Oprócz setek odnóg, pieczar, strumieni i przepaści, i oprócz dwóch miliardów lat badanych pieczołowicie przez kilka generacji geologów poziomych warstw skał o wszystkich kolorach tęczy, Grand Canyon ma jeszcze jedną tajemnicę, którą zna tylko nieliczna garść "wtajemniczonych": Supai (Zobacz mapę).
W Supai wszyscy hodują konie Zdjęcie: Jon Roig
Supai leży na samym dnie jednej z odnóg kanionu Colorado, nad dużym strumieniem o nazwie Havasu Creek i jest jedyną ludzką osadą na terenie kanionu Colorado. Jest też stolicą rezerwatu Indian Havasupai i zgodnie ze spisem ludności z 2010 roku, znajduje się tu 136 domostw zamieszkałych łącznie przez 460 osób (statystyki z roku 2017: wszystkich zamieszkałych domostw: 43, liczba mieszkańców: 208). Hava-su-pai w języku plemienia znaczy "ludzie znad niebiesko-zielonych wód". Woda strumienia przepływa przez cały rezerwat i jest uważana za świętą i Havasupai wierzą, że płyie również przez duszę każdego członka plemienia. Supai ciągnie się na długości 2 mil, na obu krańcach osady podziwiać można spektakularne wodospady na Havasu Creek: Havasu Falls (ok. 120 stóp wysokości) i Mooney Falls (ponad 200). Pomiędzy osadą a Havasu Falls jest jeszcze jeden wodospad o nazwie Navajo Falls i kilka mniejszcyh stopni.
W Supai nie ma ani jednego samochodu ale ostatnio pojawiły się dwa quady. Jest też co najmniej jeden mały traktor. Można się tu dostać pieszo albo na grzbiecie muła po długim na 8 mil stromym trakcie, którego różnica poziomów pomiędzy Supai, a należącym do spokrewnionych z Havasupai Indian Hualapai parkingiem na Hualapai Hilltop, wynosi ponad 3 tysiące stóp. Można tu też dolecieć helikopterem firmy AirWest Helicopters, jedynej obsługującej trasę pomiędzy Supai a parkingiem, ale nie jest to tania alternatywa ($85 w jedną stronę, lub $150 w obie). Drogie jest również wynajęcie muła do transportu, zwłaszcza większej ilości rzeczy turystów, planujących spędzić w Supai więcej czasu pod namiotami lub w kampingu. Tańsze jest wysłanie namiotów i sprzętu pocztą i odesłanie ich spowrotem tą samą drogą. United States Postal Service, używający tych samych mułów i koni i tych samych przewodników stada, liczy mniej za taką samą usługę. Więcej informacji można uzyskać dzwoniąc do Tourist Office - telefon (928) 448-2141. Można się jednak nie dodzwonić przez kilka dni albo przez tydzień, obsługa biura bywa czasem zawieszana bez żadnego ostrzeżenia. Z dużym wyprzedzeniem trzeba też rezerwować miejsca kampingowe przy wodospadach. Opłata za każdą noc na kampigu wynosi $17.00 od osoby. Władze miasteczka pobierają też opłatę od wstępu w wysokości $35.00 od osoby.
Dojazd do parkingu na Hualapai Hilltop jest tylko jeden: z autostrady I-40 trzeba zjechać na zjeździe numer 2 w Seligman na drogę krajową 66 (dawna Route 66) na zachód, i skręcić w prawo niecałe 30 mil dalej w Indian Road 18, jedyną asfalatową drogę, po której da się jechać samochodem, dlatego niesposób przejechać tego rozwidlenia. Planując dłuższy pobyt w okolicy, można się zatrzymać w niezłym motelu w Seligman albo minąć Indian Road 18 i pojechać kilka mil dalej do osady Peach Springs, stolicy rezerwatu Indian Hualapai, w której jest bardzo przyzwoity motel Hualapai Inn. Dwa sąsiadujące ze sobą rezerwaty - Hualapai i Havasupai - zamieszkują przedstawiciele dwóch uznawanych przez władze USA za osobne plemion indiańskich. W rzeczywistości etnicznie obydwie grupy należą do tego samego plemienia rozdzielonego decyzją władz USA w czasach kiedy powstawały rezerwaty. Dziś obydwie grupy mają własne terytoria, rady plemienne i osobne ekonomie, a należący do grupy językowej Yuman Chochimi do niedawna jeden wspólny język Hualapai, Havasupai i wrogiego plemienia Yavapai zróżnicował się na tyle, że można mówić o oddzielnych dialektach.
Supai posiada własną szkołę oraz posterunek policji z kilkoma policjantami, ale nie jest to ich własna policja jak w innych rezerwatach, ale posterunek podległy bezpośrednio Urzędowi do Spraw Indian (Bureau of Indian Affairs). Jest tu kaplica mormońska i kosciółek chrześcijański, ale o nieustalonej dokładnie denominacji (15% mieszkańców określa siebie samych jako chrześcijan). Osada ma też sklep ogólnotowarowy, w którym można kupić podstawowe artykuły żywnościowe i domowe (konserwy, zupy w puszkach i czipsy, środki czystości), motel i urząd pocztowy, skąd można wysłać list lub kartkę opatrzoną specjalnym stemplem informującym, że transport poczty w Supai jest obgsługiwany przez muły. Oprócz Supai, tylko w pobliskim Phantom Ranch poczta jest nadal obsługiwana przy pomocy mułów. List z Supai do oddalonego o 150 mil Flagstaff idzie ponad tydzień. Wszystko jest dostarczane do Supai i wywożone z osady przez te sympatyczne i niezmordowane zwierzęta. Nocleg w motelu Supai Lodge (928 448-2111) trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem pomimo, że pokoje nie są tanie (od $145 w górę za pokój z dużymi łóżkami, w którym mogą spać 4 osoby). Motel jest jednak czysty, ma wszystkie podstawowowe wygody, goracą wodę i czyste i nowoczesne łazienki. W motelu jest też motelowa restauracja serwująca jednak tylko posiłki w stylu "fast food" - prawie wszystko podawane na "fry bread". Fry bread to klasyczny indiański pszenny placek usmażony w oleju albo na smalcu, z cebulą, pomidorami, jarzynami i mięsem na wierzchu, podobny do arabskiej pity, która jest jednak pieczona na ogniu bez tluszczu. Fry bread stał się podstawą wyżywienia wielu indiańskich plemion po zmuszeniu ich do życia w rezerwatach. Po wytrzebieniu stad bizonów i zakazaniu posiadania jakiejkolwiek broni, Indianie w rezerwatach utrzymywali się tylko z racji żywnościowych przyznawanych im przez rząd USA, składających się z pszennej mąki, smalcu, soli i cukru.
W Supai - poza kilkoma pięknymi wodospadami, pocztą obsługiwaną przez muły i piętrzącymi się ze wszystkich stron różowymi i czerwonymi ścianami kanionu - nie ma nic. Nie ma tu zabytków, indiańskich ruin, cliff dwellings, katedr ani pamiątek po konkwistadorach. Supai, pomimo braku czegokolwiek co mogłoby zachwycić turystę szukającego atrakcji, jest warte odwiedzenia właśnie dlatego, że jest takie inne, unikalne i jedyne. Supai to atrakcja jedyna w swoim rodzaju. To zieleń żyznej oazy w sercu pustyni na tle żółtych i czerwonych skał odwiecznych kanionów, leżąca nad brzegiem niebezpiecznego strumienia, która w każdej chwili, za sprawą niepewnej ziemnej tamy na Havasu Creek może zostać zalana przez powódź. 17 sierpnia 2008 roku powódź spowodowana długotrwałymi opadami i przerwaniem tamy Redlands, zalała prawie całą dolinę Supai i spowodowała pełną ewakuację wszystkich mieszkańców i turystów. Kolejna powódź w 2010 roku doprowadziła do zmian w topografii i do powstania nowych wodospadów dalej w dół rzeki za Navajo Falls. Zagrożenie ze strony tych dwóch tam to jednak nie wszystko. Osada jest też w pełni uzależniona od sprawnego działania Glen Dam w górze Colorado. W razie jej przerwania, wody jeziora Powell'a zalałyby dno kanionu na wysokość kilkuanstu metrów. Pędząca z szybkością kilkuset kilometrów na godzinę ściana wody, zalałaby osadę w ciągu paru sekund. Przez setki lat małe osady na dnie kanionu Havasu i w wielu innych miejscach Grand Canyon, chociaż zagrożone przez "flash floods" - nagłe powodzie - nie były zagrożone aż tak jak teraz, kiedy przerwanie zapory lub tamy grozi katastrofą na ogromną skalę. Indianie wiedzieli w jakich okresach roku istnieje największe zagrożenie powodzią, flash floods zdarzały się po dużych opadach deszczu i w okresie monsunu. Indianie nie budowali też stałych domów, a proste tipis z gałęzi i błota można było zbudować od nowa w jedno popołudnie. W tamtych prostych czasach wystarczyło wyjść gdzieś wyżej i przeczekać aż woda opadnie. Flash Floods nie tylko spadają nagle i często bez ostrzeżenia, ale równie szybko się kończą i nie są wielkim zagrożeniem dla ludzi, którzy wiedzą kiedy mogą nadejść i jak się przed nimi chronić.
Census (spis ludności) z 2010 roku podaje, że w Supai mieszka 208 osób, większość w wieku poniżej 30 lat. Prawie wszyscy to Indianie Havasupai, ale 9 osób to Latynosi (Meksykanie). W Supai nie ma żadnego przemysłu, rzadkością są nawet przydomowe ogródki, mają je tylko nieliczni mieszkańcy, chociaż jest tu kilka pół uprawnych. Uprawia się tu tylko warzywa, kukurydzę i kilka gatunków owoców. Nie są to jednak uprawy znaczące dla wyżywienia tej społeczności. Prawie wszyscy hodują konie i muły. Ceny w sklepiku - i w ogóle wszystko - są o wiele wyższe niż gdzie indziej, ponieważ absolutnie wszystko musi być tu przyniesione na grzbietach koni lub mułów albo przywiezione helikopterem, dlatego właśnie wszyscy hodują konie - na własne potrzeby i zarobkowo, do transportu wyposażenia turystów. Większość rodzin w Supai ma samochód, króry parkują na parkingu Havasupai Trailhead na końcu drogi nr 18. Co jakiś czas robią zakupy w Kingman (w Seligman jest tylko jeden sklepik spożywczy z małym wyborem i wysokimi cenami), które przepakowują na grzbiety własnych koni albo wysyłają do siebie pocztą, co jest o wieloe lepszym rozwiązaniem, zwłaszcza jeśli zakupione artukuły nie są potrzebne natychmiast. Zakupy dotrą na dno kanionu kilka dni później, ale bez wysiłku. Pocztą można do Supai wysłać prawie wszystko, turyści znający specyfikę tego miejsca i planujący dłuższy pobyt, zawsze wysyłają swój ekwipunek, namioty i zapasy żywnościowe właśnie w ten sposób, zamiast dźwigać wszystko na własnym grzbiecie. Transport pocztą jest o wiele tańszy dlatego, ponieważ Poczta USA musi stosować jednolite cenniki na swoje usługi, dlatego przesyłka z Kingman do Suapi kosztuje tyle samo co z Kingman gdziekolwiek indziej, pomimo, że transport w dół kanionu jest taki kosztowny. Zdarza się więc, że wysłane pocztą zakupy dotrą do Supai na grzebiecie muła, którego właścicielem jest ich nadawca. United States Postal Service nie hoduje już koni ani mułów, w Supai zatrudnia podwykonawców, czyli mieszkańców wioski. Opłata za przesyłkę, jaką zapłaci urząd pocztowy za transport poczty, jest czasem większa niż wartość zakupów i cena za przesyłkę pobrana na poczcie w Kingman. Poczta USA zdecydowaniwe traci na obsłudze Supai, ale raz ustanowione urzędy pocztowe, rzadką są likwidowane. Głównym źródłem dochodu 83% procent mieszkańców osady jest zatrudnienie w administracji publicznej rezerwatu, na poczcie i w motelu. Niektórzy wyrabiają pamiątki, tkają koce albo plotą koszyki sprzedawane turystom, ale konieczność zarabiania na utrzymanie jest wciąż konceptem obcym wielu potomkom dawnych koczowników, którzy nie znali pięniędzy, uprawiali tylko ograniczony handel wymienny z sąsiednimi plemionami (które na ogół wytwarzały takie same wyroby) i nie rozumieli pojęcia pracy. Rezerwat Havasupai jest w dużej części subsydiowany przez rząd USA, czerpie też dochody z turystyki (w mieście obowiązują opłaty nawet za pobyt i rozbicie namiotu).