowych talerzy, fajansowych naczyń albo zaśniedziałych nakryć stołowych. Na plażach Treasure Cost pojawiają się wtedy grupki starszych panów z detektorami. Niektórzy faktycznie mają szczęście i znajdują zagrzebaną w piasku cenną złotą monetę. W lipcu 1715 roku nagły gwałotowny huragan zatopił hiszpańską flotyllę złożoną z 10 okrętów płynących wzdłuż wybrzeża Florydy w drodze z Havany do Europy. Wielkie galeony były mocno uzbrojone przeciwko piratom, ale były całkiem bezbronne wobec złej pogody i poszły na dno prawie jednocześnie zabierając ze sobą ponad 1,000 marymarzy i tony srebrnych i złotych monet wartych ponad 14 milionów pesos. Okręt Nuestra Senora de la Regla zatonął z 200 ludźmi na pokładzie i 120 tonami złota i srebra w swoich ładowniach, a Santa Cristo de San Ramon zabrał ze sobą w wodne otchłanie 120 marynarzy i sto kilkadziesiąt ton monet. Jeszcze w tym samym 1715 roku Hiszpanie wysłali z Kuby okręty przystosowane do wydobywania zawartości zatopionych wraków. Ich załogom udało się odzyskać 80 procent straconych bogactw, ale resztki leżących na dnie i przykrytych ruchomym piaskiem skarbów - złotych i srebrnych monet, czasem innych drogocennych przedmiotów - są czasem wyrzucane na brzeg przez atlantyckie fale do dziś.

Jeszcze dalej na południe, od Fort Lauderdale aż do "czubka" Key Largo w zatoce Biskajskiej, ciągnie się Gold Coast, Złote Wybrzeże, nazwane tak z tego samego powodu co Treasure Coast. Tu i dalej na południe od Florida Keys, w zdradliwych wodach Cieśniny Florydzkiej tonęły nie tylko okręty hiszpańskie. Ofiarami prądów, wiatrów i podwodnych skał padały też statki angielskie i francuskie, a ofiarami okrętowych dział, również wyładowane po brzegi zrabowanym towarem karawele karaibskich piratów, którzy na swoje nieszczęście wpadli w pułapkę okrętów wojennych którejś z kolonialnych potęg. Ciężkie, wyładowane po burty złotem, srebrem i wszelkim innym bogactwem towarowe galeony szły tu na dno tak często, że mieszkańcy wysepek w archipelagu The Keys stworzyli z wyławiania zawartości zatopionych okrętów lukratywny przemysł, z którego dało się żyć lepiej niż z czegokolwiek innego przez ponad sto lat (Krótka Historia Key West). Istniejące do dziś dokumenty firm ubezpieczeniowych, rejestry armatorów, dane bankowe i dane pochodzące z archiwów wojskowych sugerują, że w okolicy The Keys, Gold Coast i Treasure Coast w ciągu 400 lat od połowy XVI wieku aż do przejęcia Florydy przez USA w 1821 roku, wpadło na mieliznę lub na rafy i zatonęło, co najmniej tysiąc statków. Z pewnością o wiele więcej, bo tonęły tu również okręty piratów, którzy nie rejestrowali ani nie ubezpieczali swoich statków.  Nikt nie wie ile ich naprawdę poszło tu na dno. Ogromną większość stanowiły cięzkie i trudne w prowadzeniu galeony wiozące nie tylko złoto z Ameryki do Eropy, ale wszelkie inne dobra z Europy do kolonii - wielkie statki towarowe nigdy nie płynęły puste, a kolonie nie tylko dostarczały złota, ale były też ogromnym rynkiem zbytu dla towarów z Europy. Jeszcze w połowie XIX wieku nurkowie z Kuby i z wybrzeża florydzkiego wydobywali z wraków pokaźne ilości wartościowych przedmiotów, złota, srebra i innych towarów.

Na wybrzeżu atlantyckim, poza First Coast w regionie North Florida, nie zachowało się nic z okresu kolonialnego. Przetrwały tylko wielkie hotele z tat 20-tych i 30-tych i budynki z czasów Flaglera i to tylko niektóre. Wiele architektonicznych pereł spotkał ten sam los co dziesiątki budynków Art Deco w Miami Beach, zanim zaczęto tam chronić zabytki. Od Daytona Beach do Miami, poza nielicznymi wyjątkami jak Villa Vizcaya i kilka innych prawdziwych skarbów, nie dotrwało do naszych czasów prawie nic. Wszystko jest nowe, wszędzie królują wielopiętrowe apartamentowce i super-nowoczesne hotele i kompleksy wypoczynkowe. Mogłoby się wydawać, że Atlantic Coast nie ma żadnej historii i zostało odkryte najwyżej sto lat temu.

Oprócz miast i ich atrakcji, Atlantic Coast może się poszczycić wielką ilością fantastycznych wprost plaż, w tym wieloma w stanie prawie zupełnie naturalnym, bez wciskającej się wszędzie nowoczesności, hoteli i basenów z chlorowaną wodą, zwłaszcza wzdluż Treasure Coast. Są tam całe mile prawie pustych, naturalnych płaż oferujących spokój, ciszę i wypoczynek z dala od zurbanizowanych rejonów dalej na południe, wzdłuż Gold Coast. Ten odcinek wybrzeża atlantyckiego to również prawdziwy raj dla amatorów surfingu. Ocean tworzy tu podobno jedne z najlepszych fal dla uprawiania tego sportu, dlatego oprócz wędkarzy, pływaków i opalających się na piasku wielbicieli słońca, na większości plaż Treasure Coast można, prawie zawsze spotkać wielu surferów. Takie plaże są tu jeszcze, chociaż większość turystów o nich nie wie. Wciąż najpopularniejsze są te w Miami Beach abo w Fort Lauderdale, gdzie jest zawsze tłok, bo większość wakacjuszy szuka miejsc gdzie jest "action", dlatego najsłynniejsze są plaże z tłumami plażowiczów, takie jak Copa Cabana w Rio de Janeiro, a nie ciche enklawy gdzie nic się nie dzieje.

Pomiędzy długimi, wąskimi koralowymi wysepkami wdłuż wybrzeża Atlantyku a stałym lądem ciągnie się Intercoastal Waterway, system naturalnych przesmyków i sztucznych kanałów łączących całe wybrzeże od Jacksonville aż do Miami. 60 mil wybrzeża samego tylko Gold Coast od Palm Beach do Fort Lauderdale, ma ponad 300 mil dodatkowej linii brzegowej po obu stronach Intercoastal Waterway. System rozgałęzia się we wszystkich kierunkach tworząc niezwykłe połączenia krajobrazu miejskiego z fantastycznym światem wody. Sztuczne kanały Fort Lauderdale czy Pompano Beach przywodzą na myśl włoską Wenecję i przyciągą wielkie rzesze turystów. Centralne dzielnice Fofrt Lauderdale, Hollywood, West Palm Beach nie rozwijają się już tak szybko jak dawniej. Na Florydę przenosi się o wiele mniej osób niż jeszcze 15 - 20 lat temu i skończył się tu wielki boom budowlany lat 90-tyh. Powstrzymana też została w dużej mierze urbanistyczna ekspansja na zachód, połykająca jeszcze niedawno coraz większe połacie Everglades, ale wiele dzielnic jest przebudowywanych, unowocześnianych i remontowanych. Gold Coast, Treasure Coast i okolica Miami i Miami Beach przeżywają kolejne przeobrażenie. Inaczej niż dawniej, z większoą dbałością o środowisko naturalne, przyrodę i klimat, czyli o wszystko to co jest dziś "trendy" i trafia do wyobraźni młodego pokolenia.


Web Analytics