Indianie Ameryki Północnej map1 map2 map5

Wednesday, Dec 11th

Old West | Indianie | Indianie Ameryki Północnej

Indianie Ameryki Północnej


Pierwsze naukowe hipotezy dotyczące pochodzenia Indian, formułowali jeszcze w czasach kolonialnych i Hiszpanie i Anglicy. Najbardziej prawdopodobna wydawała się teoria twierdząca, że Indianie amerykańscy pochodzą od praczłowieka patagońskiego, żyjącego w Ameryce Południowej. Ta i inne podobne teorie upadły jednak wkrótce po podjęciu systematycznych badań przez nowopowstałe Stany Zjednoczone. Prace badawcze i archeologiczne prowadzono na wielkich obszarach zaraz po przejęciu od Wielkiej Brytanii terenów od Alleghenów aż do rzeki Mississippi, a po zakupie Louisiany w 1803 roku wszędzie tam, gdzie powstały nowe centra osadnictwa i gdzie udało się zaprowadzić porządek. Stałe badania przerwała Wojna Secesyjna i dziesięckioletnia Rekonstrukcja, ale nie wszędzie, wiele obszarów w ogóle nie uczestrniczyło w wojnie i nie doznało jej skutków


Wódz He Dog, Oglala Lakota, Sioux, ca. 1890-1900. Zdjęcie: Archiwum


Na podstawie badań najstarszych szczątków ludzkich odkrytych w latach 1836-1844 stwierdzono, że do Ameryki przybył "gotowy” człowiek, z ukształtowaną kulturą, a jego ewolucja i rozwój odbyły się gdzie indziej. Najnowsze badania antropologiczne, w tym za pomocą testów DNA sugerują, że przodkowie amerykańskich Indian przywędrowali z rejonu północno-wschodniej Azji. Uczeni przypuszczają, że mogło to mieć miejsce około 40 tysięcy lat temu. Najbardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że ludzie ci przeszli przez Cieśninę Beringa około 27-35 tys. lat temu, a więc podczas ostatniego zlodowacenia. Poziom mórz obniżył się wtedy o co najmniej 100 metrów, dzięki czemu powstało lądowe połączenie między Czukotką i Alaską. Koczownicze plemiona w pogoni za zwierzyną przeszły na drugą stronę cieśniny. Tropiąc zwierzęta i poszukując nowych terenów łowieckich, bardzo szybko przemieszczły się w głąb nieznanego lądu. Okres migracji zakończył się około 11 tysięcy lat temu, kiedy roztapiający się wielki lodowiec Wisconsin zapełnił wodą cieśninę odzielającą Alaskę od Azji.

Koczownicze ludy azjatyckie przenikały w głąb Ameryki wieloma szlakami w zależności od występowania i przemieszczania się zwierzyny. O trasach wędrówek decydowały też liczne jeszcze obszary wiecznej zmarzliny. Sprzyjające warunki klimatyczne koczowmnicy znaleźli dopiero w południowych rejonach dzisiejszych Stanów Zjednoczonych i wzdłuż zachodniego wybrzeża. Małe, 30-40 osobowe grupy wędrowców rzadko łączyły się w większe gromady. Takie pojedyńcze łowieckie hordy po znalezieniu terenów zasobnych w zwierzynę i zapewniających wodę, osiedlały się na stałe lub przynajmnhniej tymczasowo, co wymuszało zmiany trybu życia i konieczność przystosowania się do zupełnie nowych warunków. Kolejne pokolenia osiadłych już koczowników musiały nauczyć się nowych metod zdobywania żywnosci, zmianom ulegały wszystkie dotychczasowe zasady i tradycje plemienia, co doprowadziło do powstania setek oddzielnych kultur. Ich charakter i poziom cywilizacyjny zależał od lokalnych warunków.

Postępujący rozwój w naturalny sposób sprzyjał wzbogacaniu słownictwa, czego efektem było  tworzenie się nowych dialektów. Najstarsze i najbardziej rozwinięte społeczności mówiły swoimi językami co wzmagało barierę między poszczególnymi grupami. Największa przepaść cywilizacyjna dzieliła osiadłe od wieków i rozwinięte ludy od prymitywnych koczowniczych hord napływających wciąż jeszcze z północy. Nie mogąc zasymilować się z napotykaną na swej drodze osiadłą ludnością, nowe grupy przemieszczały się coraz dalej. Czasami wypierały siłą spotykane na trasie swojej wędrówki starsze plemiona przejmując od nich część nieznanej wcześniej kultury. Nie wiadomo ile najstarszych kultur zniknęło w wyniku walk z nowymi falami koczowników. Nie wiadomo też ile takich fal zostało zniszczonych przez skutecznie broniące się przed nimi, przybyłe dożo wczesniej i od dawna osiadłe, starsze kultury.

Tysiące lat wędrówek i przemieszczeń doprowadziło do zasiedlenia ogromnych obszarów aż po przylądek Horn na południowym krańcu Ameryki Południowej. Od czasu zakończenia migracji z Azji przyrost ludności na kontynencie amerykańskim postępował już tylko w naturalny sposób. Z przybyłych przed tysiącami lat kilkudziesięcioosobowych grupek powstały plemiona liczące do kilkunastu tysięcy ludzi. Niektóre plemiona osiadłe w północnej części Ameryki przywędrowały tam nie z północy, lecz z południa, wracając po wiekach na tereny, przez które przechodzili ich przodkowie. W czasach wielkich migracji azjatyckich ludów przez zamarzniętą Cieśninę Beringa, duża część Ameryki Północnej była pokryta dwumilową warstwą lodu. Były to pozostałości po wielkim lodowcu Wisconsin, który dużo wcześniej rozciągał się od miejsca gdzie obecnie znajduje się New York, przez St. Louis aż do dzisiejszego Seattle nad Oceanem Spokojnym. Sprzyjające do życia warunki koczownicy znaleźli dopiero na południu subkontynentu i dalej, w Ameryce Środkowej i Południowej. Z tych regionów wywodzą się najdawniejsze kultury indiańskie i związane z nimi grupy językowe. Potomków najstarszych Indian można dziś znaleźć wśród mieszkańców Peru, Boliwii i Wenezueli. Archeologowie odkrywają tam szczątki i ślady zorganizowanego bytowania ludzi sprzed 40 tysięcy lat pne. Odnaleziono też ślady najstarszej kultury nazwanej Olmecką. Cywilizacja Olmeków była już rozwinięta na tyle, że pozostawiła po sobie dziesiątki ośrodków administracyjnych i kultowych, które stały się zalążkami przyszłych miast i państw innych, późniejszych cywilizacji. Olmekowie dali początek dwóm cywilizacjom znanym z budowy olbrzymich świątyń oraz ośrodków. miejskich. Pierwszą stworzyli Majowie w IV wieku pne, a drugą Toltekowie, których państwo istniało już w VIII wieku ne. Rozpad miejskich ośrodków w XII wieku oraz upadek państwa Tolteków, doprowadziły do licznych starć i wojen, które przetrwały ludy Mexica nazwane później Aztekami. W samym, centrum ich dawnego imperium zniszczonego przez Hiszpanów, zbudowano stolicę Meksyku, Mexico City.

Cała ta teoria jest jednak pełna luk, domysłów i oczywistych spekulacji. Nie ma dziś żadnej wątpliwości, że Wikingowie docierali do wschodnich wybrzeży Ameryki we wczesnym Średniowieczu, ich osady istniały w południowej Grenlandii i na wybrzeżu Nowej Funlandii. Kilka lat temu archeologowie badający historię Skandynawii w erze brązu, odkryli dowody na istnienie zaawansowanej cywilizacji proto-Wikingów 3 tysiące lat temu. Żyjący wtedy na terenie dzisiejszej Norwegii, Szwecji, Danii i Finlandii Wikingowie budowali wielkie łodzie zdolne do dalekomorskich wypraw. Archeologowie Kristian Kristiansen i Lene Melheim z Uniwersytetu w Oslo są przekonani, że ci antyczni Wikingowie docierali do krajów Morza Śródziemnego - Rzymu, Egiptu i Grecji. Odległość z Norwegii albo ze Szwecji do np. Sycylii albo do wysp greckich jest prawie taka sama jak odległość do wybrzeża Kanady. Teoria, że Wikingowie, docierający do Dardanelli mogli byli również docierać do Nowej Funlandii nie tylko w Średniowieczu ale półtora tysiąca lat wcześniej, wydaje się całkiem prawdopodobna.

Wielke cywilizacje Mezoameryki stanowią jeszcze trwardszy orzech do zgryzienia dla entuzjastów teorii o lądowym połączeniu Alaski i Azji jako jedynej drogi migracji. Megalityczne budowle w Maksyku, Peru, Boliwii, czy na Yukatanie, piramidy i wyglądające jak instalacje technologiczne ruiny Teotihuacan w Meksyku i wiele innych miejsc w Ameryce, przypminają do złudzenia podobne konstrukcje i miasta Mezopotamii, Egiptu, Doliny Indusu i Dalekiego Wschodu. Niektórzy uczeni sądzą, że 15 tysięcy lat temu istniała wielka cywilizacja światowa, obejmująca wszystkie kontynenty. Nie wiadomo czy taka cywilizacja faktycznie istniała, ale istnieją pośrednie dowody, że kolonizacja Ameryki mogła się odbywać z wielu kierunków i przez tysiące lat. Norweski etnograf Thor Heyerdahl już w 1947 roku przepłynął tratwą Kon-Tiki z Peru do wysp Tuamotu na Pacyfiku. W 1969 roku łodzią z trzciny, z jakiej w Egipcie wytwarzano papirus (Ra I), przepłynął dużą część Atlantyku, ale nie zdołal dopłynąć do Ameryki z powodu błędu w konstrukcji łodzi. W 1970 r. Heyerdahl przepłynął łodzią z trzciny totora jakie budują rybacy znad jeziora Titicaca (Ra II) z Maroko do wyspy Barbados udowadnbiając, że takie wyprawy były możliwe w czasach faraonów i wcześniej. W egipskich sarkofagach znaleziono ślady tytoniu, rośliny nieznanej poza Ameryką, a starzy rybacy znad jeziora Titicaca do dziś mówią dialektem, w którym odkryto terminy pochodzące z języka sumeryjskiego.

Znaczna część indiańskich plemion zasiedlających północne obszary Ameryki przywędrowała z rejonów południowych i z Ameryki Środkowej. Nie byli to przedstawiciele najbardziej rozwiniętych cywilizacji, ale mimo to wnieśli duży wkład w cywilizacyjny postęp ludów wywodzących się z ostatniej fali azjatyckiej migracji. Anasazi zaczęli wyrabiać gliniane naczynia 1,000 lat później niż ludy na dalekim południu, ale jako pierwsi na półmocy. Budowali też murowane domy i całe osiedla. Anasazi, nazywani przez plemiona Navajo "odwiecznymi wrogami”, pojawili się na terenach dzisiejszych Stanów Zjednoczonych około roku 100 przed Ch. i zasiedlili tereny na pograniczu stanów Colorado, Utah, Arizona i New Mexico. Oprócz tradycyjnego łowiectwa, prowadzili również niewielki hodowle indyków i uprawiali kukurydzę i fasolę. Anasazi zasłynęli z osiedli-miast budowanych wysoko na skalnych półkach w stromych ścianach kanionów, ale ten typ warownych osiedli pojawił się dopiero pod sam koniec istnienia ich cywilizacji. W niewyjaśnionych okolicznościach Anasazi opuścili w XII wieku swoje warowne osady i przenieśli się na południe.

W porównaniu do antycznych ludów Europy, Anasazi byli opóźnieni cywilizacyjnie o 3 do 4 tysięcy lat. Nie znali pisma przez co nie zostawili po sobie żadnych przekazów. Ich prymitywne rysunki na skałach i ścianach jaskiń również nie wyjaśniają wielu zagadek dotyczących organizacji ich życia, zwyczajów i wierzeń. zastanawiające są rysunki swastyk często powtarzające się w malowidłach na murowanych ścianach budowli w kanionie De Chelly. Znak swastyki był symbolem boga Słońca u starych ludów aryjskich zamieszkujących Japonię w pierwszych stuleciach naszej ery i wśród wielu ludów doliny Indusu. Niewykluczome, że wśród przodków Anasazi byli także biali ludzie, przedstawiciele rasy aryjskiej. Po tajemniczym porzuceniu warownych domów wybudowanych na wysokich skalnych półkach, Anasazi zeszli z płaskowyży i przenieśli się na południowe pustynne tereny Arizony i New Mexico. Podczas wędrówki zmieszali się z innymi plemionami, które przejęły wiele elementów ich bardziej rozwiniętej kultury.

Niektóre, kontynuując tradycje Anasazi, budowały murowane wioski i zachowały zasady wspólnej gospodarki i wspólnego uczestnictwa w rytualnych obrzędach. Wraz z przyrostem ludności oraz rozwojem stałych murowanych osiedli, z potomków Anasazi wykształciła się w dolinie rzeki Rio Grande cywilizacja Pueblo. Nazwę tej kulturze nadali Hiszpanie, pochodzi ona od nazwy stałych wiosek zamieszkałych przez rolniczą ludność indiańską. Plemiona Hopi wywodzące się tak jak Indianie Pueblo od Anasazi, należą do najstarszych indiańskich plemion Ameryki Północnej zamieszkałych na terenie Stanów Zjednoczonych. Religia lub filozofia Hopi oparta na pradawnych mitach i przekazach, uznaje wspólnotę plemienną za jedną z najwyższych wartości ludzkiej egzystencji. Żyjąc na suchych, nieurodzajnych terenach, swoje religijne obrzędy sprowadzili w większości do ceremonii wywoływania deszczu. Poszczególne klany, stowarzyszenia i grupy wiekowe odpowiedzialne są za wycinek w kalendarzu rocznych obrzędów. Podkreślany był w ten sposób wspólny wysiłek na rzecz plemienia. Indianie Pueblo i Hopi stworzyli oryginalny styl arhitektoniczny, który w tym rejonie przetrwał do dziś. Są to konstrukcje z wysuszonej na słońcu cegły adobe wytwarzanej z mułu, ziemi i gliny zmieszanej ze słomą, z której wznoszono ściany z małymi oknami. Dachy i stropy budowane były z drewnianych belek wystających ze ścian, a dostęp na wyższe piętra czy tarasy umożliwiały drabiny. Styl ten, powszechny we wschodniej Arizonie i w Nowym Meksyku, nazywa się dziś Adobe.

Innym starym plemieniem zamieszkującym południwo zachodnie tereny USA, są też Indianie Navajo. To bardzo liczne koczownicze plemię blisko spokrewnione z Apache, przywędrowało z zimnej północy i zdominowało rejon dzisiejszych stanów Arizona i New Mexico. W staroindiańskim języku wyraz Navajo oznacza przypuszczalnie "uprawne pola”. Od ludów Hopi i Pueblo, Navajo przejęli rzemiosło i rolniczą kulturę, ale nigdy nie pozbyli się swoich koczowniczych korzeni. Ich język Dine wywodzi się ze starych, chińsko-tybetańskich grup językowych i jest powszechnie używany do dnia dzisiejszego przez 97% ludności Navajo. Podczas Drugiej Wojny Światowej język Dine wykorzystywany był przez amerykańską armię do szyfrowania tajnych wiadomości. Zajmowało się tym 300 szyfrantów Navajo służących w jednostkach walczących na Pacyfiku. Pomimo, że język Dine należy do grupy chińsko-tybetańskiej, Japończycy nigdy tego nie odkryli, choć grupa ta była dobrze znana japońskim językoznawcom. W sztuce, rzemiośle i w rolnictwie, Navajo przewyższyli swych nauczycieli i dość szybko zasłynęli z oryginalnych tkanin i wyrobów ze srebra. Chętnie przyłączały się do nich szczepy innych plemion zdominowane w przeszłości i zepchnięte przez Navajo na mniej urodzajne tereny.

Z tej samej grupy etnicznej, wywodzą się też należące do grupy językowej Athabaskan wojownicze plemiona Apache, bardzo blisko spokrewnione z Navajo. Również i oni około X wieku przywędrowali z pólnocy i osiedlili się w sąsiedztwie Navajo pomiędzy rzekami Colorado i Rio Grande. Dotarli również na tereny obecnego Meksyku. Z upływem czasu doszło u nich do zróżnicowań kulturowych i podziałów na plemiona wschodnie jak Mescalero i Chiricahua oraz zachodnie, do których należeli między innymi White Mountains i Cibecue. Daleko na wschodzie osiedlili się Kiowa Apache i Lipan Apache. Ci ostatni zostali później wyparci z równin przez Comanche. W przeciwieństwie do Navajo, nie tworzyli dużych zorganizowanych społeczności, żyli w małych grupach i łączyli się w większe stowarzyszenia jedynie w wypadku dużego zagrożenia. Dowodzeni byli wówczas przez jednego wodza wybieranego kolektywnie na czas wojny. Jednym z takich wodzów był słynny Geronimo. Jako ostatni niezależny wódz indiański walczył o odzyskanie utraconych na rzecz białych starych indiańskich terytoriów. Apache byli narodem znanym z wyjątkowej waleczności i okrucieństwa wobec wrogów. Wśród sąsiednich nacji uchodzili za plemię rozbójnicze co odzwierciedla nadana im nazwa znacząca w języku Indian Pueblo ,"wróg, najeźdźca”. Po latach najazdów na dużo bardziej pokojowo nastawione i prowadzące osiadły tryb życia plemiona, przed dumnym narodem Apaches niespodziewanie pojawiło się śmiertelne zagrożenie. Ich największymi wrogami - i wrogami wszystkich innych plemion w regionie - stali się Comanche.

To prymitywne koczownicze plemię pojawiło się niespodziewanie w bezpośrednim sąsiedztwie Apache, Navajo i Kiowa. Comanche przywędrowali na tereny dzisiejszego Texasu, New Mexico i Arizony znacznie później od nich ale bardzo szybko stali się panami południowych obszarów Wielkich Równin dzięki opanowaniu sztuki konnej jazdy. Comanche są odłamem Indian Shoshone, mówią tym samymn  językiem i mają podobną religię. Zajmowali się myślistwem, rybołówstwem i zbieractwem, ale ich głównym zajęciem przynoszącycm nie tylko korzyści materialne, ale również wojenną sławę i dumę zwycięzców, były nwyprawy łupieżcze do innych plemion, a później białych osadników. Olrucieństwo Comanche wobec jeńców - kobiet i mężczyzn bez różnicy - było wprost legandarne i przekraczalo wszystko z czym kiedykolwiek zetknęli się biali osadnicy. W późniejszym czasie Comanches rozwinęli hodowlę koni i uprawę roślin. Do perfekcji opanowali jazdę konną przez co uznawano ich za najlepszych jeźdźców świata. Ich umiejętności można porównać jedynie do umiejętności średniowiecznych Mongołów, choć wielu znawców tematu sądzi, że Comanche byli jednak lepsi, jeździli bez siodeł i uprzęży. Comanche często zapuszczali się w głąb Meksyku skąd przyganiali zrabowane stada bydła i koni. Porywali także ludzi, których sprzedawali jako niewolników innym plemionom. Byli przekonani o swojej wyższości nad każdym innym plemeniem, a szczególnie nad białymi. O Meksykanach mówili, że zostali stworzeni tylko po to, aby hodowali dla nich bydło i konie. Ze względu na liczebność, waleczność i bezwzględne postępowanie wobec innych nacji, Comanche przez kilka pokoleń uznawani byli za jedynych władców południowej części Wielkich Równin. W dużym stopniu przyczynili się do rozpropagowania konia i wykorzystywania go w codziennym życiu wszystkich indiańskich plemion i to właśnie oni utrwalili wizerunek Indianina na koniu, znany z tysięcy rysunków i obrazów przedstawiających Dziki Zachód. Do dziś najlepsi dżokeje w amerykańskich wyścigach konnych to Comanche. O ich odwadze i umiejętnościach w walce opowiadano legendy, ale Comanche znani też byli z czego innego: nie mieli podobno lęku wysokości. Nie wiadomo ile w tym prawdy, faktem jednak jest, że ogromna większość robotników pracujących przy budowie wieżowców w wielkich amerykańskich miastach w latach 20-tych i 30-tych to Comanche. Pracowali na wielkich wysokościach, najczęściej bez żadnych zabezpieczeń i prawie wcale nie było wśród nich śmiertelnych upadków z dużych wysokości.

Jednym z najsłynniejszych narodów zamieszkujących północno-zachodnie tereny był naród Lakota. Plemię to bardziej znane z nadanej im przez francuskich traperów nazwy Sioux (czyt. "su"), na trwałe zapisało się w historii amerykańskich Indian. Pierwotnie Sioux zamieszkiwali rejon Wielkich Jezior dokąd przybyli jako odłam Indian Leśnych. Zajmowali się uprawą kukurydzy i rybołóstwem, dlatego swoje wioski budowali nad brzegami rzek. Lakota byli licznym narodem ale nigdy nie stworzyli zwartej społeczności. Podzielili się na siedem plemion a te z kolei uległy podziałowi na jeszcze mniejsze grupy. Takie rozbicie nie sprzyjało skutecznej obronie, zwłaszcza, że Lakota byli plemieniem osiadłym, co wymaga stałej czujności i obrony terenów, dlatego w wyniku ciągłych ataków ze strony wschodnich plemion, Lakota zostali w końcu wyparci daleko na Zachód, na pocięte rzekami tereny Minnesoty i Wisconsin. Najdalej, bo aż za Mississippi River, na Wielkie Równiny wycofało się plemię Teton. Wydzielone z niego grupy Indian Brule, Hunkpapa i Oglala, w obliczu koczowniczych wrogich im plemion i niemożności stworzenia stałych osiedli, porzuciły osiadły tryb życia i przekształciły się w koczowników polujących na bizony. Z czasem bizony zaczęły być podstawą egzystencji wszystkich plemion Lakota podobnie jak innych narodów żyjących na zielonych północnych preriach. Sioux stawiali zacięty opór w obronie swoich ziem przed białymi osadnikami wymuszając podpisanie traktatów gwarantujących granice indiańskich terytoriów. Zawarli też kilka umów o sprzedaży ziemi, którą wcześniej postanowili opuścić. Po wycofaniu się na zachód od  Missouri River, zaprawieni w bojach i używający już od jakiegoś czasu koni Sioux bez trudu wyparli z rejonu Black Hills w Południowej Dakocie słabsze narody Cheyenne, Crow, Arapaho i Kiowa. Wybuch ,"gorączki złota”, łamanie porozumień przez stronę amerykańską i ciągłe nękanie indiańskich wiosek przez białych osadników zapoczątkowało ponury okres nieustannych wojen indiańsko-amerykańskich. Zagrożenie ze strony wspólnego wroga zakończyło międzyplemienne waśnie i zjednoczyło walczących do tej pory ze sobą Indian. Z narodu Lakota wywodzili się najsłynniejsi wodzowie tego okresu: Red Cloud, Crazy Horse i Sitting Bull. Finałem wieloletnich zmagań Indian Lakota z amerykańską armią była bitwa nad Little Bighorn River. Zjednoczone siły indiańskie dowodzone przez Siedzącego Byka pokonały tam doborową kawalerię generała Custera.

Najbardziej krwawe i tragiczne wydarzenia w historii stosunków indiańsko-amerykańskich były udziałem plemion z Wielkich Równin. Chociaż konflikty i zbrojne starcia z Indianami miały miejsce we wszystkich zakątkach Ameryki, zdecydowana większość rozegrała się na terenach Montany, Wyoming i Dakoty. Obok Sioux żyły tam plemiona Chayenne, Crow i Arapaho. Najdalej na północy Blackfeet, a na południu Shoshone. Historia tych indiańskich narodów pokazuje, że nie tylko osadnictwo białych stało się przyczyną ich nieszczęść. Przykładem tego może być plemię Crow, które powstało po rozdzieleniu się Hidatsów w wyniku kłótni jaka wywiązała się na polowaniu. Po długiej wędrówce na zachód Wrony (Crow) osiadły na bogatych w zwierzynę terenach Montany i Wyoming. Zasobność terenów łowieckich i ogromne stada bizonów przyciągały jednak inne okoliczne plemiona. Przez wiele pokoleń, otoczeni ze wszystkich stron przez nieprzyjaciół, Crow musieli bezustannie bronić swojej ziemi. Śmiertelni wrogowie Blackfeet i Sioux, Cheyenne i Comanche łączyli się we wspólnej walce przeciwko Wronom. Plemię ponosiło coraz większe straty do tego stopnia, że powstało zagrożenie całkowitej jego zagłady. Nic więc dziwnego, że gdy wybuchły wojny amerykańsko-indiańskie Crow, w nadziei pozyskania potężnego sujusznika, opowiedziało się po stronie żołnierzy w niebieskich mundurach. Koalicja ta uratowała Wrony ale spowodowała jeszcze większą niechęć i wrogość do nich ze strony pozostałych plemion.Stosunki te zmieniły się trochę po udziałe Crow we wspólnej walce nad Little Bighorn River. Tragedię tamtych czasów i tego plemienia podkreśla fakt bohaterskiej walki w szeregach zjednoczonych sił indiańskich przeciwko armii Custera, ale również dobrowolny udział zwiadowców Crow w odziałach amerykańskiej kawalerii.

Jednym z najbardziej zaciętych wrogów Crow było rozbójnicze plemię Blackfeet. Czarne Stopy pierwotnie zamieszkiwały północne nizinne prerie wokół rzeki Saskatchewan gdzie Indianie z tego plemienia trudnili się łowiectwem i rybołóstwem. W bezustannej pogoni za przemieszczającymi się na południe stadami bizonów, Blackfeet przywędrowali do północnej Montany. Osiedlili się tam i do swoich regularnych czynności jakimi były polowania na bizony, dodali jeszcze jedno zajęcie: rabunkowe wyprawy na sąsiadów przynoszące im znaczne korzyści. Na czas wojny wybierali wodza, którego odwoływali w okresie pokoju. Żyli w niewielkich grupach plemiennych i nigdy nie mieli scentralizowanej władzy. Dla podtrzymania tradycji i powiązań ogólnoplemiennych organizowali każdego roku wiosną i jesienią spotkania żyjących osobno grup i rodzinnych klanów. Ich życie i rozwój, podobnie jak innych plemion z równin, prawie całkowicie zależały od bizonów, dlatego Czarne Stopy prowadziły z sąsiadami nieustanne walki o tereny łowieckie. Wojny - takie same i o to samo - prowadziły ze sobą nawzajem prawie wszystkie pozostałe plemiona wielkich prerii.

Zażartym wrogiem Czarnych Stóp byli waleczni Cheyenne, którzy przywędrowali w rejon Black Hills z okolicy Wielkich Jezior wypierani przez szybko posuwającą się na zachód ekspansję białych osadników. Zaskakującym u tego plemienia było przypadkowe spotkanie i ponowne połączenie się dwóch grup tego samego narodu, który podzielił się w dalekiej przeszłości. Obie grupy wniosły we wspólny związek swoje najlepsze doświadczenia i kulturę sprawiając, że plemię Cheyenne stało się jednym z najbardziej rozwiniętych plemion w regionie. Cheyenne mieli strukturę rządów sprawowanych przez radę, w której zasiadało 44 wodzów. Posiadali też liczne Stowarzyszenia Wojenne. Dzięki połączeniu obu kultur bardzo wzbogacili życie duchowe. Po krótkim okresie walk z plemieniem Lakota, podobnie jak Cheyenne migrującym ze wschodu pod naciskiem białych, oba plemiona nawiązały między sobą przyjazne stosunki. Również dobrze układało się sąsiedztwo z Arapaho. W początkowym okresie od zajęcia terenów na zachód od Missouri, Cheyenne byli także przyjacielsko nastawieni do białych, którzy coraz liczniej przybywali w rejon Black Hills. Pokój przerwała masakra dokonana na Cheyenne i Arapaho obozujących nad Sand Creek.

29 listopada 1864 roku oddziały armii USA zaatakowały legalny obóz pokojowo nastawionych i niespodziewających się niczego Indian. Zginęło wielu ludzi a tragedię pogłębił fakt, że nad indiańskim obozowiskiem powiewała amerykańska flaga. Był to sztandar, który rok wcześniej otrzymał w Waszyngtonie wódz Black Kettle podczas spotkania z Prezydentem Lincolnem. W czasie dekoracji medalem, wodzowi wręczono flagę wraz ze słowami, że ,,dokąd będzie ona powiewała nad Indianami, żaden żołnierz nie będzie do nich strzelał”. Wierząc w te słowa właśnie ten sztandar nakazał rozwinąć wódz Black Kettle kiedy do wioski zbliżały się pierwsze oddziały kawalerzystów. Po tym zdarzeniu Cheyenne wyrzekli się swojego wodza i pod nowym przywództwem rozpoczęli długoletnią wojnę z USA. Zdziesiątkowani w nierównej walce poddali się w końcu i zostali przeniesieni do rezerwatu w Oklahomie. Nie mogąc przystosować się do klimatu, głodujący i masowo chorujący, Cheyenne postanowili uciec i wrócić na swoje stare ziemie. Cały czas walcząc i uciekając dotarli na dawne tereny. Zdobyli tym sposobem poparcie wielu współczujących im Amerykanów dzięki czemu utworzono dla nich rezerwat w Montanie gdzie żyją do dnia dzisiejszego.

Wśród Indian Ameryki Północnel występowały olbrzymie różnice między wojowniczymi, koczowniczymi plemionami zachodnich i centralnych równin, a plemionami zachodniego wybrzeża. Plemiona zasiedlające nadmorskie tereny odzielone były od reszty kontynentu wysokimi pasmami górskimi. Taka naturalna przeszkoda ograniczała ekspansję wschodnich ludów pozwalając na spokojniejszą egzystencję Indian z wybrzeża. Decydujące dla sposobu życia tych plemion były praktycznie nieograniczona ilość żywności. Gospodarka nadmorskch plemion oparta była na połowach ryb i polowaniach na morskie ssaki. Zbierano też małże i mięczaki. Indianie często polowali na morskie ptactwo i wybierali z gniazd ich jaja. Bardzo dobrze nauczyli się wykorzystywać wszystko co dawało morze. Oprócz łososi, dorszy, halibutów i fląder łowili ryby zwane "olacheny", tak tłuste, że po umieszczeniu w nich knota służyły za świece. Łatwość zdobywania pożywienia pozostawiała zdecydowanie więcej czasu na życie duchowe i na podnoszenie poziomu życia materialnego. Prawdopodobnie jeszcze w czasach przedkolumbijskich, Indianie zachodniego wybrzeża umieli obrabiać miedź. Prowadzili osiadły tryb życia i dlatego ich pierwsze chaty, mimo że budowane ze słomy, miały zadziwiająco trwałą konstrukcję. W późniejszym czasie bardzo dobrze rozwinęli technikę obróbki drewna. Budowali cedrowe domy często o dużych rozmiarach. W okolicy Seattle odkryto budynki o długości 160 metrów. Wykonywali również z cedrowych bali łodzie dłubanki mogące pomieścić nawet do 60 osób. W rejonach oddalonych bardziej na południe Indianie zachodniego wybrzeża trudnili się również uprawą kukurydzy, fasoli i dyni. Polowania i połowy pozostawiały duże nadwyżki lecz w handlu wymiennym nie wymieniano żywności. Mimo że nie było potrzeby walki o tereny łowieckie, krwawe starcia między plemionami zdarzały się często. Nie chodziło w nich o przejęcie terenu a wyłącznie o dominację nad innymi. W najazdach jednych na drugich uczestniczyły tylko pojedyńcze wioski a nie całe plemiona jak to się zdarzało u koczowników z równin. Indianie znad Pacyfiku dużą wagę przywiązywali do posiadania wszelkiego rodzaju dóbr materialnych, a obdarowywanie się prezentami urosło u nich do rangi całego ceremoniału.

W 1769 roku z Mexico City wyruszyła wyprawa której celem była eksploracja zachodniego brzegu Baja California, o której sądzono, że jest wyspą, i założenie misji i presidio gdzieś dalej na północ od Zatoki Wszystkich Świętych. Misja pod patronatem świętego Jakuba z Alcala (San Diego de Alcala) powstała w miejscu dzisiejszego miasta San Diego. Misje budowane były jako warowne twierdze otaczające prostokątny dziedziniec, na którym toczyło się codzienne życie mieszkańców. W podcieniach wokół wewnętrznego placu Indianie uczyli się i pracowali. 23 hiszpańskie misje jakie powstały do 1823 roku były w pełni samowystarczalne. Każda z nich była domem dla 1,000 – 2,000 Indian, którzy poza nauką języka uczyli się rolnictwa i różnych rzemiosł. Pojmowali też zasady religii katolickiej. Do połowy XIX wieku chrzest przyjęło 90 tys. Indian i nie ma wątplkiwości, że zrobili to dobrowolnie. Różnice dzielące Indian z zachodniego wybrzeża i mieszkańców centralnych i wschodnich rejonów Ameryki uwidoczniły się mocniej w okresie wzmożonego osadnictwa białych a szczególnie w okresie ,"gorączki złota”. Kiedy w głębi kraju wybuchały amerykańsko indiańskie wojny, kalifornijskie plemiona dużo łatwiej przyjmowały kulturę i dominację białych osadników.

Choć teoria głosząca, że to Azjaci migrujący przez cieśninę Beringa skolonizowali całą Amerykę podczas ostatniego zlodowacenia nie tłumaczy w pełni tego procesu, prawie na pewno migracja przez cieśninę Beringa była przynajmniej jedną z wielu fal migracyjnych. Jest bardziej niż prawdopodobne, że małe grupy myśliwych przepływały cieśninę w prostych canoes przez całe wieki, może nawet tysiąclecia i nie potrzebowały lądowego połączenia. Współcześnie żyjący Innuits w północnej Kanadzie i na Alasce oraz koczownicze plemione na dalekim wschodzie Syberii potrafią pokonywwać spore odległości w takich samych, niezmienionych przez tysiące lat prostych łodziach z kory albo ze skóry reniferów. Taka migracja mogła się odbywać przez cały czas, może nawet jeszcze w średniowieczu, a nawet później. Uczeni sądzą, że w wędrówce pierwszych grup azjatyckich ludów na wschód podczas ostatniego zlodowacenia, drogę już na amerykańskim kontynencie  zagradzał im istniejący jeszcze wtedy lodowiec Wisconsin, dlatego większość przybyłych wtedy grup poszła na południe a nie na wschód. Właśnie dlatego musiało minąć kolejnych parę tysięcy lat zanim fale przybyszów z Azji osiągnęły brzegi Oceanu Atlantyckiego na wschodzie. Grupa posuwająca się wprost na południe wzdłuż wybrzeża Pacyfiku nie napotykając na żadne poważne przeszkody skolonizowały resztę obu Ameryk o wiele wcześniej. Do grup posuwających się na wschód po stopieniu się części lodowca dołączały plemiona od dawna zamieszkujące Amerykę, a teraz wtórnie migrujące z powrotem z południa w poszukiwaniu nowych terenów łowieckich. Przybywające z różnych kierunków i w różnym czasie grupy posługiwały się odmiennymi językami i dialektami. Miały inną kulturę, organizację i stopień cywilizacyjnego rozwoju. U Indian ze Wschodniego Obszaru Leśnego widoczne są duże wpływy bardziej rozwiniętych kultur plemion Ameryki Centralnej. Te same korzenie miała również sztuka Indian ze wschodniego wybrzeża.

Z powodu wielkich różnic językowych i kulturowych Wschodni Obszar Leśny został podzielony na dwa regiony. Pierwszy, Północno-wschodni Obszar Leśny zamieszkiwały plemiona Iroquois, Huron, Mohican i Delaware. W drugim, nazwanym Południowo-wschodnim Obszarem Leśnym żyło tzw. Pięć Cywilizowanych Narodów: Cherokee, Chickasaw, Choctaw, Creek i Seminole. Podstawowym zajęciem plemion znad Oceanu Atlantyckiego było rolnictwo. Uprawę ziemi uzupełniano zbieractwem i myślistwem. Taka gospodarka sprawiła, że wszystkie plemiona bardzo wcześnie zmieniły tryb życia z wędrownego na osiadły. Sprzyjało to wykształceniu się mocnej scentralizowanej władzy z decydującym głosem wybieralnych wodzów. Najmniejszą jednostką w plemiennej strukturze była wielka rodzina spokrewnionych członków, której przewodziła najstarsza kobieta. Bardzo dużą wagę przywiązywano do religijnych i zwyczajowych obrzędów, z których wiele miało charakter cykliczny jak coroczne obchody związane ze zbiorami kukurydzy i wiele innych takich jak  zmiany pór roku, zbiory, polowania na migracyjne zwierzęta, itp.

To co w pierwszym rzędzie odróżniało Indian ze Wschodniego Obszaru Leśnego od koczowniczych plemion z głębi kontynentu, była organizacja życia i sprawowania władzy. Wyróżniającymi się pod tym względem byli Irokezi (Iroquois). Dobrze zorganizowani w dużych grupach, wyznawali religię, której główne założenia były przejęte wprost ze stosowanych przez nich zasad wojennych. Poszczególne organizacje klanowe składające się z wielkich rodzin mieszkały w dużych, dobrze ufortyfikowanych i otoczonych palisadami osadach. Podczas zbiorowych ceremonii religijnych Irokezi czcili siły przyrody i zjawiska pomagające w uprawie roślin. jak pogoda i zwłaszcza deszcz. Waleczność, organizacja, dobre dowodzenie i przygotowanie do wojen pomogły im w opanowaniu północnych obszarów wybrzeża. Jako nieliczni stosowali w walce drewniane pancerze i kamizelki chroniącde przed strzałami, drewniane osłony głów, tarcze i zbroje. Już w 1570 roku pięć grup tego plemienia połączyło się w Ligę Pięciu Narodów. 150 lat później przystąpiło do niej plemię Tuskarora i organizacja przemieniła się w Ligę Sześciu Narodów. Liga kierowana była przez Radę złożoną z 50 wybieralnych wodzów będących przedstawicielami plemiennych klanów. W strukturze tej było również miejsce na stowarzyszenia wojenne i obrzędowe.

Jednym z ceremoniałów organizowanych przez te stowarzyszenia było skalpowanie i rytualne torturowanie jeńców. Za czasów białego osadnictwa Iroquois nazywano ,"Rzymianami Ameryki”. Określano ich tak ze względu na uzbrojenie i sposób walki a także za sprawą wyjątkowych zdolności oratorskich. Była to bardzo ważna umiejętność w społeczeństwie, które nie znało pisma i gdzie nikt nikomu nie mógł rozkazywać. Nawet najwyższy wódz Iroquois miał jedynie możliwość przekonywania współplemieńców. Umiejętność tą kształcono i przekazywano z pokolenia na pokolenie. Gdy w 1744 roku zawierano traktat między brytyjskimi koloniami a Konfederacją Iroquois, będący pod wrażeniem indiańskich przemówień Benjamin Franklin polecił notowanie ich treści a następnie z własnej inicjatywy wydał je drukiem w języku angielskim. Rozpoczynając rokowania członek Wielkiej Rady Konfederacji Iroquois, wódz Canasante powitał angielskich negocjatorów słowami ,"Jest naszym obyczajem, aby dawać w prezencie skóry zwierząt ilekroć zawieramy jakieś przymierze". Canasante podarował w tym momencie Anglikom skórkę z jakiegoś małego zwierzątka, i dodał: "Jest nam bardzo wstyd, że przynosimy naszym braciom tak mało, ale wasze konie i krowy zjadły trawę, na której pasły się kiedyś nasze jelenie”. Do dnia dzisiejszego przedstawiciele istniejącej nadal Wielkiej Rady często zapraszani są by przemawiać na forum ONZ przy okazji różnych konferencji. Zanim nastąpiło załamanie militarnej potęgi Iroquois, walczyli oni sprzymierzeni z Anglikami przeciwko Francuzom i Holendrom a następnie przeciw amerykańskim osadnikom. W czasach największej świetności ich wpływy kończyły się na umownej granicy z Południowo-wschodnim Obszarem Leśnym.

Plemiona zamieszkujące ten region nie stworzyły międzyplemiennej organizacj podobnej do Wielkiej Ligi, ale z powodu wysokiego poziomu rozwoju nazywane były Pięcioma Cywilizowanymi Plemionami. Najliczniejsi byli Cherokee. Podobnie jak pozostałe plemiona należące do tej grupy, za najważniejszą uważali mocną więź plemienną. Na ich pierwotną gospodarkę składało się rolnictwo, myślistwo i zbieractwo. Mieli rozwinięte rzemiosło, zwłaszcxza garncarstwo i tkactwo. Mieszkali w obszernych drewnianych chatach skupionych w dużych wsiach. W społecznej strukturze dzielili się na rodzinne klany wybierające między sobą wodzów na czas wojny i pokoju. W 1820 roku wzorując się na amerykańskim systemie utworzyli republikę z własną armią. Założyli również system plantacji, na których wykorzystywali do pracy murzyńskich niewolników. Chętnie uczyli się w amerykańskich szkołach a ich słynny wódz Sequoia stworzył indiański alfabet co umożliwiło zapoczątkowanie rodzimej literatury. Od 1928 roku Cherokee wydawali piewszą i jedyną w tamtycvh czasach, indiańską gezetę Cherokee Phoenix. Spokojny rozwój Cherokee został przerwany w połowie XIX wieku kiedy na ich terenach odkryte zostało złoto. Ulegając amerykańskiej armii zostali siłą przeniesieni do stanu Georgia a wkrótce potem do specjalnie utworzonego Terytorium  Indiańskiego w Oklahomie. W dwudziestoleciu 1830 - 1850, 60 tysięcy Indian ze wszystkich Pięciu Cywilizowanych plemion zostało usuniętych z ich ziem. W marszu tym nazwanym Drogą Łez (Trail of Tears) zmarło z wycieńczenia 4 tysiące Indian. Plemiona osiadłe we Wschodnim Obszarze Leśnym należały do najliczebniejszych a Indianie Cherokee obok Navajo są do dnia dzisiejszego jednym z najliczniejszych narodów wśród amerykańskich Indian.

Historia wszystkich południowo-wschodnich plemion jest bardzo podobna. Wszystkie wywodzą się od człowieka, którego najstarsze odnalezione w tym rejonie ślady pochodzą sprzed 12 tys. lat. Zamieszkiwały ten sam geograficzny region i mimo że wytworzyły odrębne kultury, osiągnęły jednakowy, dość wysoki poziom rozwoju. Sąsiadujące ze sobą narody łączyło wiele więzi, może dlatego o wiele rzadziej niż w innych regionach dochodziło między nimi do wojen. Przykładem bliskiego pokrewieństwa mogą być plemiona Creek i Seminole. Wielkie plemię Creek od najdawniejszych czasów zamieszkiwało obszar między rzekami Tallapoosa i Chattahoochee na pograniczu dzisiejszych stanów Alabama i Georgia. Byli narodem o bardzo dobrze rozwiniętej organizacji sprawowania władzy. Wodzowie wybierani byli u nich przez wiejskie rady, które również mogły ich stawiać w stan oskarżenia. Wódz reprezentował swoją społeczność w sprawach międzyplemiennych, decydował o rozdziale zapasów żywności i ustalał terminy obrzędów. Do dyspozycji miał grupę wojowników, którzy stanowili wewnętrzną policję. Pomagał mu także osobisty doradca wyrażający wolę wodza na ogólnych naradach. Na czas wojny wioski jednoczyły się i wybierały spośród swoich przywódców jednego Wielkiego Wodza. Z systemem tym bardzo kontrastowały zwyczaje panujące w sąsiednim, lecz nienależącym do grupy Cywilizowanych Plemion, plemieniem Natchez. Wódz był u nich uważany za boga i nazywany Słońcem. Miał nieograniczoną, absolutną władzę. Taka struktura, albo raczej jej całkowity brak i wiara w boską nieomylność wodza powodowały, że wszystkie, nawet całkiem nieświadome błędy przywódcy, odbijały się na całym plemieniu. Trzeba dodać, że plemię Natchez nie przetrwało do naszych czasów, wybite do końca przez Francuzów w odwecie za napady i masakry białych kolonistów. Seminole. byli młodym plemieniem. Wcześniej Indianie ci wchodzili w skład wielkiego plemienia Creek. Niektróre klany znad rzeki Tallapoosa oddzieliły się na początku XVIII wieku i przeszły na Florydę. Tam grupa "separatystów" zmieszała się z wieloma tubylczymi plemionami i połączyła z nimi tworząc jedno duże plemię. W gęstych lasach i mokradłach półwyspu, Seminole znależli schronienie przed coraz mocniej napierającyą amerykańską armią wspierającą kolonizację indiańskich terytoriów. Wspaniale dostosowali się do panujących na bagniskach warunków. Trudnili się myślistwem, rolnictwem i rybołóstwem. Swoje domy budowali na drewnianych platformach. Od samego początku kolonizacji, podobnie jak inne plemiona Wschodnich Obszarów Leśnych, stawiali silny opór w obronie swoich terytoriów. W pewnym momencie ich sojusznikami w walce stali się zbiegli na Florydę murzyńscy niewolnicy. Wcześniej, po zerwaniu traktatów przez Stany Zjednoczone, Seminole nie dostosowali się do nowych rozporządzeń tak jak Cherokee i inne plemiona i nie przenieśli się do rezerwatów w Oklahomie. Przez 8 lat walczyli pod przywództwem wodza Osceola z amerykańskimi oddziałami. Pokonani, zostali w końcu wydaleni doTerytorium Indiańskiego za rzeką Mississippi, a ich wodza osadzono w więzieniu w Fort Moultrie. Osceola ubrawszy się w odświętny strój wojownika, popełnił tam samobójstwo.

Długa walka Indian Seminole i olbrzymie ofiary jakie poniosło to plemię, byly zaledwie jednym z licznych epizodów w tragicznej historii stosunków amerykańsko-indiańskich. Przed przybyciem Kolumba rdzenna ludność zamieszkująca obszar obecnych Stanów Zjednoczonych liczyła około 1,5 mln. Gdy na przełomie XVI i XVII wieku pojawili się pierwsi europejscy osadnicy nie dochodziło jeszcze do poważniejszych konfliktów z Indianami. Rozwinęły się nawet pewne formy współpracy. Za pierwszy poważniejszy konflikt uznaje się zajście z 1585 roku, kiedy grupa kolonistów w North Carolina podpaliła Indianom zapasy zboża w odwecie za domniemaną kradzież srebrnego pucharu. Indianie znad Atlantyku nadal jednak byli względnie przyjaźnie ustosunkowani do angielskich osadników. Niektórzy organizowali nawet dla nowoprzybyłych powitalne ceremonie. Słynna stała się pomoc jakiej Indianie Wampanoags i Patuxet udzielili umierającym z głodu pielgrzymom w Plymouth, Massachusetts. Rocznica tego wydarzenia celebrowana jest dzisiaj jako Dzień Dziękczynienia (jedna z wielu wersji pochodzenia Thanksgiving). Minęły jednak zaledwie dwa lata od przypłynięcia ,"Myflower”  gdy rozpoczęto pierwszą wielką wojnę przeciwko plemionom zamieszkującym środkowe wybrzeże. Kolejne wojny z Anglikami i Holendrami doprowadziły do olbrzymich strat wśród wielu plemion wschodniego wybrzeża. Szczególną wymowę miała mordercza wojna w 1675 roku z plemieniem Narragansett nazywana wojną Króla Filipa. W początkowej fazie Indianie zniszczyli większość osiedli osadników lecz ostatecznie ulegli przeważającej sile i zostali rozgromieni. W walce zginął indiański Król Filip, syn wodza Massasoit'a, tego samego który ocalił od głodowej śmierci i udzielił pomocy pierwszym osadnikom z Anglii. Planowe wypędzanie i wyniszczanie Indian wzmogło się po 1643 roku kiedy specjalnie do walki z rdzenną ludnością utworzono Zjednoczone Kolonie Nowej Anglii. Agresywne wojny prowadzone przez Kolonie spowodowały olbrzymie straty wśród plemion Narragansett i całkowicie wyniszczyły wiele mniejszych plemion. Gwałtowny wzrost imigracji w drugiej połowie XVII wieku doprowadził do dużego wzrostu populacji również w sąsiednich koloniach. Wywołało to liczne zatargi między osadnikami z Hiszpanii, Holandii a przede wszystkim z Francji i Anglii. Regularne starcia między kolonistami przerodziły się w otwarte wojny macierzystych krajów. Za różnego rodzaju obietnice i podarunki Indianie łatwo dawali się wciągnąć do walk po stronach wszystkich walczących krajów. Wojny króla Williama i królowej Anny na przełomie XVII i XVIII wieku spowodowały nieodwracalne straty wśród zaangażowanych w walki Indian. Przeniesiona na amerykański grunt Wojna Siedmioletnia (1756-1763) przyniosła straszliwe spustoszenie wśród ludności należącej do olbrzymiej grupy Algonquin. Ponad 100 mniejszych i większych plemion posługujących się czterdziestoma dialektami tego samego języka opowiedziało się po stronie Francji i razem z nią poniosło druzgocącą klęskę. Dodatkowo, w czasie pokojowych rokowań w Paryżu zostali opuszczeni przez byłych sojuszników i całkowicie pominięci podczas końcowych ustaleń. Ostatecznie ulegli całkowitemu rozproszeniu i nigdy więcej nie osiągnęli już poprzedniej wielkości i znaczenia. Wojny z Indianami w tamtym okresie były szczególnie bezwzględne i okrutne. Za skalp Indianina powyżej 12 lat wypłacano 100 funtów. Dla hiszpańskich zarządców  wartość indiańskiej głowy szacowano na 130 talarów. W 1773 roku angielski generał Amherst nazkazał podobno wyniszczanie Indian przez zarażanie ich ospą. Miało to być pierwsze w historii zastosowanie broni biologicznej, Zarazki dostarczono Indianom w przekazanych im ubraniach i kocach. Wielu badaczy sądzi obecnie, że cała historia z kocami z zarazkami ospy jest wyssana z palca, a skalpowania nie nauczyli Indian europejscy przybysze. Setki plemion indiańskich zdzierało skalpy z głów swoich pokonanych wrogów i poddawało ich przerażająym tortrurom przez tysiące lat.

Pojedyncze zrywy a nawet wspólna walka jak w przypadku Cherokee i Creek, nie poprawiły sytuacji wschodnich plemion. Chwilowe, często znaczące zwycięstwa czego przykładem może być pokonanie 1,5 tysięcznej armii przez wojowników wodza plemienia Indian Miami Little Turtle* (Małego Żółwia), pociągały za sobą dużo większe działania odwetowe. Już w czasie istnienia i rządów Stanów Zjednoczonych, w pierwszych dekadach XIX wieku zakończono akcję pozbywania się Indian ze wschodnich regionów. Zdzeisiątkowane w wojnach plemiona, wyniszczane nieznanymi wcześniej chorobami wypchnięto za Mississippi River do utworzonego w tym celu Terytorium. Indiańskiego. Na północy indiańskie tereny obejmowały jeszcze jakiś czas Ohio, Illinois i Wisconsin. Również Floryda i mieszkający tam Seminole stawiali zacięty opór. W odpowiedzi na politykę białych, wódz Black Hawk (Czarny Jastrząb) zniszczył w Illinois większość założonych przez kolonistów osad. Wiedząc, że nie utrzyma odbitych terenów udał się ze swymi wojownikami na zachód. Na pewien czas indiańskie tereny oddzieliła od reszty kraju potężna rzeka Mississippi. Za nią rozpościerał się mało jeszcze znany Dziki Zachód, nazwany tak z powodu żyjących tam dzikich Indian. Na tym samym olbrzymim terenie spotkały się plemiona zamieszkujące tam od lat z Indianami wypieranymi ze wschodu. Na pewien czas ucichły walki amerykańsko-indiańskie ale w niewielkim stopniu zmniejszyło to straty Indian, którzy wykrwawiali się też w bratobójczych wojnach. Konieczność zjednoczenia we wspólnej walce dostrzegali tylko nieliczni wodzow.

Jednym z najbardziej oddanych tej idei był wódz Indian Shawnee, Tecumseh. Po stracie ojca i dwóch braci wychowywał się wśród Cherokee u rodziny swojej matka. Poznał wiele wschodnich narodów, z którymi brał udział w obronie indiańskich terytoriów. Po kilkuletnich przygotowaniach zwołał w 1807 roku kongres przedstawicieli wszystkich plemion zamieszkujących wschodnie wybrzeże. Był to początek wielkiej unii indiańskiej. Razem ze swoimi zwolennikami założył wioskę w Indianie skąd nawoływał do odzyskania utraconych terenów i wypędzenia białych. Cały czas prowadził misję zjednoczenia największych plemion i stworzenia indiańskiej konfederacji. Gdy Tecumseh zwołał w 1811 roku kolejny kongres, jedność Indian stawała się faktem a ich żądania coraz bardziej stanowcze. Rysowały się kształty przyszłego indiańskiego państwa. Dalsze działania wybitnego wodza przerwał atak oddziałów armii na osadę i klęska Indian pod Tippecanoe. Po wybuchu w 1812 roku wojny amerykańsko-angielskiej, Tecumseh opowiedział się po stronie Anglii. Za zasługi otrzymał angielski mundur i pensję generała. Zginął w 1813 roku w bitwie pod Chatman, Ontario, osłaniając odwrót Anglików. Wraz z jego śmiercią umarły marzenia o indiańskiej konfederacji. Polityka zjednoczeniowa zapoczątkowana przez Tecumseha nie znalazła kontynuatorów.

Wiadomo było, że prędzej czy później zakupione od Francuzów terytorium będzie zasiedlone i zagospodarowane. To samo dotyczyło zachodniego wybrzeża. Od samego początku na nieznane tereny zamieszkałe przez rdzenną ludność indiańską wysyłano ekspedycje przecierające szlaki dla przyszłych osadników. Indian nakłaniano do sprzedaży ziemi oraz podpisywania niekorzystnych umów. Prezentami i whiskey przekupywano pojedyńczych wodzów doprowadzając wśród plemion do jeszcze większych antagonizmów. Brak przewidywalności, niewyciąganie wniosków z błędów przeszłości, zachłanność a często zwykła głupota były przyczynami, dla których Indianie nie wypracowali jednolitej polityki wobec białych. Przykładem jest Fort Laramie zbudowany za zgodą wodzów w samym sercu ustanowionych traktatem indiańskich terytoriów. O zniszczenie fortu wspomagającego osadnictwo białych, wódz Red Cloud toczył następnie przez wiele lat krwawe wojny. Amerykańska polityka kładła teraz nacisk na zawieranie umów i traktatów oraz na próby zakupu ziemi od Indian. Umów i tak nie przestrzegano a zakupy nigdy nie odzwierciedlały faktycznej wartości zemi. Wyspa Manhattan, na której Holendrzy zbudowali miasto Nowy Amsterdam, została kupiona w 1626 roku za kilkanaście skrzynek wódki i szklane paciorki.

Tymczasem na zachodzie wybuchła nowa fala wojen z Indianami, krótko po tym, jak w Kalifornii w 1848 roku odkryto złoto. Związane z tym uruchomienie Szlaku Oregońskiego a także kolejne odkrycia cennego kruszcu w Colorado i w Black Hills spowodowały ,"gorączkę złota” i wymykający się spod kontroli masowy przepływ ludności. Złamane kolejny raz traktaty, a szczególnie ten z 1868 roku dotyczący własności Black Hills, doprowadziły do buntów i wyjścia Indian z rezerwatów. Próby zawrócenia Cheyenne, Sioux i Arapaho zakończyły się w 1876 roku wielką bitwą nad Little Bighorn River i klęską 7 Pulku Kawalerii generała Custera. Pierwszy i ostatni raz Indianie dowodzeni przez Sitting Bull'a zjednoczyli się na tak dużą skalę we wspólnej walce. Na dalsze działania było już jednak za późno i pomimo zwycięstwa Indianie wycofali się, wrócili do rezerwatów i zaprzestali dalszych walk. Ostatnim walczącym wodzem niegodzącym się z życiem w rezerwacie był słynny Geronimo. Jego walka była jednak zupełnie inna niż ta, którą prowadzili wczaśniej Red Cloud, Crazy Horse, Osceola czy Sitting Bull. Jako wódz Apaches, Geronimo ze swoimi wojownikami napadał na osady po obu stronach amerykańsko-meksykańskiej granicy, kradnąc konie i bydło. Tropiony przez wojsko obu krajów został w końcu schwytany i osadzony w więzieniu, a następnie przeniesiony do rezerwatu. Kilkakrotnie uciekał porywając ze sobą swoich wojowników, by wrócić z nimi do starych praktyk Apache, napadając na farmy i osady. Ostatni raz do jego złapania zmobilizowano wielotysięczny oddział wspomagany przez indiańskich przewodników. Geronimo poddał się 4 września 1886 roku. Dzień ten został uznany za koniec wojen z Indianami na terytorium USA. Geronimo i kilkuset członków jego plemienia zostało na długie lata uwięzionych w Fort Marion na Florydzie. Po zwolnieniu, Apaches chcieli osiedlić się w rezerwacie na terenie Arizony ale mieszkańcy stanu pamiętający ich dawne zbrodnie, sprzeciwili się temu stanowczo i udaremnili ich plany. Apaches znaleźli w końcu schronienie u swoich dawnych zażartych wrogów. Przyjęli ich Indianie Kiowa i Comanche udostępniając im część swojego rezerwatu w Oklahomie. Po złożeniu broni przez Geronimo jedyną formą oporu Indian wobec białych był ceremoniał Tańca Ducha. Tancerze wierzyli, że Wielki Duch zniszczy białych i wszystko wróci do dawnego porządku. Jednak i ta bezkrwawa forma przeciwstawiania się woli amerykańskich rządów została brutalnie stłumiona pod Wounded Knee w 1890 roku. Masakra dokonana przez wojsko na tancerzach i mieszkańcach indiańskiej wioski odebrała Indianom ostatnią nadzieję.


*) Tadeusz Kościuszko i Julian Ursyn Niemcewicz spotkali się z wodzem Małym Żółwiem w Philadelphii 23 lutego 1798 roku podczas obchodów urodzin George' Washingtona. Wódz wystąpił w mundurze amerykańskiej armii ze złotymi epoletami. Podczas spotkania, Mały Żółw podarował Kościuszce oryginalny indiański tomahawk, a Kościuszko zrewanżował się burką i parą okularów, co niezmiernie uradowało wodza, cierpiącego z powodu słabnącego wzroku. Mały Żółw miał nadzieję na uzyskanie poparcia Kościuszki w jego staraniach o wydanie przez rząd USA zakazu sprzedaży alkoholu na terenach indiańskich. Niemcewicz widział wodospady Niagara w 1797 roku.


Web Analytics