Comanche map1 map2 map5

Saturday, May 04th

Old West | Indianie | Plemiona | Comanche

Comanche


Nazwa Comanche to hiszpańskie zniekształcenie słowa "Kohmahts" w języku Indian Ute, oznaczającego wrogów, obcych albo "tych, którzy są zawsze przeciwko nam". Tak jak większość plemion indiańskich, Comanche nazywali samych siebie po prostu "ludźmi”, "Numunuh" w ich własnym języku. Są jedną z wielu grup należących do plemienia Shoshone, żyjących na terenie dzisiejszego południowego Idaho i Wyoming. Dokładne daty nie są oczywiście znane, ale prawdopodobnie jeszcze w XVI wieku opuścili góry na północnym zachodzie i rozpoczęli wędrówkę na południe. Osiedlili się w południowo-zachodniej Oklahomie, zachodnim Taxasie i we wschodnich partiach Nowego Meksyku, gdzie po raz pierwszy zobaczyli sprowadzone przez Hiszpanów konie. Comanche bardzo szybko nauczyli się chwytać i ujeżdżać dzikie mustangi, potomków zdziczałych koni wszelkich ras, które wydostały się z hiszpańskich hodowli. Bardzo szybko stali się wybornymi jeźdźcami i zaczęli dominować na nowych terenach. Cały ten ogromny obszar był dobrze nawodniony, a ciągnące się setkami mil, beskresne łąki mogly utrzymać ogromne stada koni Comanchów, niezliczone stada bizonów i inną drobną zwierzynę. Koń umożliwił Comanchom szybkie przemieszczanie się na dużych obszarach i ogromnie ułatwił polowania na bizony.


"Across the Great Plains", olej.  David Mann. Zdjęcie: Courtesy David Mann.


W górach na północnym zachodzie, Comanche byli jedną z wielu grup koczowniczego, przemieszczającego się na piechotę i względnie spokojnego plemienia. Podczas sezonowych wędrówek za stadami bizonów, wszystko co posiadali, musiało być przenoszone na własnych plecach, a raczej na plecach squaws, albo ciągnięte przez psy. Żadne plemię indiańskie przed przybyciem białych nie znało koła ani nie posiadało zwierząt pociągowych, poza psem, którego jednak trzymano głównie dla mięsa. Dzięki opanowaniu hodowli koni oraz sztuki konnej jazdy, Comanche stali się panami zachodnich równin, a ich populacja wprost eksplodowała. Nie było wtedy jeszcze spisów ludności, ale badacze szacują, że ich populacja liczyła od 10 do 30 tysięcy ludzi. W miarę jak stawali się coraz potężniejsi, zaczęli najeżdżać swoich sąsiadów. Napadali na osady i wioski Indian Apache i Pueblo w Arizonie i w Nowym Meksyku i na Pawnee we wschodnim Kansas. Prowadzili handel z Hiszpanami w okolicach Santa Fe, ale równie chętnie urządzali łupieżcze rajdy na hiszpańskie osady w Meksyku i w Texasie. Często brali jeńców w Meksyku i wymieniali ich w Santa Fe za gotowe produkty. Ani Imperium Hiszpańskie, ani Republika Meksykańska nie miały środków, aby powstrzymać to doskonale zorganizowane piractwo.


"Native American Warrior", olej. Frank McCarthy. Zdjęcie: Courtesy Frank McCarthy.


Istniało pięć osobnych klanów, których członkowie mówili tym samym językiem i uważali samych siebie za Comanches, ale były one zupełnie niezależne. Nie posiadali żadnej organizacji państwowej ani narodowej lub etnicznej, nie mieli też żadej polityki, dyplomacji, planowania na jakimkolwiek szczeblu, ani niczego co możnaby uznać za gospodarkę. Jeśli życie materialne Comanchów można nazwać ekonomią, to cały ten sektor był całkowicie oparty na bizonach i uzależniony od polowań na te zwierzęta. Gospodarka oparta na bizonach nie była oczywiście niczym wyjątkowym, prawie wszystkie plemiona i grupy indiańskie z Wielkich Równin były uzależnione od bizonów, ale Comanche, poza organizowaniem polowań i wypraw wojennych, nie robili nic innego. Życie plemienia składało się prawie wyłącznie z tych dwóch podstawowych zajęć. Comanche, jak wszyscy pozostali Indianie północnoamerykańscy, nigdy nie wymyślili pisma ani koła, ale nie nauczyli się też żadnej z najprostrzych metod uprawy czegokolwiek. Nie sadzili kukurydzy, fasoli ani niczego innego, nie wytworzyli też żadnej formy artystycznej, poza zastosowaniem kolorowych ptasich piór wplatanych w końskie grzywy i ogony i we własne włosy. Comanche nie znali technik wyrobu glinianych naczyń jak Navajos i Apeches, wyplatania koszyków jak wiele innych plemion, ani wyrobu koców i tkanin, ale nie wiadomo na pewno czy faktycznie nie znali, czy też po prostu nie zajmowali się tak prozaicznymi czynnościami. Sławę i szacunek zdobywało się przez odwagę i pogardę dla śmierci na polu bitwy, a nie wśród squaws plotąc kosze. W sklad ich diety wchodziły dzikie jarrzyny - cebula, agawa, i wiele innych, oraz orzechy, dzikie śliwki i inne owoce. Ich zbieraniem zajmowały się kobiety. Comanche nie znali żadnych metod konserwacji owoców ani jarzyn, dlatego wszystko było konsumowane na bieżąco. Tylko mięso było suszone na słońcu i przechowywane dłużej, na zapas. Comanche nie jedli ryb ani niczego co pochodziło z wody i brzydzili się mułami, potomstwem konia i osła, ponieważ są bezpołodne i nie mogą się rozmnażać. Comanche nie posiadali w ogóle żadnej kultury, nie mieli formalej religii ani nawet bardziej złożonych wierzeń. Nie mieli kosmogonii ani legend, ale urządzali różne ceremonie, najczęściej związane z udanym rajdem na sąsiadów, na które składaly się wymyślne tortury i męczarnie zadawane jeńcom, zdzieranie skalpów, obcinanie uszu i nosów, przypalanie różnych części ciała i tym podobne. Główną działalnością wszystkich wojowników były stałe i bezustanne wojny, a raczej łupieżcze napaday na każdego na kogo się dało. Drugą, jakby uzupełniającą, zajmującą o wiele mniej czasu i planowana, były polowania na bizony, których milionowe stada zapewniały stały i niewyczerpany zapas żywności.

Comanches nie rozumieli koncepcji narodowości, członkiem grupy i ewentualnie Comanchem, mogł się stać każdy, nawet porwane białe dziecko, ale jednocześnie mordowali z największą rozkoszą wszystkich obcych, każdego spoza ich własnej, małej grupy. Doprowadzili do ucieczki i przesiedlenia się kilkunastu innych plemion i do prawie całkowitej zagłady jednego z najwaleczniejszych plemion w Ameryce Północnej - Apaches.

Pomimo częstych najazdów na Indian ze wszystkich żyjących w okolicy plemion, około 1790 r. niektóre grupy Comanches zawarły trwały sojusz z plemieniem Kiowa i z Kiowa-Apache1). Podobnie jak Comanche, Kiowa przybyli z górzystego Północnego Zachodu. Osiedlili się na południowytch równinach i podobnie jak Comanche, zetknęli się tam z końmi, które zaczęli hodować i kraść Hiszpanom. Kiowa i Comanche mówili różnymi językami, ale prowadzili prawie identyczny tryb życia. Kiowa byli znacznie mniejszym plemieniem i być może wpasowali się w specjalną niszę. Dla Comanchów byli zbyt ubodzy, niewarci najazdów i zbyt nieliczni, żeby stanowić zagrożenie. Byli jednak użytecznymi sojusznikami, dzięki czemu uniknęli losu wielu innych plemion, które miały nieszczęście znaleźć się w zasięgu Comanchów. Jednym z efektów sojuszu, były mieszane małżeństwa Comanche z Kiowa, co z pokolenia na pokoklenie umacniało związek obu plemion, wzbogacając go o element rodzinny. Kiowa stali na wyższym poziomie cywilizacyjnym, zwłaszcza w dziedzinie ekspresji artystycznej. Znali techniki garncarskie i wyrabiali bogato zdobione naczynia i utensylia z gliny. Wytwarzali też biżuterię i ozdoby z kolorowych kamyków, kryształów i innych naturalnych materiałówi, znali też wiele innych technik, ale Comanche nie przejęli od nich żadnej z nich.Ten sojusz dwóch niezwykle wojowniczych grup utrzymywał się rok po roku i dotrwał do dziś


"Napad", olej.  David Mann. Zdjęcie: Courtesy David Mann.


Comanches nie byli wcale mniej agresywni, kiedy na równinach zaczęli pojawiać się biali osadnicy, a tuż za nimi kolej. Wręcz odwrotnie, nieliczni hiszpańscy i później meksykańscy i amerykańscy osadnicy byli likwidowani z jeszcze większą zaciekłością. Każdy był wrogiem Comancha i jego potencjalną ofiarą. Wojownicy z grupy Penatarku, największego z pięciu klanów Comanches, razem z wojownikami Kiowa urządzali krwawe rajdy aż do wybrzeża Zatoki Meksykańskiej, nękali obszary wokół dzisiejszych miast Austin i San Antonio i siali terror i chaos w całym północnym i środkowym Texasie. Klany Penatarku i Quahada, (Ci którzy jedzą antylopy), dopuszczali się tak przerażających zbrodni, że bardzo niewiele osad powstało na zachód od "Linii Indian”, granicy północ-południe, którą wyznaczał łańcuch hiszpańskich presidios rozciągający się od okolic Red River aż do fortu Inge nad Rio Grande w pobliżu miejscowości Presidio w Teksasie. Forty te były jednak zbyt daleko oddalone od siebie i prawie nigdy nie miały wystarczająco dużej załogi zdolnej do patrolowania rozległych tererenów. W czasach po aneksji Texasu, dawne forty łączyła linia dyliżansowa Butterfield Stage, ale odległości między nimi były duże, nie było dróg a tylko wydeptane przez konie i muły szlaki. Podróż dyliżansem firmy Butterfield Stage należała do najbatdziej niebezpiecznych w całym kraju.


Wojownicy Kiowa po przesiedleniu do rezerwatu w Fort Sill, ca. 1872. Zdjęcie: Archiwum.


Klan Penatarku i trzy inne grupy Comanches oraz Kiowa, zawarły w końcu pokój z białymi i przenioniosły się do rezerwatu niedaleko Fort Sill, ale nawet wtedy i po przyjęciu traktatu z Medicine Lodge w 1869 roku, zarówno niezależne grupy Comanches jak i wspólne z Kiowa, w dalszym ciągu urządzały rajdy w Texasie, New Mexico i w południowym Kansas. Setki wojowników i wojennych przywóców Comanche i Kiowa, zginęło w akcjach odwetowych Rangers i później armii USA. Wielu zostało schwytanych i przeważnie rozstrzelanych lub powieszonych na miejscu. Klan Quahada przez długi czas pozostawał na uboczu, dokonując rajdów głównie na innych Indian i na osady meksykańskie i miał tylko nieliczne kontakty z białymi. Prawie na pewno prowadził jednak jakąś wymianę handlową z Comancheros2), bo okazało się później, że wojownicy Quahada mieli karabiny i rewolwery oraz stalowe groty do strzał. Możliwe też, że broń pochodziła z napadów.

Przywódcą3) klanu Quahada był słynny Quanah Parker, syn porwanej w 1839 roku z rodzinnego "fortu" białej dziewczynnki, Cynthii Ann Parker, która została później żoną "wodza" Pety Nocony i urodziła troje dzieci. Cynthia Parker została odbita podczas najazdu Batalionu Przygranicznego Rangers kapitana Sul'a Ross'a na wioskę Quahada, w którym zginął sam Peta Nocona (zobacz Cynthia Ann Parker w innym artykule). Quanah nigdy nie przyjął traktatu pokojowego z Medicine Lodge (1869 r.) i razem ze swoją grupą trzymał się jak najdalej od rezerwatu Fort Sill. Przez całą dekadę 1860 i jeszcze kilka lat po 1870 roku klan Quahada urządzał rajdy na osadników w Texasie, New Mexico, Kansas i w północnych stanach Republiki Meksykańskiej.


Ostatni przywódca Quahada Comanche, Quannah Parker, ca. 1880. Zdjęcie: Archiwum.


Comanche zwrócili na siebie uwagę Amerykanów dopiero kiedy Texas wyzwolił się od Meksyku. Niedługo po uzyskaniu niepodległości w 1838 r., nowa republika podpisała swój pierwszy traktat pokojowy z Comanches, traktat, który prawdopodobnie od samego początku był skazany na niepowodzenie. Został zawarty tylko z jedną grupą Comanche a nie z całym plemieniem, nie wyznaczał granicy między terenami należącymi doTeksasu i do Comanche i nigdy nie został ratyfikowany przez Senat nowej republiki. Zasadniczo wymagało to od Comanchów zaprzestania atakowania białych – co nie jest nieuzasadnione – i niektórzy Comanches może nawet zamierzali go przestrzegać. Jednak Republika Teksasu była młodym, niezależnym państwem ze stosunkowo bogatymi białymi przybyszami żyjącymi w odizolowanych osadach. Wojownicy Comanchów nie mogli się oprzeć takiej pokusie i traktat został wkrótce złamany.

Rajdy Comanchów były przykładami najwyższej wojskowej precyzji i planowania. Oddziały szturmowe mogły liczyć nawet do 1,500 wojowników i mogły poruszać się niepostrzeżenie po łąkach. Ataki na taką skalę okazały się wielkim sukcesem przeciwko tradycyjnym celom Comanchów, większym wioskom przeważnie nieuzbrojonych Meksykanów i innych Indian. Takie osady nie były w stanie odeprzeć najazdu Comanchów ani ścigać ich, kiedy wycofywali się po napaści.

Comanche urządzali swoje mordercze napady najczęściej nocą podczas pełni księżyca, kiedy mogli widzieć swoje cele wystarczająco dobrze. Kilka dni, kiedy księżyc znajdował się w tej fazie było dla białych osadników najbardziej przwerażającym okresem w każdym miesiącu. Mieszkańcy okolic napadanych przez Indian nazywali księżyc w pełni "Comanche Moon" - "księżycem Comanche”. Kiedy plądrowali domy w Texasie, przeważnie zabijali wszystkich mężczyzn, nastoletnich chłopców i bardzo małe dzieci. Czasem porywali trochę starsze dzieci i kobiety, ale nie było to regułą. Kobiety były wielokrotnie gwałcone przez wszystkich albo prawie wszystkich uczestników rajdu, skalpowane i zabijane tak samo jak mężczyźni. Kobiety Comanchów torturowały i okaleczały starsze dziewczęta i kobiety porwane i przywiezione do obozowiska, aby uczynić je mniej atrakcyjnymi. Kobiety Comanchów przewodziły także w torturowaniu mężczyzn i często brały udział w rajdach, czasem razem z wojownikami. Jedną z częstio stosowanych tortur było wycięcie skóry ze spodu stóp i przywiązanie porwanego jeńca do konia. Prawie nikt nie był w stanie ujść dalej niż kilkadziesiąt, kilkaset kroków. Taki jeniec upadał i wleczony przez konia umierał bardzo szybko.

W 1840 roku, niecałe dwa lata po traktacie z Medicine Lodge, stosunki między białymi osadnikami a Comanches były nadal wprost mordercze i pogarszały się z dnia na dzień. W marcu rząd Texasu wysłał pułkownika Henry'ego W. Karnes'a razem z grupą oficerów i żołnierzy na spotkanie z delegacją przywódców różnych grup Comanchów w siedzibie Rady Miejskiej w San Antonio. Karnes dostał zadanie oddzyskania porwanych wcześniej jeńców i próbę poprawy stosunków z Indianami. Teksańczycy szacowali, że Comanches przetrzymywali co najmniej 200 jeńców. Obiecali, że ich zwolnienie zostanie odebrane jako gest dobrej woli ze strony Comanchów.


Masakra wodzów Comanche w budynku Rady Miejskiej w San Antonio, Texas, 1840r.. Zdjęcie: Archiwum.


Spotkanie poszło bardzo źle. Comanches przywieźli ze sobą tylko jedną osobę spośród spodziewanych 200 jeńców, młodą dziewczynę, której twarz została makabrycznie okaleczona. Indianie spalili jej nos przykładając jej do twarzy rozpalone węgle, była posiniaczona, na całym ciele miała liczne ślady regularnego bicia. Opowiedziała, że ​​była bita i torturowana i że została wielokrotnie zgwałcona przez grupy wojowników. Żołnierze, którzy wiedzieli o dziesiątkach podobnych morderczych rajdów, porwaniach, torturach i gwałtach, nie zdołali zachować spokoju i utrzymnać dyscypliny. Zamiast negocjacji, doszło do szamotaniny i regularnej biwy, w której zabici zostali wszyscy obecni tam wodzowie Comanchów. Inni biali otworzyli ogień do wojowników eskorty zgromadzonych przed budynkiem rady. W ogólnym chaosie zginęły też dwie indiańskie squws i jedno dziecko.

Dla Comanchów rzeź ich przywódców i wojowników w Domu Rady była najgorszym rodzajem zdrady. To, co Texańczycy uważali za okrucieństwo - najazdy, tortury i rzezie jeńców - było dla nich normalnymi praktykami wojennymi. Comanches nigdy nie wybaczyli Texańczykom. Przez dziesięciolecia plądrowali Texas z czystej zemsty za zdradę w San Antonio. Comanche mogli organizować równie skuteczne rajdy na Kansas, do którego wcale nie było dalej, ale przez cale lata pielęgnowali swoją zapiekłą nienawiść do Texasu.


Powrót z łupami po udanyuch rajdach na Linville i Victorię,w sierpniu 1840r. Fragment , olej. Howard Terping. Zdjęcie: Courtesy Howard Terping.


Comanche nie czekali długo na zemstę. Na początku sierpnia 1840 roku rozpoczęli zmasowany atak na nadmorskie miasta Victoria i Linnville w sile ponad 1,500 wojowników z różnych klanów i grup i przy udziale Kiowa. W Victorii miejscowa obywatelska milicja, nazywana "Minutemen", zdołała odpędzić napastników strzelając do pędzących przez ulice wojowników z wnętrza budynków  Comanche, nieprzyzwyczajeni do walk w mieście, zostali zmuszeni do odwrotu. W Linnville wojownicy zabili około 20 mieszkańców; pozostali przeżyli tylko dzięki temu, że zdołali wbiec na stojące na wybrzeżu statki i wypłynąć w morze na bezpieczną odległość, skąd mogli widzieć kompletną zagładę ich miasta. Comanches spalili doszczętnie wszystkie budynki i uprowadzili wszystkie (co najmniej 2 tysiące) znajdujące się w mieście konie. Linnville nie zostało nigdy odbudowane, miejsce to jest obecnie dzielnicą rezydencyjną w powiecie Calhoun.

Linnville i Victoria leżą setki mil od centrum terytorium Comanches w Oklahomie. Ataki na te miasta uświadamiają ogromny zasięg i mobilność, z których byli znani. W tym samym czasie Comanches często polowali i obozowali tak daleko na południe jak Austin, czując się zupełnie bezpiecznie. Ogrodzenia wielkich pastwisk z drutu kolczastego nie zostały jeszcze wynalezione i nie było wtedy żadnego sposobu powstrzymania napadów. Właśnie dlatego biali zasiedlili tylko wschodnią, przybrzeżną część Texasu, reszta wybrzeża i cała reszta stanu - wtedy jeszcze Texas Republic - znajdowała się w zasięgu Comanche.

Wojna, która rozpoczęła się od masakry wodzów w budynkun Rady Miejskiej i od rajdów na Linnville i Victorię dla ich pomszczenia, trwała do końca lat 70-tych XIX wieku. Tą prawie 40-letnią batalię można podzielić na trzy etapy. W pierwszym, który trwał do czasu przystąpienia Texasu do Unii w 1845 roku, Comanches walczyli z organizującymi się lokalnie białymi osadnikami wspieranymi przez rząd Texasu, który był dla nich bardzo przychylny. Drugi, od 1845 do 1861 roku, przypominał zimną wojnę. Mocno liberalny rząd federalny ograniczał agresywne działania Comanchów, ale nie zlikwidował ich zdolności do prowadzenia wojny. W ostatniej fazie konfliktu, już po Wojnie Secesyjnej, rząd w Washington D.C., otwarcie wrogi wobec wszelkich sentymentów i pozostałości po Konfederacji, tzw. rząd Odbudowy (Reconstrution), ignorował krwawe i nasilające się od nowa rajdy Comanchów na rozbrojonych po wojnie białych i wspierał ich przez niezliczone programy socjalne i reformy. Dopiero po bezpośrednim zagrożeniu powojennej elity, podjęte zostały działania ostatecznie kończące zagrożenie ze strony Comanchów w 1879 roku.

Ważnym elementem sukcesów wojny przeciwko Comanche było przywództwo dynamicznego i agresywnego prezydenta Republiki Texasu, Mirabeau Buonaparte Lamar'a. Lamar pochodził z Georgii, przeniósł się do Texasu z powodu niepowodzeń w karierze zawodowej i w życiu prywatnym.  Brał udział w bitwie pod San Jacinto, w której Texańczycy pokonali armię generała Santa Any i Texas uzyskał niepodległość. Konstytucja Texasu, podobnie jak konstytucja Meksyku, pozwalała tylko na jedną kadencję prezydencką i Lamar został wybrany na następcę Sama Houstona. Jednym z pierwszych wyzwań nowego prezydenta byli Comanches. On sam tak określił ten problem: "Zaciekli i perfidni dzicy toczą z naszymi bezbronnymi mieszkańcami niesprowokowaną i okrutną wojnę, masakrując kobiety i dzieci i grożąc  szybkim i doszczętnym spustoszeniem całej linii naszych niechronionych granic.”


Texas Rangers. Zdjęcie: Courtesy David Mann.


Natychmiast po wielkich rajdach na Linnville i Victorię - największych w historii wojen z Indianami - Texańczycy utworzyli nowe oddziały obywatelskich milicji i zorganizowali kilka kompanii Rangers, do których dołączyły grupy Rangers z innych okolic. Nowe formacje z łatwością pokonały wycofujące się siły Comanchów w bitwie nad Plum Creek 14 sierpnia 1840 r. Plum Creek był pierwszym aktem ostatecznej rozprawy z najkrwawszymi plemionami amerykańskich Indian, chociaż wojna miała jeszcze trwać pełne cztery dekady.

Inaczej niż po typowej błyskawicznej akcji, w której Comanches porywali głównie konie i pewną liczbę jeńców, tym razem objuczeni łupami zrabowanymi w tych dwóch miastach, poruszali się wolno i częściej niż zwykle rozbijali tymczasowe obozowiska, zamiast uciec jak najdalej i jak najszybciej, co było ich typową taktyką stosowaną we wszystkich rajdach. Prawie nigdy wcześniej nie byli też przez nikogo ścigani, zwłaszcza po uprowadzeniu koni i wymordowaniu większości lub wszystkich zdolnych do walki mężczyzn. Tym razem jednak było inaczej. Przeciwnikami nie byli prawie całkiem bezbronni Indianie z innych plemion, ani kilka rodzin przybyłych niedawno ze Wschodu fermerów. Pościg za Comanchami został zorganizowany prawie natychmiast przez kilka dużych grup dobrze wyszkolonych weteranów i prawdziwych, gotowych na wszystko rewolwerowców. Nigdy dotąd Comanches nie musieli stawić czoła takiemu przeciwnikowi. Od lat 30-tych XIX wieku Texas Rangers byli uzbrojemi w sześciostrzałowe rewolwery firmy Colt i wielostrzałowe karabiny Remigtona (w latach 70-tych doszła prawdziwa armata wśród karabinów, potężna The Big Fifty, kaliber .50 firmy Sharps). Comanches wciąż jeszcze byli w większości uzbrojeni w łuki i strzały oraz włócznie, ale dzięki małym i szybkim koniom, rzadko padali ofiarami ciągłego ostrzału. Rangers na równie szybkich koniach mogli ich teraz łatwo dopędzić i galopując równo z nimi, strzelać bezsustannie, zadając im straszliwe straty swoimi sześciostrzałowcami i karabinami.

Zwycięstwo nad Plum Creek, zapoczątkowało nową, bezwzględną politykę prezydenta Lamara wobec Comanches. Za jego prezydentury doszlo do wielu odwetowych najazdów na wioski w centrum Imperium Comanchów w zachodnim Teksasie i w Oklahomie. Pułkownik John H. Moore wraz z grupą zwiadowców z plemienia Lipan poprowadził pierwszy atak w ramach nowej polityki. Oddział Rangers patrolował okolice, gdzie dziś leży Colorado City (w Teksasie) a jego indiańscy scouci odkryli słabo zabezpieczoną wioskę Comanche. Moore wydzielił oddział dla odcięcia prawdopodobnej drogi ucieczki i nakazał głównemu korpusowi atakować. Atak zaskoczył Comanchów całkowicie. Podczas chaotycznej ucieczki żołnierrze zabili 50 wojowników we wiosce, a oddział, który zastawił pułapkę na drodze spodziewanej ucieczki Comanches, zabił jeszcze 80. W bitwie zginęły też kobiety i dzieci. Żołnierze nie stosowali żadnych ulg ani wyjątków, zastosowali taktykę podobną do tej, jaką stosowali Comanches. Taktyka nagłego ataku i zasadzki pułkownika Moore'a była później powielana niezliczoną ilość razy przez Rangers i amerykańską kawalerię.

Co ciekawe, był to ten sam podstawowy plan, który George Custer zastosował w Little Big Horn w 1876 roku. Wioska Indian Sioux była ogromna, oni sami byli uzbrojeni w nowoczesne karaniny naciągane dźwignią w stylu Remingtona, pozwalające na oddanie kilkunastu strzałów w ciągu paru sekund. Wojownicy Sioux zaskoczyli oddział, który miał uderzyć z zasadzki na tyłach wroga i przypuścili główny atak wieloma oddziałami na 7 regiment kawalerii Custera. Była to genialna strategia i Custer nie miał najmniejszych szans na zwycięstwo.

Lamar postrzegał konflikt jako wojnę rasową i nie ukrywał, że pragnie pozbyć się wszystkich plemion indiańskich całkowicie i raz na zawsze. Prawdopodobnie wytępiłby Comanchów gdyby mógł, ale najwidoczniej zdawał sobie sprawę, że nie będzie to łatwe zadanie. Podjął inne kroki przeciwko mniej walecznym plemionom. Jego administracja celowo nie wysyłała żadnej pomocy, kiedy choroby dziesiątkowały terytorium Indiańskie. To właśnie prezydent Lamar doprowadził do osadzenia Indian Cherokee, Caddo i Tonkawa w rezerwatach w Oklahomie, ale kiedy już tam byli, nigdy więcej ich nie nękał. Stosował strategie zarówno defensywne jak i ofensywne w wojnie przeciwko Comanche. Rangers byli w stanie pokonać duże grupy i Comanches szybko zdali sobie sprawę, że muszą zmienić taktykę. W nowej sytuacji prawie całkowicie zrezygnowali z wielkich akcji przy udziale wielu setek wojowników. Wkrótce duże grupy przestały być organizowane całkowicie, a Minutemen w osadach w Texasie, w miarę skutecznie bronili się teraz przed mniejszymi atakami. System nie był doskonały, ale rajdy stawały się coraz rzadsze i uczestniczyło w nich o wiele mniej wojowników niż dawniej. Ranges nadal niszczyli prewencyjnie lub w odwecie wioski Comanches i jak pisał T.R. Fehrenbach w swojej doskonałej książce "Comanche: A History of a People", "było wiele działań odwetowych, których nikt nie zadał sobie trudu zgłosić” (odpowiednim władzom).

Tragedią Comanches i głównym powodem ich klęski było to, że choć napadali i łupili wszystkich dookoła od pokoleń, nigdy nie mieli do czynienia z takim przeciwnikiem jak Texascy osadnicy i zupełnie ich nie rozumieli. Hiszpanie i Meksykanie byli łatwą zdobyczą. Nie mogli zorganizować obrony na pełną skalę, nie mieli też milicji, którą mogliby wezwać na pomoc, ani oddziałów podobnych do Ranges, utworzonych specjalnie do walki z Indianami. Comanches byli pewni, że biali ludzie są zasadniczo tacy sami jak oni, że są to tylko luźno zorganizowane bandy, dla których obraza jednego nie jest zniewagą dla wszystkich. Texańczycy widzieli sprawy inaczej i zjednoczyli się przeciwko temu, co uważali za zagrożenie dla całego państwa.

Comanches nigdy wcześniej nie byli zagrożeni najazdami odwetowymi i czuli się bezpieczni po dokonaniu najkrwawszych zbrodni.  W ich oczach wojna kończyła się po powrocie grupy do wioski lub tymczasowego obozowiska. Texańczycy byli inni. Czasem wiele miesięcy po rajdzie na osadę lub farmę, dokonywali krwawego najazdu na osadę winnych - lub niewinnych - grup Comanches wybijając większość mieszkańców i paląc doszczętnie ich cały dobytek i zapasy. Akcje Comanches były ograniczone porami roku i okresami polowań na bizony, podczas gdy Texańczycy mogli prowadzić kampanie o każdej porze roku. Pod koniec administracji prezydenta Lamara zginęło całe pokolenie wojowników Comanche. T.R. Fehrenbach szacuje, że łącznie w latach 1838-1840 zginęła jedna czwarta "braves", większość z nich w akcjach już po nieszczęsnym "spotkaniu" w gmachu Rady Miejskiej w San Antonio.

Tym, co ostatecznie uchroniło wtedy Comanches przed całkowitą klęską i pomoglo im w kontynuacji wojny z Texasem, była ogólna sytuacja geopolityczna. Po wyczerpującej wojnie z Meksykiem po uzyskaniu niepodległości, Republika Texasu była bankrutem. Finanse kraju były w opłakanym stanie a kampania przeciwko Comanches była tylko jednym z kilku konfliktów, które musiały być finansowane z kasy państwowej. Wciąż jeszcze zdarzały się utarczki graniczne i najazdy oddziałów regularnej armii meksykańskiej na przygraniczne miejscowości i Lamar musiał wysyłać oddziały wojskowe do odpierania ataków. Ze Stanów Zjednoczonych dochodziły tymczasem wyraźne sygnały, że Texas może zostać przyjęty do Unii jako nowy stan, co byłoby wybawieniem dla rządu bez pieniędzy. Teksas dołączył do Unii w 1845 roku i kosztowne bataliony Texas Rangers zostały ograniczone, a ich obowiązki przejęły oddziały federalne USA.

Początkowo armia wysyłała tylko piechotę do obrony fortów wzdłuż granicy i nie mogła powstrzymać Comanches przed swobodnym poruszaniem się po preriach. Sekretarz Wojny i późniejszy prezydent Konfederacji Jefferson Davis, utworzył i wysłał do Texasu pułk kawalerii, któremu udało się zapobiec wielu najazdom. Niektórzy historycy sądzą, że wysiłkom kawalerzystów wydatnie pomogła epidemia cholery, którą przywlekli do Texasu słynni "Forty-Niners” migrujący tysiącami do Californi podczas wielkiej Gorączki Złota. Szacuje się, że w tym czasie populacja Comanches spadła z 20  do 12 tysięcy.

W 1860 roku, 15 lat po aneksji Texasu przez USA, Comanches byli w defensywie, osłabieni przez zarazę i stale nękani przez amerykańską kawalerię. Ich ostateczna porażka byłaby tylko kwestią czasu, ale wojna domowa zmieniła równowagę sił. Texas opuścił Unię i oddziały federalne zostały usunięte, a siły nowopowstałej Konfederacji Stanów Ameryki (CSA) zostały przerzucone na wschód. W połowie Wojny Secesyjnej Comanches wznowili rajdy na osady i rancha. Wrócili do starych sposobów gwałtu, grabieży i tortur, ale z zupełnie nowym wigorem. Wkrótce odkryli, że bydło skradzione w Teksasie mogą  odsprzedać z dużym zyskiem meksykańskim Comancheros w dolinie Rio Grande, albo za nowoczesne karabiny Remingtona i wojskowe rewolwery Colta. Texaskie oddziały milicji i Rangers straciły przewagę w sile ognia, jaką miały przez całe dziesięciolecia.  Wcześniej, dzięki wymianie z innymi plemionami i z Comancheros, Comanches byli w stanie zdobyć kilka lub kilkanaście sztuk dobrej, nowoczesnej bronii, ale masowa produkcja przemysłowa i rosnący handel, znacznie ułatwiły jej zdobycie.

Wszystko to razem spowodowało, że tymczasowy teksaski rząd powojennej Rekonstrukcji, oprócz wielu innych nierozwiązywalnych jeszcze przez długi czas problemów, odziedziczył również nasilającą się ze straszliwą furią wojnę z Comanches, której niestety nie potraktował poważnie. Żyjąca na codzień w wydywanowanych pałacach i kuluarach rządowych instytucji elita, była mniej zainteresowana walką z Indianami, niż wzbogacaniem się kosztem zaniedbywania spraw lokalnych. Największą wagę przywiązywano jednak do wszelkich akcji wspierania wyzwolonych właśnie Murzynów. Stuacja pogorszyła się poważnie pod koniec lat 60-tych XIX wieku. Wspomniany wcześniej T.R. Fehrenbach pisze, że "w 1870 roku od dawna zasiedlone regiony cofały się w kierunku wyludnienia. "Zginęły setki osadników, ale tysiące opuszczały Texas. Panika była bardzo realna”. Ci, którzy zostali, zamieniaili swoje hacjendy w prawdziwe twierdze.


"Sunset for the Comanche", Howard Terpning. Zdjęcie: Courtesy Settlers West Galleries, Tucson, AZ.


Nawet wtedy kiedy Comanches mordowali białych osadników, rząd próbował tworzyć sanktuaria i prowadził akcje zapewniania pomocy społecznej, wyznaniowe programy asymilacyjne i wiele innych. Wszystko to przypomina współczesne próby przekupywania całych sektorów społeczeństwa różnymi formami pomocy finansowej, mieszkaniowej i każdej innej. W trakcie trwania ostatniej, bezwzględnej i krwawej wojny z Comanches w latach 1865-1879, biali mieszkańcy Texasu zostali całkowicie rozbrojeni przez rząd odbudowy w obawie przed działaniami ewentualnych partyzantek pokonanej Konfederacji. Nowe przepisy wprowadziły całkowity zakaz organizowania jakichkolwiek rajdów odwetowych na terenenach Comanches, co sprawiło, że nawet grupy żyjące od dawna w rezerwatach, poczuły się teraz całkiem bezkarne. Osadnicy mogli co najwyżej słać do wrogiego, okupacyjnego rządu petycje z prośbami o interwencję i pomoc, przeważnie zresztą z marnym skutkiem. Pro-indiańscy liberałowie ze Wschodniego Wybrzeża zablokowali nawet wykonanie pełnoprawnego wyroku przez powieszenie na kilku najbardziej krwiożerczych przywódcach indiańskich, wsławionych najbardziej odrażającymi zbrodniami na białych. Jak na ironię, atak przeprowadzony przez tych właśnie wodzów był tym samym incydentem, który spowodował, że armia i rząd federalny w końcu zareagowały zdecydowanie.

Jedną z przyczyn bezczynności władz federalnych była szczera chęć rozwiązania "problemu indiańskiego" w sposób bezkrwawy i humanitarny. Na wschód od Mississippi wojny z Indianami zakończyły się całkowitym zniszczeniem lub zredukowaniem liczby Indian do absolutnego minimum. Można powiedzieć, że mieszkańcy Północy byli bardziej brutalni niż mieszkańcy Południa. Chętnie stosowali metody prowadzące do wyniszczenia Indian i usuwania ocalałych do małych, odosobnionych rezerwatów. W północnej części stanu New York armia kontynentalna zniszczyła ponad 40 wiosek Irokezów i pozostawiła ocalałych bez żadnych środków do życia, zmuszając ich do szukania pomocy u Brytyjczyków. W 1794 roku w bitwie pod Fallen Timbers wojska amerykańskie pokonały siły indiańskie, po czym usunęły wszystkich pozostałych Indian z Ohio. Po zwycięstwach na Środkowym Zachodzie, biali płacili Indianom, którzy przetrwali, symboliczne sumy za ich ziemię i przesiedlali ich siłą na Zachód, praktycznie bez żadnego wsparcia. Jedynym doświadczeniem wojskowym jakie zdobył Abraham Lincoln był krótki okres służby garnizonowej w milicji stanu Illinois w skądinąd krwawej wojnie Blackhawk, w której Indianie Sac i Fox zostali zniszczeni i wypchnięci z Illinois i z Wisconsin.

Na południu Cherokee byli powodem najdłużej trwającego konfliktu utrzymując swoje tereny w Georgii długo po tym, jak północno-wschodnie stany zniszczyły lub wypchnęły swoich Indian dalej na zachód, najczęściej aż za rzekę Mississippi. W miarę narastania napięć, trwałe przesiedlenie stało się rozwiązaniem preferowanym i stosowanym zamiast wojny i doraźnych wydaleń. Usunięcie Indian Cherokee było stosunkowo pokojowym rozwiązaniem problemu dwóch, zupełnie różnych narodów, które nie były w stanie stworzyć żadnego porozumienia, miały za to długą historię konfliktów i przemocy. Stand Watie, wódz Cherokee, który później został generałem Konfederacji, poparł przeprowadzkę plemienia z Georgii do Oklahomy i skłonił swój klan do przeniesienia się na zachód na długo przed słynnym i potępianym do dziś "Szlakiem Łez”.

Jak większość konfliktów z Indianami, wojna z Comanche skończyła się tak samo: prawie całkowitą zagładą plemienia i osadzeniem pozostałych przy życiu niedobitków w rezerwacie. Ostateczną klęskę walecznym klanom zadała w końcu amerykańska armia.

Generał William Tecumsah Sherman, który widział na własne oczy do czego zdolni sa wojownicy Comanche, nie miał żadnych zudzeń. Nigdy nie dojdzie do porozumienia z Comanche, albo my albo oni. Oddelegowane przez Shermana bataliony kawalerii pod dowództwem pułkownika Ronalda S. Mackenzie rozgromiły ostatnie zrywy Comanches. Nie pomogła legendarna odwaga, pogarda dla śmierci w walce, ani okrucieństwo z jakim biali nie spotkali się dotychczas nigdzie na zachodniej półkuli. W starciu z nowoczesną bronią, karabinami maszynowym Gatlinga i szybkostrzelnymi działami, Indianie stosujący w wojnie technologie z ery kamiennej, nie mieli żadnych szans. Dziś ekspansja białych, europejskich osadników na zachód bywa często potępiana. Pojawiają się żądania reparacji, zwrotu ziemi prawowitym właścicielom, itd., ale to nonsens formułowany przez tych, którzy nigdy nie widzieli i nie potrafią sobie wyobrazić jak wyglądała biała osada w Texasie, albo w Colorado, Sauth Dakota i w tysiącu inncyh miejsc po rajdzie Comanches, Sioux, Pawnee, Apache. Wtedy, w tamtych czasach, nie było innego wyjścia. Bez względu na to jak złe były rezerwaty i szkoły dla Indian, właśnie dzięki nim wiele plemion przetrwało do dziś.


1. Kiowa Apache - których przetrwało do dziś nie więcej niż 900 osób, wywodzili się z jednego ze szczepów Apache żyjącego w północno-zachodniej części Wielkich Równin i mówili językiem z grupy Athabascan, zbliżonym do języków Apache Lipan i Apache Jicarilla. Wypierani przez białych osadników po Zakupie Louisiany, przenieśli się dalej na południe do Kansas, New Mexico, Oklahomy i Texasu. Wszystkie pozostałe grupy Apaches zostały wyparte z trych terenów przez Comanches. Niektóre, jak Mescalero i Lipan, zostały przez nich prawie całkowicie wytępione. Kiowa Apaches przetrwali dzięki sojuszowi z plemieniem Kiowa, stając się jednym z ich siedmiu głównych klanów. Stracili związki z Apaches i są dziś uznawani za osobne plemię. Ważną rolę odegrały mieszane mełżeństwa, co stworzyło trwałe związki rodzinne między tą grupą Apache i Kiowa. Kiowa Apache, tak samo jak Kiowa i Comanche, bardzo wcześnie stali się wybornymi jeźdźcami i przejęli prawie wszystkie elementy kultury Kiowa, byli jednak dużo bardziej przyjaźni dla białych.

2. Comancheros - wędrowni handtarze, głównie hiszpańscy, prowadzący wymianę z Comanche.

3. Comanches nie mieli wodzów jak inne plemiona. Nie posiadali żadnej stałej i uznawanej przez członków klanu struktury społecznej, poza podziałem na wojowników i pogardzane przez nich kobiety. Poszczególne klany wybierały przywódcę dowodzącego oddziałami wojowników na czas wojny, albo nawet tylko podczas jednego rajdu. Takim przywódcą mógł zostać każdy wojownik wyróżniający się odwagą lub okrucieństwem wobez wrogów i pojmanych jeńców. Największym powodem do sławy była liczba zabitych w walce przeciwników i ilość zdobytych skalpów.


Web Analytics