Osadnicy map1 map2 map5

Monday, Oct 07th

Old West | Osadnicy

Osadnicy


Migracja europejskich osadników w kierunku wycrzeża Pacyfiku, trwała bez mała 200 lat, od połowy XVIII wieku prawie do końca XIX, ale Hiszpanie byli obecni na wybrzeżu oceanu dużo wcześniej. W 1542 roku, wkrótce po zdobyciu przez Corteza państwa Azteków, Portugalczyk w służbie Hiszpanii Juan Rodriguez Cabrillo dotarł do zatoki San Diego i dalej na północ, aż do miejsca, gdzie Hiszpanie założyli później miasta Santa Barbara i Santa Monica. Hiszpanie nie zasiedlali jednak wybrzeża Pacyfiku przez ponad dwa stulecia, aż do drugiej połowy XVIII wieku. Dopiero królewski Inspektor Generalny, cierpiący na schizofrenię, lecz genialny reformator, José de Gálvez oddelegowany do Nowej Hiszpanii w 1765 roku, stworzył szczegółowy plan rozwoju i zasiedlenia całej północnej Californi, a jego reformy umożliwiły wielki rozkwit całej prowincji (zobacz. Krótka historia Californi i Wczesna kolonizacja wybrzeża).


Rodzina osadników w drodze do amerykańskiej "Ziemi Obiecanej" - Oregon. Zdjęcie: Archiwum.


Pod koniec XVII wieku, na długo zanim 13 angielskich kolonii zbuntowało się przeciwko brytyjskiej monarchii i stworzyło luźną i niezależną od Anglii federację nazwaną The United States of America, od dawna  obecni na kontynencie Francuzi rozpoczęli ekspansję na południe i na zachód z dzisiejszej Kanady. W 1682 roku wyprawa René-Robert'a Cavelier, Sieur de La Salle i Henri de Tonti w dół rzeki Mississippi, dotarła do jej ujścia w Zatoce Meksykańskiej. La Salle zapisał w dzienniku, że przyłącza tym samym całą dolinę tej wielkiej rzeki i jej wszystkie dopływy do Francji i nazwał nową kolonię Louisianą, na część króla Francji Ludwika XIV (zobacz:  Krótka historia Illinois i Krótka historia Louisiany). Do roku 1713 (Traktat Utrechtski), francuskie posesje w Ameryce rozciągały się od Nowej Funladnii i Zatoki Hudsona po Fort Bourbon w dzisiejszej prowincji Manitoba i od dzisiejszej Północnej Dakoty po Pensylvanię i zachodni New York, wraz z całym regionem Wielkich Jezior, a na południu aż do wybrzeża Zatoki Meksykańskiej. Francuzi nie utrzymali się na Florydzie, którą odebrali im Hiszpanie, ale wciąż kontrolowali dużą część wybrzeża Zatoki i, od 1717 roku, zbudowane właśnie miasto La Nouvelle-Orléans, najważniejszy port w kolonii. (zobacz: Krótka historia Florydy).

W 1763 roku, w następstwie Wojny Siedmioletniej, Ludwik XV musiał scedować na rzecz Anglii część kolonii Nouvelle-France w Kanadzie oraz wschodnią część Louisiany - od łańcucha Appalachów aż do rzeki Mississippi (Traktat Paryski z 1763 r.). W skład tych terenów wchodziły dzisiejsze stany Wisconsin, Illinois, Indiana, część Ohio, Kentucky, Tennessee i północne partie Mississippi i Alabamy. Francuskie terytoria na zachód od Mississippi i Nowy Orlean, na mocy tajnego traktatu z Fountainbleu, Ludwik XV scedował na rzecz swojego burbońskiego kuzyna, króla Hiszpanii Karola III. Pomimo przegranej wojny z Anglią i utraty ważnych portów, Havany na Kubie i Manilli na Filipinach, pod koniec XVIII wieku Hiszpania była wciąż największą kolonialną potęgą na świecie, a jej amerykańskie posesje rozciągały się od Ziemi Ognistej aż po Aleuty na zachód od Alaski. Hiszpańska była wtedy również południowo-zachodnia część Kanady, ponad trzy czwarte trerytorium dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, cała Ameryka Środkowa i prawie cała Południowa (oprócz tylko Brazylii, którą utrzymała Portugalia, sojusznik Anglii w wojnie przeciwko Francji i Hiszpanii). W 1779 roku Hiszpanie odzyskali też od Anglii obydwie Florydy i przejęli południowe partie Mississippi i Alabamy. Jeszcze w 1782 roku Hiszpania, sujusznik USA w wojnie z Anglią, proponowała granicę między swoimi koloniami a Stanami Zjednoczonymi wzdłuż "czerwonej linii" księcia Arandy, co pozostawiłoby USA w granicach oryginalnych 13 kolonii. Marzenia niektórych hiszpańskich polityków nie miały żadnych podstaw, wschodnia część Louisiany od 20 lat była własnością Anglii, dlatego kończący Amerykańską Rewolucję traktat pokojowy z 1783 roku (Traktat Paryski), którego stronami były przecież USA i Anglia a nie Hiszpania, ustanowił zachodnią granicę USA na rzece Mississippi. Anglia straciła wtedy na rzecz Stanów Zjednoczonych ziemie uzyskane w 1763 roku od Francji.

Jeszcze długo po odkryciu Ameryka pozostawała kontynentem dzikim i nieznanym. Żadna z ówczesnych kolonialnych potęg nie planowało ani nawet nie brała poważnie pod uwagę zasiadlenia nowych terytoriów. Ogromne koszty wypraw za ocean powodowały, że tylko parę z nich jeszcze przez całe dziesiąciolecia było w stanie podjąć się tak wielkiego wysiłku. Przed dowódcami ekspedycji stawiano jeden główny cel: znalezienie lub zdobycie jak największej ilości czegokolwiek wartościowego, gwarantującego przynajmniej zwrot kosztów wyprawy. Najlepiej złota, srebra, kamieni szlachetnych albo innych dóbr. W 1613 roku 144 angielskich osadników założyło pierwszą stała angielską osadę w Północnej Ameryce, Jamestown. Oprócz kilkunastu robotników i chłopców okrętowych, największą grupą byli "gentlemen", bogaci kupcy, finansiści a nawet jubilerzy. Wyprawę sfinansowali w dużej części oni sami oraz inni udziałowcy prywatnej londyńskiej firmy Virginia Company. Bardzo podobne były początki Noweego Jorku i wielu innych miast i kolonii na kontynencie.

Olbrzymie tereny Ameryki Północnej, odległość od Europy, brak gotowych struktur państwowych i zbyt małe możliwości w budowaniu zaplecza sprawiły, że kolonizacja obejmowała tylko niektóre rejony. Poza wąskimi pasami wschodniego i zachodniego wybrzeża oraz hiszpańskim południem, Indianie panowali nad pozostałą ogromną częścią Ameryki Północnej. Żadna ówczesna europejska potęga nie była w stanie zapanować choćby nad częścią swoich zamorskich posesji, nie z powodu znikomego oporu jaki stawiała tubylcza ludność. Główną przyczyną wszystkich pierwszych nieudanych prób tworzenia stałych kolonii był brak zaplecza i ludzi. Kolonialne mocarstwa ograniczały się więc co najwyżej do zakładania warownych miast. Tak w 1565 roku powstało hiszpańskie St. Augustine i francuski Port Royal założony w 1606 roku w kolonii Acadia w kanadyjskiej Nowej Szkocji. Dopiero gdy do Jamestown, a nieco później na Cape Cod i do Plymouth przybyły z Anglii kolejne fale osadników, którzy wiedzieli, że muszą się jakoś urządzić w dzikim i nieprzyjaznym świecie, powstały pierwsze małe centra cywilizacji, z których dalsza ekspansja stała się w ogóle możliwa.

Wielkim sprzymierzeńcem Europejczyków w kolonizacji całej Ameryki były epidemie chorób, na które mieszkańcy Nowego Świata nie mieli naturalnej odporności. Choroby z Europy, głównie ospa i odra, wyprzedziły lądowania białych nawet o kilkadziesiąt lat i spowodowały największe spustoszenie na długo zanim grupy Anglików, Francuzów i Hiszpanów postawiły stopę na amerykańskim kontynencie. Wielu podróżników i odkrywców ze zdziwieniem odnotowywało, że nowy kontynent jest prawie pusty i że nigdzie nie ma większych osad ani skupisk ludzkich. Dopiero badania ostatnich kilkunastu lat wykazały, że w latach poprzedzających wyprawy Kolumba, Ameryka była bardzo gęsto zaludniona. Wschodnie wybrzeże miało więcej wiosek i osad niż ówczesna Europa, kwitł tu handel, istniały dzisiątki państw, państewek i związków międzypaństwowych. Uprawiano klasyczną politykę i dyplomację, zawiązywano sojusze, uzgadniano układy i traktaty, wypowiadano i prowadzono wojny. Północna Ameryka, wbrew temu co wciąż podają podręczniki, miała własną historię. Pełną zawiłości i wydarzeń o takim samym znaczeniu, jak te w Europie. Północna Ameryka nie była zamieszkała wyłącznie przez koczowników żyjących w erze kamiennej, lecz przez rozwinięte cywilizacje, których wyginięcie spowodowane chorobami umożliwiło dopiero wtargnięcie na ich tereny plemionom koczowniczym, tuż przed przybyciem białych. One też w dużej mierze padły ofiarą epidemii.

Wymierały w krótkim czasie całe rejony wybrzeża atlantyckiego USA, a także za sprawą kontaktów z Hiszpanami, w Meksyku i na całym wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej. Działo się tak wszędzie, od północnej Kanady, aż po państwa Azteków, Inków i niezliczonych narodowości całej zachodniej półkuli. W ciągu 100 - 150 lat od pierwszego kontaktu z białymi w 1492 roku, w wyniku epidemii wymarło od 80 do 95% populacji calej Ameryki. Wiele kwitnących wcześniej państw i plemion wyginęło całkowicie za sprawą pomorów, które spadały na tubylców beż żadnego ostrzeżenia. W momencie lądowania na brzegu, przybysze często zastawali tylko małe grupki Indian żyjących na gruzach własnej wymarłej cywilizacji, albo świeżo przybyłych koczowników, którzy nie znali nawet pisma, ale którzy zdążyli dokonać dzieła zniszczenia korzystając z okazji i tępiąc resztki żyjących tu wcześniej, chorych i umierających plemion i państw. Choroby zakaźne rozprzestrzeniali sami Indianie, zarażani przez białych podczas przelotnych kontaktów na atlantyckich wysepkach. W czasie kiedy organizował się opór amerykańskich kolonii przeciwko Anglii i w pierwszych latach po powstaniu Stanów Zjednoczonych, z dawnych, wielkich starożytnych kultur Nowego Świata w północnej Ameryce żyło jeszcze tylko kilkanaście, zdziesiątkowanych chorobami narodów. W ciągu następnych 150 lat, resztki zniszczonych pomorami, ciągłymi wojnami i wodą ognistą plemion zapędzono do rezerwatów. Nieliczni potomkowie tych plemion żyją tam do dziś.

Nowy Świat zrewanżował się w tym względzie staremu, nie aż tak spektakularnie, ale za to szczególnie perfidnie. W 1494 roku, zaledwie dwa lata po powrocie Kolumba z pierwszej wyprawy do Ameryki, pośród oblegającej Neapol armii francuskiego króla Karola VIII zwanego Uprzejmym, wybuchła epidemia tajemniczej przypadłości, którą odtąd duża część Europy zwykła nazywać "francuską chorobą"*. Badania ostatnich lat wskazują przekonywująco, że źródłem choroby rozprzestrzenionej wśród żołnierzy Karola VIII przez hiszpańskich najemników, była Ameryka. Epidemie i pojedyncze przypadki syfilisu nękały świat przez następne 500 lat. Ludzkość uporała się z nim dopiero po wprowadzeniu kuracji penicylinowej w 1943 roku, ale nie całkowicie: syfilisem wciąż można się zarazić bardzo łatwo.

Wszystko to o czym zapwniali niektórzy hiszpańscy odkrywcy, jakoby grudki złota leżały na każdej indiańskiej ścieżce, a uliczki w ich wioskach nie były wybrukowane złotymi cegłami, okazało się zwykłymi zmyśleniami. Ich opowieści i fantastyczne relacje rozprzestrzeniałay się jednak lotem błyskawicy po całej Europie. Przez wile lat krążyły tam legendy o bogatych krainach i pełnych złota ukrytych miastach w Nowym Świecie, rozpalając wyobraźnię pisarzy i rządze wilków morskich, admirałów i marzących o wielkich karierach polityków. Opowieści i wymyślone "relacje" były siłą napędową wielu wypraw przyczyniając się w końcu do pogłębienia wiedzy o nieznanym lądzie. Można zaryzykować twierdzenie, że Europa zawdzięcza okres największych dkryć geograficznych i kolonizacji całej zachodniej półkuli, chciwości nie więcej niż kilkuset śmiałków. Co zresztą oczywiście nie jest wcale ryzykownym twierdzeniem, można bowiem łatwo udowodnić, że za wszystkimi wielkimi wydarzeniami po dziś dzień kryje się chciwość polityków, władców i prezydentów. Chciwość i rządza władzy, ale to prawie to samo.

Nikt jednak nie znalazł prawdziwego Eldorado, dlatego najpierw Francuzi, a później Anglicy a nawet Rosjanie na zachodnim wybrzeżu, zajęli się się handlem bobrowymi skórami, co pomogło rozwinąć przemysł futrzarski i kapeluszniczy w Europie i doprowadziło do podpisania z Indianami setek nieważnych umów i kontraktów. Było też powodem wielu wojen pomiędzy Indianami walczącymi o lukratywny handel z białymi i do sojuszów, które wciągnęły ich w konflikty między kolonialnymi potęgami. Przez całe dzioesięciolecia handel z Indianami i z białymi traperami był lepszym interesem niż kopalnie złota.

Postęp i wpływy europejskiej cywilizacji były najbardziej widoczne na wschodnim wybrzeżu, gdzie w krótkim czasie przybyło z samej tylko Anglii ponad 60 tysięcy osadników. Była to ogromna liczba biorąc pod uwagę, że ówczesna Anglia liczyła mniej niż 5 mln. mieszkańców. Kolonizacja Ameryki Środkowej przebiegała zupełnie inaczej. Hiszpanie zastali tam wysoko rozwinięte cywilizacje Azteków i chylącą się już do ostatecznego upadku, ale wciąż jeszcze istniejącą kulturę Majów i setki doskonale funkcjonujących małych państwewek dookoła. Trzeba je było podbić i opanować, to fakt, ale konkwistadorzy i osadnicy nie umierali tam z głodu jak pionierzy w Jamestown. Podbój okazał się zresztą o wiele łatwiejszy niż okiełznanie plemion w Północnej Ameryce. Imperium Azteckie podbiło kilkuset hiszpańskich awanturników, a do opanowania państwa Inków wystarczyło 175 żołnierzy z ekspedycji Francisco Pizarro. Dlatego całe zachodnie wybrzeże oraz południe wzdłuż Zatoki Meksykańskiej razem z Florydą, były nieźle rozpoznane i częściowo skolonizowane przez Hiszpanów dużo wcześniej zanim europejscy kolonizatorzy wshodniego wybrzeża, a później młode Stany Zjednoczone, były w stanie wysłać chociaż jedną wyprawę na zachód od Mississippi. Niezbadane pozostawało też wciąż centrum subkontynentu, bezkresne tereny pomiędzy zagospodarowanym już wschodnim wybrzeżem i hiszpańskim zachodem.

Istniejące od ponad 300 lat hiszpańskie Imperium, tak jak wszystkie imperia w historii świata, nie miało jednak przetrwać dużo dłużej, jego powolny upadek rozpoczął się już pod koniec XVIII wieku, kiedy wyładowane po brzegi ciężkie galeony wciąż przywoziły do kraju miliony ton wszelich dóbr. Pierwszego października 1800 roku, wtedy jeszcze Pierwszy Konsul Republiki Francuskiej Napoleon Bonaparte wymusił na Hiszpanii zwrot scedowanej przez Ludwika XV na rzecz hiszpańskich Bourbonów Louisiany (Traktat z San Ildefonso), którą trzy lata później sprzedał Amerykanom za 15 milionów dolarów, łamiąc najważniejsze postanowienie traktatu. Napoleon zgodził się wcześniej nigdy nie przekazać kolonii żadnej stronie trzeciej, a w razie niemożności jej utrzymania, oddać ją Hiszpanii - ale nie dotrzymał słowa. Transakcja sprzedaży Louisiany według źródeł francuskich, albo zakupu według amerykańskich, powiększyła terytorium USA ponad dwa razy. Hiszpania pewnie nigdy nie sprzedałaby kolonii Stanom Zjednoczonym, pomimo strategicznych sojuszy przeciwko Anglii. Louisiana mogłaby być dziś częścią Meksyku, ale prawie na pewno zostałaby zdobyta w wyniku wojny amerykańsko-meksykańskiej w 1848 roku, podobnie jak California i całe niegdyś meksykańskie, a dziś amerykańskie Południe. Chociaż kto wie, może gdyby Napoleon nie sprzedał Louisiany i historia potoczyła się inaczej, wojny meksykańsko-amerykańskiej nigdy by nie było?

Podczas gdy Hiszpanie prowadzili względnie planowe, choć mocno utrudniane przez Indian, zasiedlanie Californi, Texasu, oraz dużych obszarów dzisiejszej Arizony i Nowego Meksyku już w XVII wieku, francuska Louisiana pozostawała prawie zupełnie nieznana. Pomimo formalnej przynależności do Francji, poza wąskim pasem na obu brzegach wielkiej rzeki, obszar delej na zachód - od Mississippi aż po Góry Skaliste, nie został zasiedlony jeszcze przez co najmniej 100 lat. Niewiele działo się tu również pod panowaniem Hiszpanów i prawie nic po odzyskaniu kolonii przez Francję. Poważną i szczególową eksplorację i późniejszą kolonizację tego regionu, zrealizowali dopiero Amerykanie po Zakupie Louisiany w 1803 roku.


*) Francuska choroba: od samego początku syfilis był uważany za chorobę wstydliwą, poniżającą i w każdym kraju, w którym pojawiła się ona w formie większej epidemii, odpowieddzialnością za nią obarczano sąsiadów. Włosi, Niemcy i Anglicy nazywali syfilis "francuską chorobą", Francuzi nazywali ją "chorobą neapolitańska", a Rosjanie używali nazwy "choroba polska". Polacy nazwali ją "chorobą niemiecką" i "francuską", albo "francą", Holendrzy, Portugalczycy i mieszkańcy Północnej Afryki, nazywali syfilis "chorobą hiszpańską", a Turcy nazywali go "chorobą Chrześcijan". Muzułmanie w północnych Indiach odpowiedzialnością za epidemie syfilisu obarczyli Hindusów, zaś Hindusi - muzułmanów. Obie grupy doszły później do porozumienia i odtąd syfilis jest tam zgodnie nazywany "chorobą europejską".


Web Analytics