Zaginiona kopalnia Holendra map1 map2 map5

Friday, Apr 26th

Przewodnik | Wybierz Stan | Arizona | Artykuły | Zaginiona kopalnia

Zaginiona kopalnia Holendra


Z łańcuchem Gór Przesądów - Superstition Mountains - związana jest budząca grozę historia zaginionej kopalni złota, odnalezionej podobno przez tajemniczego Holendra w połowie lat 1800-nych i ponownie zaginiona po jego śmierci. Historia obrosła tyloma mitami, że stała się prawdziwą legendą, ze wszystkimi elementami wielkiej klasycznej tragedii greckiej. Przez ponad 120 lat do historii zaginionej kopalni dodano tyle szczegółów i wątków, że niektórzy badacze sądzą, iż nie ma w niej już ani słowa prawdy. Czy jest w niej choć ziarno prawdy czy nie, opowieść o zaginionej kopalni przetrwała i jest jedną z najsłynniejszych legend związanych z poszukiwaniem zaginionych lub ukrytych skarbów. Jest słynniejsza niż opowieść o wyspie skarbów kapitana Silvera i legenda o skarbie pirata Laffite'a, zakopanym ponoć gdzieś na wsypie Galveston. Zaginiona Kopalnia Holendra jest jedną z najbogatszych (według niektórych wersji najbogatszą) kopalni złota odkrytych kiedykolwiek w Ameryce. Kopalnia znajduje się gdzieś w labiryncie przesmyków tego łańcucha, ale co najmniej trzy inne wersje wymieniają Colorado, Californię albo inne rejony Arizony. Istnieje jeszcze jedna wersja, popularna zwłaszcza na południe od granicy, mówiąca, że kopalnia leży gdzieś w Meksyku. Niektóre wersje legendy, zwłaszcza tej znanej w okolicach Superstition Mountains, podają szczegóły wyjaśniające jak i gdzie jej szukać i każdego roku - do dziś - znajdują się śmiałkowie pragnący odnaleźć to miejsce pomimo jego straszliwej sławy. Wielu - jeśli nie większość - poszukiwaczy straciła w tych górach życie. Śmiałkowie, którzy szukają starej kopalni, giną tu w niewyjaśnionych okolicznościach do tej pory.

Zaginiona kopalnia Holendra to jednak tylko jedna z wielu legend związanych z tym miejscem. Co najmniej cztery miejsca na dawnym Dzikim Zachodzie pretendują do sławy zaginionej kopalni. Istnieje też wersja mówiąca, że Holendra znaleziono martwego w 1870-którymś roku koło Wickenburga, ponad 100 mil na północ od Superstition Mountains, i że przy jego martwym ciele leżały wypchane po brzegi wielkimi kawałami złota, skórzane torby, jakie przywiązywano dawniej do siodeł. Co kilka lat lokalne gazety donoszą, że kopalnia Holendra została w końcu odnaleziona. Badacz legend John Wilburn w ksiące "Zaginiona Żyła Złota Holendra" zwraca uwagę, że stara kopalnia w pobliskim miasteczku-duchu Goldfield bardzo dobrze pasuje do opisu kopalni pozostawionego przez samego "Holendra" - Jacoba Waltza, a inny badacz, Byrd Granger zauważył, że od 1892 roku, kiedy zaginioną kopalnię próbowali odnaleźć pierwsi poszukiwacze, powstały łącznie aż 62 osobne legendy i ich wersje. Badania geologiczne kilku uniwersytetów kategorycznie stwierdzają, że w Górach Przesądów nigdy nie było i nie ma złota.

Monolityczny masyw Góry Przesądów wystający prawie pionowo z ziemi na wysokość 3 tysięcy stóp ponad otaczającą go pustynię, od wieków budził nabożny lęk żyjących tu Indian. Na przestrzeni tysiącleci zmieniały się plemiona, jedni odchodzili lub znikali w mrokach historii, inni przychodzili na ich miejsce. W okolicy masywu w ciągu ostatnich 10 tysięcy lat żyło w różnych okresach kilkadziesiąt różnych plemion, osiadłych i koczowniczych, mówiących różnymi językami i należących do różnych kultur. Łączyło je jedno: wszystkie otaczały Górę Przesądów szczególnym kultem. Ostatnia grupa z wielkich ludzkich migracji - Apache - przybyli tu najwyżej 100 lat przed odkryciem Ameryki przez Kolumba. Są przybyszami tak samo jak osiedlający się tu niewiele po nich Hiszpanie i Amerykanie. Apache wierzą, że w Górze Przesądów mieszka potężny "Grzmiący Duch", który strzeże ukrytego tam złota. Apache nazywają tą górę "Podwórkiem Diabła".

Na długo zanim pojawiły się pierwsze doniesienia o złocie w Górach Przesądów, w 1540 roku przeszła tędy wyprawa Francisco Vasquez'a de Coronado poszukującego legendarnych siedmiu złotych miast Ciboli. Od miejscowych Indian dowiedział się co prawda o straszliwym duchu gór i o złej sławie tej okolicy, ale wzmianka o złocie była o wiele ważniejsza niż przestrogi i niedorzeczne wierzenia dzikich tubylców, którzy bali się nawet pomóc przybyszom jako przewodnicy. Niewielki oddział ludzi Coronado rozpoczął więc niezwłocznie eksplorację kanionów i rozpadlin skalnych w głównym masywie Supertition Mountain. Prawie natychmiast okazało się, że ludzie z oddziału znikają jeden po drugim. Dziwny lęk ogarnął zaprawionych w bojach weteranów, którzy teraz, na wąskich ścieżkach nad przepaściami, nie oddalali się od siebie dalej niż na kilka kroków. Wkrótce też, klucząc po okolicy, zdziesiątkowany oddział zaczął znajdywać zwłoki tych, którzy zaginęli wcześniej. Były okaleczone, bez głów i poszarpane jakby przez zwierzęta, ale nie zjedzone. Musiała w tym być straszliwa ręka samego Lucyfera. Lęk przerodził się w panikę i ocalałe resztki hiszpańskiego oddziału zawróciły czym prędzej do głównego obozowiska, aby nigdy więcej nie próbować już eksploracji przeklętej góry. Właśnie wtedy sterczącej pioniowo z ziemi górze, Hiszpanie nadali nazwę "Montañas de la Supersticiónes" albo "Sierra Superstición". Hiszpanie, podobnie jak Apacze, uwierzyli, że to przeklęte miejsce jest rzeczywiście domem samego diabła.

Półtora wieku później w okolicy Gór Przesądów pojawił się jezuicki ksiądz, odkrywca i nietrudzony badacz Indian i ich kultur, jedna z najważniejszych postaci w hiszpańskiej eksploracji Nowego Świata, ojciec Eusebio Francisco Kino. Jego głównym celem przez całe życie, było nawrócenie i zapewnienie zbawienia dzikim. Czynił to z narażeniem własnego życia i nie bacząc na trudy i niewygody życia w dzikich okolicach i w prostych indiańskich pueblach. Ojciec Kino poświęcił życie dla zbawienia innych. Pojawił się w tym miejscu w tym samym celu, ale słyszał już o górze zasobnej ponoć w złoto, które przydawało się bardzo w zapewnianiu niewiernym miejsca pośród zbawionych. Ojciec Kino założył w okolicy kilka misji i w pierwszej dekadzie XVIII wieku dość dokładnie zeksplorował okolicę znajdując kilka miejsc, z których wydobyto pokaźne ilości złota. Misja ojca Kino przysporzyła Świętemu Kościołowi wiele nawróconych dusz, ale rozsierdziła też sporą grupę żyjących tu Apaczów, którzy uważając się za strażników złota Grzmiącego Ducha, zaczęli teraz systematycznie likwidować wszelkie zapędy białych, próbujących wydrzeć górom ich złotą tajemnicę. Złoto znalezione przez ojca Kino umocniło wielce wiarę w legendarne bogactwo ukryte w tych górach, a zbrodnie i napady Apaczów utwierdziły straszliwą sławę tego miejsca na kilka stuleci. Wiara w złoto i przeklęta sława Góry Przesądów, są żywe do dziś.


Złoto Apaczów - legenda


Wedlug tej legendy, lokalni Apache znali miejsce w Górach Przesądów, gdzie zbierali leżące wszędzie wielkie złote samorodki. Bryły wielkości ludzkiej głowy nie należały do rzadkości i regularnie odpadały ze skalnych ścian głębokiego kanionu przecinającego ogromną żyłę złota. Apache byli jednak inni niż biali (wersja mieszcząca się w kanonie Indian-aniołów) i brali tylko tyle złota ile było im potrzebne do wyrabiania świętych złotych wyrobów lub ozdób, ponieważ nie używali tego kruszcu jako środka płatniczego. Zgodnie z tym nurtem opowieści o złocie Gór Przesądów, gdzieś w trakcie jej narracji pojawia się postać Miguela Peralty, który w 1850 roku znalazł ponoć ową gigantyczną żyłę złota. Rodzina Peralty zastała jednak napadnięta przez okolicznych Apaczów, dla których rabunkowa eksploatacja złoża była czymś w rodzaju świętokradztwa, i wymordowana, co dało początek jeszcze jednej legendzie: legendzie o Masakrze Rodziny Peralty.


Złoto Apaczów - historia


Indianie faktycznie urządzali częste wyprawy wojenne przeciwko białym osadnikom, a Apache i Comanche słynęli ze szczególnbego okrucieństwa. Opisy takich masowych zbrodni, w których stosowano szczególnie wymyślne tortury i równie wymyślne metody egzekucji mężczyzn, kobiet i dzieci, nie należały do rzadkości i były opisywane w gazetach. Nie ma jednak żadnych wzmianek w lokalnych gazetach o napadzie Apaczów na rodzinę białych osadników w tym czasie. Żyjący w tych okolicach współcześni potomkowie Apaczów znający historię swojego plemienia, nie potwierdzają też żadnej wersji opowieści o wielkiej żyle złota w Górach Przesądów. Ci, którzy twardo wierzą w złoto w tym miejscu twierdzą, że nauczeni tragicznym doświadczeniem Indianie kłamią aby ochronić złotą żyłę przed zachłannością białego człowieka.


Miguel Peralta - legenda


Zgodnie z tą legendą, pierwszym białym człowiekiem, który odkrył tu złoto, był Don Miguel Peralta, członek powszechnie szanowanej meksykańskiej rodziny, posiadającej rancho niedaleko miejscowości Sonora w Meksyku. W 1845 roku, poruszając się śladami Coronado, Peralta miał natrafić na złotą żyłę w kanionie w Górach Przesądów. Peralta wrócił więc niezwłocznie do Meksyku w celu zakupienia narzędzi i zatrudnienia ludzi, którzy mieli mu pomóc w budowie kopalni. Wkrótce wybudował kopalnię i do Sonory zaczęły docierać transporty złota wartości milionów pesos. W 1848 roku Indianie, niezadowoleni z obecności białych w górach, postanowili pozbyć się ich stamtąd. Peralta, który dowiedział się jakoś o zamiarach Indian, polecił swoim ludziom zapakować narzędzia i wydobyte złoto na wozy oraz zamaskować wejście do kopalni. Rankiem następnego dnia zączęto szykować się do powrotu, lecz było już za późno. Zostali otoczeni przez Indian i wymordowani. Przerażone zgiełkiem walki muły rozbiegły się po okolicy, gubiąc po drodze narzędzia i złoto. Jeszcze po latach na dnie kanionów można było znaleźć szkielety zwierząt, które spadły z wysokich ścian skalnych. Wkrótce obszar ten ochrzczono mianem "Gold Field" (Złote Pole) i stał się on celem pielgrzymek poszukiwaczy złota, awanturników liczących na zdobycie szybkiej fortuny i wyjętych spod prawa gangsterów.


Miguel Peralta - historia


Człowiek nazwiskiem Miguel Peralta istniał naprawdę i faktycznie przez jakiś czas był właścicielem kopalni złota, tyle, że w okolicach miejscowości Valencia w Californi, a nie w Arizonie i nie miał nic wspólnego z Sonorą w Meksyku. W połowie lat 1860-tych kopalnia Peralty przynosiła niezły dochód - rocznie wydobywano tam złoto wartości ponad 35 tysięcy dolarów, co było sporą sumą w tamtych czasach. Resztki kopalni Peralty istnieją do dziś. Złoto skończyło się jednak bardzo szybko i kopalnia została zamknięta i zapomniana, a Peralta - z braku innego źródła dochodu - stał się oszustem. Wkrótce po zamknięciu kopalni sprzedał niejakiemu doktorowi George M. Willing'owi sfałszowane papiery potwierdzające prawa do eksploatacji złóż złota w Arizonie. Za sumę 20 tysięcy dolarów doktor odkupił od Peralty prawa do ponad 3 milionów akrów ziemi w dzisiejszej Arizonie i w Nowym Meksyku i pochodzących rzekomo z nadania ziemi rodzinie Peralty przez Imperium Hiszpańskie jeszcze w osiemnastym wieku. Sfałszowane dokumenty Peralty snanowią główny wątek w jeszcze jednej historii - tym razem prawdziwej - o wielkim oszuście zwanym "Baronem Arizony" - James'ie Reavis'ie.
Doktor Willing nigdy nie odzyskał swoich pieniędzy, a historia - mocno zniekształcona - stała się częścią niektórych wersji legendy o Zaginionej Kopalni Holendra w latach 30-tych XX wieku, na fali nowego zainteresowania tą historią. Wedlug nowszych wersji, Jacob Waltz - prawdziwy Holender - nie znalazł złota Apaczów ani nie zbudował własnej kopalni, tylko odnalazł kopalnię Peralty.
Z historią Peralty i złotem Apaczów jest związana jeszcze jedna opowieść: o doktorze Thorne.


Abraham Thorne - legenda


Człowiekiem który zobaczył na własne oczy miejsce, gdzie Peralta wydobywał kiedyś złoto, był doktor Abraham Thorne. Urodził się w stanie Illinois i większość życia spędził lecząc biednych Indian w zachodnich stanach kraju, głównie w Arizonie. Zjednał sobie ich respekt i szacunek, opiekując się rannymi i chorymi. W roku 1870 do doktora przybyło kilku najstarszych członków plemienia, którzy powiedzieli mu, że ponieważ jest on człowiekiem szlachetnym i dobrym i sprawdzonym przyjacielem Apaczów oni, starszyzna plemienna, pokażą mu miejsce gdzie znajduje się bardzo dużo złota. Postawili jednak warunek: w czasie prawie 20 milowej podróży musi mieć całkowicie zasłonięte oczy. Doktor zgodził się i wkrótce wyruszyli w kierunku góry Superstition. Po dotarciu do celu, Indianie odsłonili doktorowi oczy i ujrzał on nieznany kanion, w którego południowym krańcu, w odległości ok. 1 mili, wznosiła się wielka skalna iglica. W pobliżu nie widać było żadnej kopalni, za to niedaleko ściany kanionu leżała duża sterta złotych samorodków, jakby specjalnie dla niego przygotowana. Zabrał ze sobą tyle ile mógł udźwignąć i ruszyli z powrotem. Po dotarciu do miasta sprzedał kruszec za 6,000 dolarów, a historia jaką opowiedział mieszkańcom, niepomiernie wzmogła zainteresowanie zaginioną kopalnią. Niektóre wersje tej opowieści mówią, że złotą żyłę w kanionie pokazał doktorowi Thorne wódz Apachów, którego wyleczył on z ciężkich ran lub chorób. W niektórych wersjach opowieści, wodzem tym jest sam słynny Geronimo.


Abraham Thorne - historia


Doktor Abraham Thorne to postać autentyczna. Był lekarzem, ale nie służył nigdy w wojsku, jak mówią niektóre wersje legendy. Prawdziwy doktor Thorne mieszkał w małym miasteczku w stanie New Mexico, gdzie w latach 1860-tych miał gabinet i prowadził prywatną praktykę lekarską. Wszyscy w miasteczku, w tym pacjenci doktora, znali jego - powtarzaną wielokrotnie - historię niewoli u Indian Navajo. Dr Thorne został pojmany przez Navajos w roku 1854 i spędził u nich co najmniej 4 lata. W miarę upływu lat zaczął być przez Indian traktowany coraz bardziej jak członek plemienia, a w końcu uwolniony. Całkiem prawdopodobne, że jako lekarz, leczył również chorych mieszkańców wioski Navajos. Podczas pobytu u Indian, Thorne odkrył podobno bogatą żyłę złota gdzieś w Nowym Meksyku i w roku 1858, tuż po rozstaniu się z Navajos, powiedział o niej trzem żołnierzom amerykańskiej kawalerii.
Wszystkie elementy tej historii są całkiem prawdziwe, znane są nawet postacie trzech żołnierzy, którzy przez kilka lat bezskutecznie szukali złotej żyły doktora Thorne. Nie mająca nic wspólnego z Górą Przesądów i mocno znieksztalcona historia doktora Thorne stała się po latach częścią legendy o zaginionej kopalni.
Istnieje jeszcze jedna, skrócona wersja koncentrująca się tylko na żołnierzach i nie wspominająca ani słowem o doktorze Thorne. Według niej, dwóch (nie trzech) kawalerzystów odkryło wielką żyłę czystego złota w okolicy Superstition Mountain. Mężczyźni wrócili do miasta płacąc złotem w miejscowym hotelu i w saloonie i opowiadając o złocie. Po kilku dniach wyszli w góry i nigdy nie wrócili.


Jacob Waltz i Jacob Weiser - legenda


Jacob Waltz przybył do Stanów Zjednoczonych w 1845 roku. Zafascynowany opowieściami o przygodach i fortunach poszukiwaczy złota, Waltz zajął się szukaniem swojej fortuny - najpierw w Północnej Karolinie, później w Mississippi, w Californi i w końcu w Nevadzie, gdzie u podnóża gór Sierra Nevada pracował przez 10 lat w kopalni złota. Nie zdobył tam wprawdzie fortuny, ale odłożył wystarczająco dużo pieniędzy aby móc spokojnie i wygodnie żyć. Waltz wybrał jednak inne życie. W roku 1868, mając pięćdziesiąt parę lat, osiedlił się w dolinie Rio Satillo, położonej w północnej części góry Superstition. Tam usłyszał od miejscowych Indian opowieść o bogu strzegącym złota w górach, oraz o zaginionej kopalni.
Przez następne 20 lat Waltz poszukiwał złota na własną rękę albo pracował w kopalniach. W jednej z nich, w 1870 roku poznał niejakiego Jacoba Weiser'a. Obaj zaopatrzyli się w narzędzia i zniknęli w niedostępnych terenach otaczających górę Superstition. Po jakimś czasie pojawili się w mieście Phoenix, płacąc w sklepach i barach złotymi samorodkami. Przez szereg lat obaj znikali co jakiś czas, aby pojawić się z nowym zapasem złota. Dla wszystkich stało się jasne, że odkryli duże pokłady złota, być może nawet starą kopalnię Don Miguela Peralty. Jedna z wersji głosi, że pewnego razu ocalili życie potomkowi pierwszego odkrywcy kopalni, który w dowód wdzięczności pokazał im mapę z jej lokalizacją.
Po jakimś czasie zniknął wspólnik Waltza, Jacob Weser. Zaczęto podejrzewać, że został zabity przez Indian, lub przez zazdrosnego o tajemnicę wspólnika. Nigdy nie wyszło na jaw co się z nim stało. Waltz nadal znikał  co jakiś czas w górach, aby następnie pojawiać się z torbami pełnymi złotego kruszcu. Wielu ludzi próbowało go śledzić i zlokalizować miejsce skąd wydobywał złoto, ale Waltzowi zawsze udawało się zmylić trop.
W 1891 roku Waltz zaprzyjaźnił się z meksykańską wdową, Julią Thomas, właścicielką małej piekarni w Phoenix. Pewnego dnia powiedział że pokaże jej na wiosnę swoją tajemniczą kopalnię. Niestety, Julia Thomas nigdy jej nie zobaczyła, Waltz umarł bowiem 25 października 1891 roku w łóżku, pod którym leżała torba wypełniona złotymi bryłami. Po jego śmierci wielu ludzi próbowało odnaleźć tajemniczą kopalnię. Sims Ely i Jim Bark, dwaj poszukiwacze złota przez 25 lat szukali kopalni nazywanej już wtedy "The Lost Dutchman Mine" (Zaginiona Kopalnia Holendra). Nestety bezskutecznie, nikomu do tej pory nie udało się jej odnaleźć.
Niektóre wersje włączają elementy innych legend. Według jednej z nich, Waltz uratował członka rodziny Peralty od pewnej śmierci podczas napadu Apaczów, za co ten z wdzięczności podał mu miejsce gdzie znajduje się kopalnia. Inna wersja mówi, że Waltz sam znalazł kopalnię Peralty, i że tajemnicę jej lokalizacji zabrał do grobu. Jeszcze inna mówi, że Waltz cudem uniknął śmierci z rąk Apaczów lub, że zmarł od ran zadanych mu przez Indian, ale przed śmiercią zdołał powiedzieć niejakiemu doktorowi Walkerowi gdzie znajduje się kopalnia. Każda z tych wersji może dać początek całkiem nowym wątkom, które - wbrew powszechnej opinii, że legendy nie powstają już w 21 wieku - pojawiają się regularnie do dziś! Poszczególne wersje mają nowe zakończenia, w miarę postępów w nauce i w różnych technologiach, w opowieści o zaginionej kopalni Holendra pojawiają się wątki techniczne, co jakiś czas prasę obiegają doniesienia, że kopalnię wreszcie odnaleziono. Wszystko to dowodzi jak głęboki wpływ miała i ma ta historia na zbiorową świadomość mieszkańców okolic Gór Przesądów.


Jacob Waltz i Jacob Weiser - historia


Jacob Waltz to postać jak najbardziej autentyczna. Wyemigrował do USA w 1845 roku i po serii różnych zajęć, został w końcu farmerem w okolicach dzisiejszego Phoenix w Arizonie. Pierwsza część legendy jest więc prawie w całości zgodna z prawdą - za wyjątkiem jedynie informacji, że był farmerem, o czym nie wspomina ani jedna wersja legendy.
Wielu badaczy sądzi, że Waltz działał sam i nigdy nie miał żadnego wspólnika, zwłaszcza osobnika o tak podobnym nazwisku i identycznym imieniu. Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że historia Holendra powtarzana niezliczoną ilość razy została tak zniekształcona, że w końcu pojawił sie w niej dodatkowy bohater. Łatwa do wyjaśnienia okazała się również sprawa "Holendra". Po angielsku Holender to Duchman (Duńczyk to "Dane"). Niemiec to co prawda German, ale po niemiecku Deutch, i tak mówiono o Waltzu. Ktoś wymówił niemiecke "deutch" - "dutch" - i Waltz został na wieki Holendrem.
Istnieje do dziś oświadczenie Jakoba Waltza, w wieku "około lat 38" urodzonego we wrześniu 1810 roku w Wirtenbergii z roku 1848. Waltz osiedlił się w Arizonie w polowie lat 1860-tych po kilkunastu latach spędzonych w innych rejonach kraju i próbował szczęścia w biznesie kopalnianym, ale z marnym skutkiem. Istnieją dokumenty, że w roku 1870 Waltz był właścieielem 160 akrów ziemi koło Phoenix i zajmował się uprawą roli.
Wiosną 1891 roku rejon Phoenix nawiedziła tragiczna powódź i gospodarstwo Waltza przestało istnieć. Zaraz po tym Waltz rozchorował się ciężko. Opiekowała się nim bliska przyjaciółka Julia Thomas. Waltz zmarł na zapalenie płuc 25 października 1891 roku.
Nic nie wiadomo aby Thomas była meksykańską wdową i właścicielką piekarni w Phoenix. Wiadomo natomiast, że była w 1/4 Murzynką i przez jakiś czas prowadziła jakiś inny interes. 1 września 1892 roku lokalny dziennik Arizona Enterprise doniósł, że niejaka Julia Thomas wraz ze wspólnikami od jakiegoś czasu poszukuje w Górach Przesądów zaginionej kopalni Peralty, i że ma pewne informacje co do jej lokalizacji od zmarłego Jacoba Waltza. Thomas nigdy nie znalazła kopalni, po kilku latach ona i jej wspólnicy zajmowali się sprzedażą kopii mapy wskazującej położenie kopalni Holendra. Mapki sprzedawano po 7 dolarów, co bylo dużą sumą, nikt jednak nie znalazł ani kopalni ani nawet grama złota z jej pomocą. Handel mapą "Holendra" był jednym z tysięcy drobnych oszustw, jakich ofiarą padali naiwni w dziewiętnastym wieku.


Góra Superstition i zaginiona kopalnia pobudzały wyobraźnię ludzi przez całe dekady - i pobudza do dziś. Dla wielu skończyło się to tragicznie. Latem 1880 roku dwóch byłych żołnierzy pojawiło się w miasteczku Pinal w poszukiwaniu pracy w kopalni, której właścicielem był Aaron Mason. Pokazali Masonowi małe kawałki złotej rudy, którą znaleźli podczas podróży przez okolice góry Superstition. Masona zaskoczył widok rudy niezwykle bogatej w złoto, postanowił więc zawiązać z nimi spółkę, na co obaj przybysze ochoczo przystali, niewiele znając się na górnictwie. Mason odkupił od nich pozostałe złoto za sumę 700 dolarów i wyposażył ich w odpowiedni sprzęt. Następnego dnia dwaj byli żołnierze opuścili Pinal, aby nigdy już tam nie wrócić. Po dwóch tygodniach Mason wysłał grupę ludzi na poszukiwanie zaginionych. Ciało jednego z nich z przestrzeloną głową znaleziono niedaleko szlaku wiodącego w góry. Resztki zwłok drugiego odnaleziono dzień później, również z przestrzeloną głową. Nigdy nie udało się ustalić, kto pozbawił ich życia.

Innym poszukiwaczem, który zginął w tajemniczych okolicznościach poszukując kopalni Holendra, był Elisha Reavis, zwany także "Szaleńcem z Superstition". Od roku 1872 aż do swojej śmierci w 1896, Reavis mieszkał w niedostępnych rejonach gór Superstition. Nadano mu przydomek szalony, ponieważ mówiono że czasami włóczył się nocami nago po kanionach i strzelał do gwiazd. Indianie nigdy go nie niepokoili, ponieważ uważali, że jest szaleńcem i bali się go. W kwietniu 1896 roku jeden z przyjaciół Reavisa zauważył, że nie przybył on do miasta po zaopatrzenie, tak jak czynił co jakiś czas. W jego obozowisku znaleziono tylko będące w stanie rozkładu, pozbawione głowy ciało.

Reavis "działał" w okolicy Góry Przesądów w tym samym czasie kiedy - zgodnie z legendą - szukał tam złota "Holender" Jacob Waltz. Niewykluczone więc, że to właśnie on był pierwotnie bohaterem opowieści o zaginionej kopalni, a nie Jacob Waltz. Reavisa powszechnie uważano za szaleńca i może właśnie dlatego w którejś wersji historii o złocie, pominięto jego nazwisko i zastąpiono pierwszym z brzegu. Jacob Waltz nadawał się na bohatera legendy bo był imigrantem, niewiele było o nim wiadomo i sama jego postać bardzo szybko obrosła dodatkowymi mitami.

W tym samym roku w tajemniczych okolicznościach zaginęło dwóch innych poszukiwaczy kopalni. W 1910 roku w jaskini, wysoko na zboczu góry Superstition, znaleziono szkielet kobiety, a obok niego parę bryłek złota. W czerwcu 1931 roku w Superstition Mountains zaginął urzędnik rządowy z Washington D.C., Adolph Ruth. Jego czaszkę z dwoma dziurami po kuli ze strzelby znaleziono w pobliżu góry Black Top, a jego rozwleczony przez kojoty szkielet, miesiąc później  w odległości 3/4 mili. Pozostałości zostały zidentyfikowane przez najlepszego antropologa tamtych czasów, doktora  Aleš'a Hrdličkę na podstawie informacji dentystycznych i metalowych gwoździ w kolanach. Adolph Ruth nieszczęśliwie połamał sobie nogę w wypadku w czasie poszukiwania zaginionej kopalni złota Pegleg w Californi. Na szczątkach jego ubrania znaleziono tejemniczy napis: "Około 200 stóp naprzeciwko jaskini", oraz "Veni, Vidi Vici" (łac. Przyszedłem, Zobaczyłem, Zwyciężyłem - najkrótsze w historii sprawozdanie wojskowe. Depeszę tej treści w roku 47 p.n.e. wysłał rzymskiemu Senatowi Juliusz Cezar po zwycięskiej kampanii i pokonaniu armii Pontu). Nie znaleziono przy szczątkach żadnej mapy i nie udało się ustalić, co miały oznaczać te słowa.
Jedno jest pewne: gdyby nie historia Adolph'a Ruth'a - amatora-poszukiwacza skarbów - nagłośniona przez ówczesną prasę do rozmiarów wydarzenia na miarę narodową, legenda o zaginionej kopalni Holendra zostałaby zapomniana tak samo jak setki podobnych historii o kopalniach, żyłach złota i skarbach karaibskich piratów, zasypanych gdzieś przez skalne osuwiska albo zakopanych w jaskini na bezludnej wyspie. O przypadku Ruth'a pisały gazety w całym kraju a domysłom nie było końca. W czasach Wielkiej Depresji romantyczna opowieść o śmiałku-poszukiwaczu i jego tajemniczym morderstwie dla mapy wywoływała dreszcz u czytelników, zmęczonych już codziennymi doniesieniami o bezrobociu, bankructwach i darmowej zupie.

Co jakiś czas w okolicach Superstition odnajdywane są szkielety albo czaszki ludzi, którzy próbowali wydrzeć górom ich tajemnicę. Śmiałków jednak nie brakuje, chociaż nikomu do dziś nie udało się rozwiązać zagadki Zaginionej Kopalni Holendra.


Web Analytics