J. Marvin Hunter, Frontier Times Magazine, March, 1927
Ponad 90 lat, a dokładnie 91 w maju tego roku, minęło odkąd cywilizacja straciła Cynthię Ann Parker. Wtedy, kiedy stary Fort Parker został zniszczony, nasz wspaniały stan Texas miał zaledwie 30 tysięcy mieszkańców. Byli oni bezustannie nękani przez 5 tysięcy wrogich czerwonoskówych, głównie Caddos i Comanches. Ponad 8 tysięcy na wpół cywilizowanych Indian przemierzało prerie, najbardziej przyjaźni spośród nich byli tylko Choctaws i Chickasaws. Wielka część historii pogranicza szybko odchodzi w zapomnienie w miarę jak dawni pionierzy, jeden po drugim, przechodzą na drugą stronę, Jak stare, zapomniane kopalnie złaknionych przygód Spaniardów, ogromne historyczne bogactwo jest nieodwołalnie stracone dla tego, kto chciałby zapisać wspomnienia ludzi, mężczycn i kobiet, którzy położyli fundamenty naszego wielkiego, wspaniałego kraju.
Cynthia Ann Parker z obciętymi włosami na znak żałoby i Prairie Flower, w drodze do Birdville, grudzień 1860. Zdjęcie: Archiwum.
Miałem wielkie szczęście znać i rozmawiać z jednym z weteranów oddziału Rangers, który schwytał Quanah Parker'a. To od niego usłyszałem historię o Białej Squaw i jej synu - przywódcy wszystkich klanów Comanche. Jestem winien wdzięczność za informacje o niektórych faktach zniszczenia Fortu Parker, jakie przekazał mi Henry C. Fuller z Brownwood, a wiceprezydentowi Van Zandt County National Bank, A.D. Meredith'owi z Wills Point, jestem wdzięczny za informacje dotyczące miejsca ostatecznego pochówku Cynthii Ann Parker.
Jesienią 1833 roku, rodzina Parker'ów przeniosła się z powiatu Cole w Illinois, do Texasu. Stary Parker urodził się w Virginii, mieszkał jakiś czas w Georgii, ale założył rodzinę i żył z nią w powiecie Ledford w Tennessee. W 1818 roku Parker z żoną i z dziećmi przemniósł się do Illinois, w tamtych czasach kraju na dalekim zachodzie. Texas był wtedy, a nawet jeszcze w latach 30-tych, ziemią tak odległą, że trudno było nawet o niej mówić, położoną jeszcze dalej niż tam gdzie zachodzi słońce. Texas to było bardzo, bardzo daleko. Ale Parker i jego synowie marzyli o tym dalekim kraju na końcu świata i dopię;i swego - rozpalili swoje domowe ognisko w tamtej dzikiej głuszy. I właśnie tam zostali zmasakrowani przez Comanches. Ich dzikich dzielnych* przeznaczeniem było znaleźć się pod rządami potomków tej rodziny, którą postanowili wytępić do końca w swoim zbrodniczym napadzie.
Klan Parkerów zbudował ogrodzony palisadą warowny fort, nazywany od ich nazwiska Fort Parker, w górnym biegu rzeki Navasota, jakieś 60 mil powyżej zasiedlonych terenów. Główną budowlą był solidny, prostokątny dom z surowych bali, zapewniający mieszkańcom bezpieczne schronienie na wypadek rajdu Indian. Miejsce, ne którym postanowiono zbudować fort, leżało około milę na zachód od rzeki i półtora mili na półjnocny zachód od Groesbeck. Budowa fortu została okończona w 1834 roku.
W momencie kiedy Indianie rozpoczęli swój mordercze rajd - 19 maja 1836 roku - w forcie przebywały następujące osoby: rodziny Parker, Plummer, Nixon, Kelloggs, Frodts, Dwights i Faulkenburgs, oraz Mrs. Duty, Silas Bates, Mr. Lunn i Abram Anglin - łącznie 22 dorosłych i około piętnaścioro lub więcej dzieci. Wszyscy oni znajdowali się w forcie 18-go i w nocy poprzedzającej rajd. Henry Fuller mówił, że przekazy są zgodne, fort zaatakowało co najmnhiej 500 Indian Comanche**, którzy wymordowali prawie wszystkich mieszkańców i tylko kilku udało się uciec. Wśród zamordowanych znaleźli się stary John Parker, jego trzej synowie Silas Parker, Ben Parker i Sam Parker, oraz Robert Frodt. Ciężko ranni zostali żona John'a Parker'a, babcia Parker i Mrs. Duty. Po zraboiweaniu przydatnych przedmiotów i po doszczętnym spaleniu fortu, Indianie porwali i uprowadzili następujące osoby: Mrs. Rachel Plummer, córkę James'a Parker'a i jej synka, 2-letniego James'a Plummer'a, Mrs. Elizabeth Kellogg, 9-letniąCynthię Ann Parker i jej małego braciszka John'a Parker'a, oboje dzieci Silas'a Parker'a.
Była 9 rano, 19 maja 1836 roku, tragiczny dzień, jak tyle innych dni, w których texaską ziemię uświęciła krew jej męczenników. Czym byłaby historia wielkiego Południowego Zachodu bez tych krwawych rozdziałów, traktujących o zniszczonych fortach i przywołujących pamięć o bohaterstwie w takich miejscach jak Goliad i San Jacinto! Historia tych bitew i nasze Alamo, opwiadane przy ognisku, to uczenie naszych synów, że w ich żyłach płynie krewe Spartan.
James W. Parker, Nixon, kilku z rodziny Faulkenburg, Bates i Anglin byli w polu, w pewnej odległości od fortu, niedaleko rzeki Navasota. Nagle, jakby z nikąd, zza wielkiej chmury pyłu wypadły setki Indian pędzących w kierunku fortu. Zatrzymali się w odległości trzystu jardów i rozpostarli białą flagę. Benjamin Parker wybiegł z fortu w ich stronę z zamiarem negocjacji. Wrócił po chwili mówiąc, że Indianie mają chyba zamiar walczyć i zdobyć fort, ale że pójdzie do nich jeszcze raz i spróbuje z nimi rozmawiać. Benjamin nigdy nie wrócił i rozpoczęło się piekło. Pośród przerażających wrzasków i wojennych okrzyków, Indianie rzucili się na fort broniony teraz tylko przez dwóch mżrzczyzn. Egzekucje były szybkie i straszliwe. To była jeszcze jedna typowa masakra, jakiej dokonali Indianie.
Po tym smutnym wstępie, zwróćmy się teraz w inną stronę aby prześledzić losy tych klku, którzy przeżyli, ale zostali porwani w niewolę. Była tam też matka, której indiański wojownik kazal posadzić na koniu za swoimi plecami jej dziewięcioletnią córkę, Cyntię Ann i synka, John'a. Indianin spiąl konia i wraz z innymi pogalopował w stronę dalekiego kraju Comanchów. Tracąc z oczu w chmurze pyłu jeźdżca i jej dzieci, nie mogła wiedzieć, że pewnego dnia Cyntia Ann będzie tulić do swojej piersi indiańskie dziecko, i że jego przeznaczeniem będzie przewodzić wojownikom, ktorzy przed wielu laty porwali jego matkę.
Comanches porwali też Mrs. Kellogg, ktora trafiła po jakimś czasie do Indian Keechie. Sześć miesięcy później kupili ją Delawares 1) za $150 i przewieźli do Nachogdoches, gdzie generał Sam Houston zwrócił im pieniądze, dokładnie tyle samo ile za nią zapłacili i tyle ile żądali. Jedną z najokrutniejszych zbrodni popełninych w forcie, było zabójstwo starego Parkera. Indianie najpierw zgromadzili całą jego rodzinę wokół bezbronnego starca, zdarli z niego ubranie i zatłukli tomahawkami. Potem zerwali jego skalp i pokaleczyli zwłoki, wszystko to na oczach jego najbliższych. W drodze do Nachogdoches, jeden z Delawares, którzy wyzwolili Mrs. Kellog, zauważył skradającego się za ich grupą obcego Indianina. Udało się go schwytać i Mrs. Kellog natychmiast rozpoznała w nim mordercę starego Parkera. Bez sądu, bez oskarżenia i bez ławy przysięgych, ten czerwonoskóry otrzymał natychmiast darmowe przejście do swojej szczęśliwej krainy wiecznych łowów.
William Donoho, kupiec o złotym sercu z Santa Fe, New Mexico, dzięki pośrednictwu handlarzy z Santa Fe Trail, wykupił Mrs. Rachel Plummer z niewyobrażalnie brutalnej niewoli. Handlarze znaleźli ją w dzikiej głuszy Gór Skalistych, tak daleko na północ od Santa Fe, że podróż powrotna do tego granicznego miasta zabrała im 17 dni. Po półtorarocznej okrutnej niewoli, Mrs. Plummer została przywitana po królewsku. Wkrótce po tym Mr. Donoho i jego zacna żona przewieźli ją do jej szwagra, Lorenzo D. Nixon'a w Independence, Missouri. W 1858 roku Nixon zawiózł ją do domu jej ojca. Minęło dwadzieścia jeden miesięcy. Przez ten cały czas nie znała losu dziecka, które od nie niej wydarto, a drugie, urodzone w sześć miesięcy po porwaniu z Forty Parker, zostało bestialsko zamordowane na jej oczach. Z Mrs. Plummer wiąże się niezwykła liczba nadzwyczajnych zbiegów okoliczności. Urodziła się 19-go, wyszłą za mąż 19-go, zostałą porwana 19-go, wykupiona z niewoli 19-go, dotarła do domu szwagra w Independence 19-go i zmarła również 19-go dnia miesiąca. Jej dziecko, porwane w masakrze Fortu Parker, zostało wykupione i przewiezione do Fortu Gibson pod koniec 1842 roku. Wraz z dziadkiem dotarł do jego domu w styczniu 1843 roku. Później, kiedy dorósł, stał się, jednym z najbardziej szanowanych obywateli powiatu Anderson, w Texasie. W niewoli u różnych plemion zostali już tylko Cynthia Ann i John Parker - dziewczynka u Comanches i chłopiec przypuszczalnie u Kiowas.
Kiedy John Parker dorósł i stał się mężczyzną, został uznany za dobrego wojownika, Jego klan zaplanował i przeprowadził udany rajd na południe od Rio Grande, podczas którego John porwał piękną, ciemnooką señoritę, którą niebawem ogłosił swoją żoną. Będąc jeszcze formalnie w niewoli, dziewczyna zakochała się nieprzytomnie w przystojnym wojowniku, jak to tylko hiszpańskie panny potrafią. John zachorował na ospę, chorobę siejącą śmierć zwłaszcza wśród Indian. Jego przerażony klan rzucił się do ucieczki zostawiając go własnemu losowi i porywając jego nową żonę. Młoda Hiszpanka nie mogła jednak zaznać spokoju widząc oczami wyobraźni cierpienia swojego ukochamego-wojownika i nie zważając na odległość i niebezpieczństwa uciekła Indianom i wrociła do niego. John wyzdrowiał, ale nabrał wielkiego wstretu do swoich dawnych współbraci za ich tchórzostwo i porzucił klan na zawsze. Razem ze swoją wierną żoną osiadł na stałe wśród jej rodaków. W całym romantyźmie naszej wczesnej historii, nie ma drugiej tak pięknej opowieści jak ta. Opowieść o tym jak miłość zdobyła serce amerykańskiego pioniera wyuczonego we wszystkich zasadach dzikiej dyscypliny Comanches i Kiowas - dzikich Arabów Nowego Świata.
Jak już wspomniano, po zniszczeniu Fortu Parker rankiem 19 maja 1836 roku, pani Parker musiała własnoręcznie podnieść swoją dziewięcioletnią córkę Cynthię Ann i posadzić ją na koniu za plecami bezdusznego barbarzyńcy, który odjechał z nią do kraju dzikich Comanches. Minęły dwadzieścia cztery lata i siedem miesięcy zanim udało się ją odzyskać, przez cały ten czas, ponad ćwierć wieku, nikt nie wiedział nic o jej losie. Osiemnastego grudnia 1860 roku Cynthia Ann miała 34 lata kiedy wróciła do świata żywych. W rzeczywistości, wszelkie nadzieje na odnalezienie i odzyskanie jej zostały porzucone dużo wcześniej, nikt nie wierzył, że Cynthia może jeszcze żyć.
Musimy cofnąć się w tym miejscu do 1858 roku. Major Earle Van Dorn, na czele grupy dragonów1 przygotowywał się do opuszczenia fortu Belknap. Ta właśnie elspedycja była początkiem słynnej kampannii Van Dorn'a przeciwko groźnym plemionom.
Sul Ross, którego nazwisko stało się wkrótce najpopularniejszym zwrotem w Texasie, miał zaledwie 18 lat i przyjechał do domu tylko na kilka tygodni podczas uniwersyteckiej przerwy wakacyjnej. Został dowódcą 135-osobowegp batalionu przyjaznych Indian - Waco, Tehuacano, Toncahua i Caddo, których ofertę pomocy Van Dorn przyjął bardzo chętnie. Ross i grupa Indianjechał przodem, a dragoni van Dorn'a i sznur wozów z zaopatrzeniem, zamykali kolumnę. Po dotarciu do podnóża gór Witchita, Ross wysłał dwóch zaufanych pieszych skautów, Waco i Tehuacano, naprzód do obserwowania wioski Indian Wichita, 75 mil na wschód od rzeki Wichita, i do przeanalizowania tropów w okolicy. Ross spodziewał się znaleźć tam obozowisko tych samych dzikoch Comanches, których rajd spowodował tak straszliwe spustoszenie Fortu Parker. Skauci nie mogli uwierzyć własnym oczom: wódz Buffalo Hump razem z calą grupą swoich wojowników był we wiosce, zajęci hazardem i wymianą zrabowanych towarów z Wichita. Kiedy zapadł zmrok, skauci ukradli dwa konie Comanches i pospieszyli donieść Ross'owi o wszystkim co zaobserwowali. Buffalo Hump był jednym z najważniejszych wodzów spośród wszystkich wrogich plemion i głównym celem karnej ekspedycji van Dorn'a. Pooczątkowo van Dorn nie chcił zaufać skautom Ross'a, ale w końcu dał się przekonać i oddział ruszył forsownym marszem w kierunku obozowiska Comanches.
Słońce wstawało dopiero tego pierwszego dnia października, kiedy van Dorn i jego dragoni wraz z oddziałem 135 czerwonoskórych, spadli na wioskę Wichita jak grom z jasnego nieba. Buffalo Hump i prawie wszyscy jego wojownicy zostali starci z powierzchni ziemi już podczas pierwszego szturmu. Żołnierze van Dorn'a walczyli jak demony, wszyscy mieli jeszcze świeżo w pamięci straszliwe sceny z Fort Parker. Pojmali i wzięli do niewoli wielu wojowników oraz białą dziewczynkę o imieniu "Lizzie", której żadnych krewnych nie udało się nigdy ustalkić. Nikt też nie był w stanie rozpoznać i zidentyfikować dziecka. Sul Ross zaadoptował ją, wychował i wykształcił otaczając ją prawdziwie ojcowską miłością. Lizzie wyrosła na piękną kobietę, wyszła za mąż i zmarła wśród kwiatów i cudownych zapachów południowej Californi.
Następnym wielkim wydarzeniem w historii południowego zachodu była bitwa nad rzeką Pease gdzie, po ćwierćwieczu, Cynthia Ann Parker pojawiła się znów na horyzoncie cywilizacji, w ktorej wspomnienie jej postaci wyblakło tak dawno.
Peta Nocoma, data nieznana. Zdjęcie: Archiwum
Kiedy liście spadały już z drzew jesienią 1860 roku, potężna horda Comanches dokonała straszliwego najazdu na Parker i okoliczne powiaty. Pod przewodnictwem wodza Nocony Indianie siali terror i zniszczenie na całej długości swojego morderczego rajdu. Sul Ross, teraz już kapinan regimentu Texas Rangers, 20 dragonów regularnej armii i 70 ochotników spośród obywateli powiatu Pinto, zaskoczyli zupełnie nieprzygotowanych Indian w ich obozie niedaleko pasma gór Cedar, w górnym biegu rzeki Pease. Comanches pakowali właśnie swój dobytek na konie i przygotowywali się do opuszczenia obozowiska kiedy Sul Ross i jego kompania runęli na nich jak trąba powietrzna. W mniej niż pół godziny wybici lub pojmani zostali wszyscy za wyjątkiem Nocony, który razem z drugim Indianinem na zwinnym koniu, rzucił się do ucieczki w kierunku gór, jakieś sześć mil od obozu. Squaw wodza, tuląca w ramionach małe dziecko, galopowała na małym koniku tuż obok nich. Ross i Killiher ścigali ich jak prawdziwe diabły i szybko zbliżyli się na odległość strzału, skąd Ross zdołał zastrzelić Indianina za plecami Nocony. Wojownik okazał się kobietą okrytą od stóp do głów wielką bawolą skórą, która spadając z konia pociągnęła za sobą w śmiertelnym uścisku rownież Noconę. Walkę wręcz na śmierć i życie między Noconą i Rossem przerwał celny strzał z rewolweru, który zdruzgotał ramię wodza. Nocona nie mógł już naciągnąć łuku ani oddać strzału. Ross strzelił do niego jeszcze raz raniąc go w brzuch. Nocona nie upadł, ale powlókł się do stojącego nieopodal drzewa, oparł się o niego i zaintonował pieśń śmierci - jedyny przywilej, o jaki czerwonoskóry prosi wroga. Przybyli w tym momencie Rangers nakazali Noconie poddanie się, ale ten, zamiast odpowiedzieć, z wielką furią i siłą cisnął swoją lancę w kierunku żołnierzy. W tym samym momencie karabinowa kula przerwała monotonną pieśń śmierci wielkiego wodza Comanches. Włócznia, pióropusz i tarcza Nocony zawisły pośród trofeów w starym budynku Kapitolu stanu Texas.
Squaw i dziecko schwytane przez porucznika Killnera, należały do Nocony. Ludzie z oddziału Rossa od razu odkryli, że nie jest to Indianka ale biała kobieta, z twarzą pociemniałą od wiatru i słońca Południa, ale ma niebieskie oczy i wciąż popłakuje. Żołnierze powiedzieli jej żeby przestała płakać, i że nic jej nie grozi. Przez 25 lat niektórzy wciąż poszukiwali jeszcze małej dziewczynki porwanej przez Comanches w Forcie Parker, dlatego ludzie żyjący na pograniczu i znający realia, wkrótce zdali sobie sprawę, że squaw zabitego przwódcy Comanches, to Cynthia Ann Parker. Ci, którzy znają indiańskie zwyczaje wiedzą, że w podobnych okolicznościach żaden Indianin nigdy nie płacze. Zachowuje absolutny spokój w obliczu emocji, których nie może opanować człowiek biały. Kobieta powiedzała, że nie płacze ze strachu i nie o siebie, tylko za swoimi dwoma synami, o których była pewna, że zginęli w bitwie. Została przewieziona do Birdville, gdzie zidentyfikowano ją jako od dawna zaginioną Cynthię Ann Parker.
Ćwierć wieku w wigwamach Comanches uczyniło z niej najprawdziwszą Indiankę, jak te, wychowane przy obozowym ognisku. Zapomniała wszystkie angielskie słowa, a cywilizacja była dla niej tak bardzo nie do zniesienia, że próbowała skorzystać z każdej, nawet najmniejszej szansy ucieczki. Całymi dniami i tygodniami musiała być pilnowana i po jakimś czasie, powoli, zaczęła sobie przypominać epizody z dzieciństwa. W końcu zaakceptowała swoje nowe życie w domu jej brata w powiecie Anderson. I choć wydawało się, że w pełni przyjęła życie w cywilizacji, do końca życia Cynthia Ann Parker zachowała swoją wiarę Comanchów w Wielkiego Ducha.
Jej mała "Prairie Flower" (Kwiat Prerii) - dziewczynka, z którą Cynthia galopowała obok Nocony - zmarła. Niecałe dwa lata później Cyntia Ann Parker została pochowana pośród kwiatów kwitnących na grobie jej małej dzikuski. Pan Meredith, mieszkaniec Wills Point w Texasie, który żył w tych czasach i był świadkiem opisywanych wydarzeń powiedział mi, że "po tym jak została pojmana przez ludzi z brygady Sul'a Ross'a, Cynthia Ann Parker mieszkała w domu swojego brata w dolnych partiach powiatu Van Zandt. Później w roku 1861 albo 1862, brat przeniósł się do powiatu Anderson, gdzie Cynthia zmarła. Rząd Stanó Zjednoczonych wyasygnował później stosowną sumę pieniędzy na pokrycie kosztów ekshumacji i przeniesieni jej szczątków do Oklahomy, gdzie została pochowana ponownie obok grobu jej syna, wodza Comanchów Quanah Parker'a.
Dwaj synowie Cynthii nie zginęli w biwie nad rzeką Pease. Jeden zmarł na wielkich preriach Texasu a drugi został wielkim wodzem Comanches - Quanah Parker. Urodził się gdzies w okolicy Wichita Falls w 1854 roku. Rządził swoim ludem w rezerwacie położonym na dawnym Terytorium Indiańskim, dziś, postępowy stan Oklahoma. Mówił po angielsku, poznał bardzo dobrze naszą cywilizację i założył świetnie dzaiłające i wyposażone rancho. Pan Henry C. Fuller tak o nim pisał:
"Quanah Parker umarł w swoim domu trzy mile na północny-zachód od Cache, Oklahoma, wczesną wiosną 1911 roku. Córka Esther i dwaj synowie spoczywają tuż obok. Najstarsza córka Quanah' Parkera, Neda Parker Birdsong kupiła starą, posiadłość ojca i teraz sama tam mieszka. Drewniany dom, zbudowany jakieś 30 lat temu przez niejakiego S.B. Burnett z Fort Worth, ma tylko jedno wielkie pmieszczenie. Burnett posiadał spory trakt dobrych łąk i okolicznych terenów i przez wiele lat b7ył bliskim przyjacielem Quanah Parkera. Nazwiska i miejsca zamieszkania synów i córek Quanah Parkera są następujące: Mrs. Edward Clark, obecnie w Lawton, Oklahoma, Baldwin Parker, obecnie w Indiahoma, Oklahoma, Mrs. Bessie Parker Asenap, obecnie w Indiahoma, Oklahoma i White Parker, obecnie w Lawton, Oklahoma."
Tak oto skończyła się tragiczna historia małej dziwczynki, która okrążyła wszystkie ziemie dzikiego zachodu. Umarła jako obca wśród swoich. Do końca tęskniła za dziką wolnoscią Estakadów i marzyła o indiańskim ukochanym wojowniku, dość odważnym aby zaśpiewać swoją pieśń śmierci. Ona i jej "Prairie Flower" - jej mała dzikuska - spoczywają tuż obok siebie śniąc o skąpanych w świetle księżyca równinach i o szemrzących strumieniach w kraju zwanym Comancheria.