Co najmniej dwie trzecie polityków i ludzi zajmujących najwyższe stanowiska w państwie, oraz wszystkie "liberalne" środki przekazu przedstawiają inwazję milionów "migrantów" na Amerykę jako najszczęśliwsze wydarzenie ostatnich stu lat. To oczywiste, że ludzie chcą się tu dostać za wszelką cenę, bo to jest najlepsze i najpiękniejsze miejsce na całym świecie. Tylko tu jest prawdziwa wolność, tylko tu obowiązują sprawiedliwe prawa, a krajem rządzą zacni i prawi politycy kierujący się sercem i pracujący dla dobra społeczeństwa. Żyją tu szczęśliwi i wolni ludzie, nie tak jak w Rosji, której granic nikt nie szturmuje. W jednym ze swoich zadziwwiających wywiadów, pani wiceprezydent Kamala Harris na pytanie od jak dawna leżą jej na sercu zagadnienia socjalne, opowiedziała historię (jak zwykle zanosząc się przy tym niepohamowanym chichotem), jak to pewnego razu, kiedy była bardzo mała, tak mała, że nie umiała jeszcze mówić, jej rodzice zabrali ją w wózku na jakiś protestacyjny pochód i ktoś z tłumu spytał - A co ty tu szukasz, dziecko? - "Fłidom". Prawda jekie to piękne?
Przed Roosevelt Hotel na Manhattanie zamienionym na schronisko dla "migrantów". Zdjęcie: Archiwum
Ale to nie wszystko, bo Ameryka jest najbardziej znana nie tylko z wolności, ale też (może nawet głównie) z tego, że jest krajem imigrantów, który szanuje prawa człowieka, walczy o nie z tyranami na całym świecie, przyjmuje z otwartymi ramionami biednych i uciśnionych, ofiary różnych reżimów, dysydentów i walczących o wolność bojowników z niektórych (wybranych) stron świata. I między innymi właśnie dlatego nie można uszczelnić granicy. Co by na to powiedział cały wolny, demokratyczny świat? Że Ameryka wyparła się swoich majświętszych zasad, tych za które jest tak ceniona i kochana jak świat długi i szeroki.
Jest jeszcze argument ekonomiczno-demograficzny. Ameryka potrzebuje milionów nowych mieszkańców bo, jak wyjaśnił senator Jarred Nadler, "Potrzebujemy imigrantów w tym kraju. Nasze warzywa gniłyby w polu gdyby ich nie zbierało wielu imigrantów - wielu nielegalnych imigrantów". I wyjaśnia dalej, że w Ameryce z jakiegoś tajemniczego powodu jest tzw. "negatywny przyrost naturalny", co wprawia w osłupienie ekspertów (experts are baffled). Ameryce brakuje rąk do pracy, społeczeństwo się starzeje, czyli w domyśle jest za mało ludzi w wieku produkcyjnym utrzymujących swoimi podatkami coraz większą rzeszę emerytów. Gdybyśmy zamknęli granice, to nie tylko starzy ludzie popadną w nędzę, może nawet powymierają z głodu, chłodu i braku opieki medycznej, ale odczujemy to wszyscy bo państwu zacznie brakować pieniędzy na wszystko. Na działanie rządu i tysięcy agencji federalnych, stanowych i lokalnych, na niezliczone programy socjalne i zarządzjące nimi instytucje. Przecież nikt tego nie chce. Nikt nie może co prawda zagwarantować, że otwarte granice zapewnią miliony pilnie poszukiwanych pracowników, którzy wypełnią braki, a nie pomnożą liczbę bezrobotnych i bezdomnych, ale to temat pomijany przez polityków i mass media, bo bardzo potrzebujemy lekarzy, pilotów, elektroników i innych wysoko wykwalifikowanych i wykształconych fachowców, a jak wiadomo, przedstawiciele tych zawodów przeważają pośród "migrantów".
Pozwolenia na pracę "załatwią" problem nielegalnej imigracji? Zdjęcie: CVourtesy NBC.
Setki tysięcy ludzi, którzy znaleźli się tu nielegalnie, czyli zaraz na samym wstępie złamali amerykańskie prawo, są traktowani lepiej niż amerykańscy obywatele. Wszyscy są sukcesywnie przewożeni do dużych miast w całej Ameryce, gdzie otrzymują pełne utrzymanie i opiekę medyczną. W Chicago duża grupa "migrantów" od dłuższego czasu mieszka w budynku komisariatu policji na Michigan Avenue, w samym centrum miasta. Tysiące umieszczono w poczekalniach na lotniskach w Bostonie i Chicago. Na schroniska dla "migrantów" zamieniono też poczekalnie na dworcach autobusowych i kolejowych w innych miastach. Ale to wszystko jest tymczsowo, bo "migranci" są sukcesywnie przenoszeni do hoteli i budynków apartamentowych. New York City wprowadził znowu zdalną edukację przez internet, ale nie z powodu pandemii, tylko dlatego, że w paru szkołach podstawowych i średnich umieszczono "migrantów". Na Long Island mieszkańcy zdołali zablokować autobusy z "migrantami", których burmistrz Eric Adams polecił umieścić w pustym chwilowo budynku katolickiej szkoły dla chłopców, kilkaset metrów od mieszczącej się po drugiej stronie ulicy katolickiej szkoły dla dziewcząt. To na razie jedyny skuteczny protest miejscowej ludności. Przygotowywane są też rozwiązania zapewniające stałe zakwaterowanie.
2 tysiące "migrantów" umiesczono w James Madison High School na Brooklynie, kilkuset trafiło do schronisk dla bezdomnych, z których wcześniej usunięto faktycznych, nowojorskich bezdomnych. Burmistrz Adams pod naciskiem krytyki znienił ostatnio niektóre zasady polityki "otwartych ramion", gwarantujące między innymi zakwaterowanie dla każdego w ciągu 24 godzin od przybycia do Nowego Jorku i polecił usunięcie "asylum seakers" ze schronisk dla bezdomnych ("starający się o azyl" jest już obowiązującym określeniem nielegalnych imigrantów). Cztery tysiące bezdomnych nowojorczyków mieszka na stacjach metra i wprost na ulicach.
Gdzie przeniesiono "migrantów"? Do luksusowych, cztero- i pięciogwiazdkowych hoteli. Złoty biznes robią też wszystkie inne hotele, nawet sieciowe i oferujące niski standard motele. Holiday Inn Mannhattan, który dwa lata temu ogłosił bankructwo z powodu drastycznych restrykcji podczas pandemii, teraz zarabia miliony dzięki kontraktowi z miastem. Za pokoje wynajmowane poprzednio po $110-$120 za noc, miasto płaci teraz ponad $300. New York City wynajmuje wszystkie pokoje na 50 piętrach tego hoteu. Przez następne 15 miesięcy przewinie się przez nie ponad 15,000 "migrantów". 37 hoteli, które podpisały umowy bezpośrednio z miastem otrzymuje od $55 do $385 za pokój dziennie. Tymczasowo zamknięty podczas pandemii i też zagrożony banbkructwem historyczny Roosevelt Hotel w centrum Mannhattanu przeżywa "drugą młodość". Burmistrz Adams powiedział niedawno, że miasto uzyska 1,000 nowych pokoi hotelowych dzięki kontraktowi z historycznym Roosevelt Hotel. Na schronisko dla rodzin "migrantów" ma też zostać zamieniony niewykończony jeszcze ultra-luksusowy budynek apartamentowy w Harlemie. Mieszkania są w pełni wyposażone, mają mamrmurowe łazienki i granitowe blaty w kuchniach, a na dachu jest basen z podgrzewaną wodą. Od kwietnia 2022 r. New York przyjął ponad 170 tysięcy nielegalnych "migrantów" nazywanych tu uparcie "asylum seekers" pomimo, że 99.9% z nich nie możei uzyskać azylu w USA. Właśnie dlatego wpływowe organizacje pozarządowe i różne fundacje domagają się gruntownej zmiany przepisów imigracyjnych w ramach "path to citizenship". Żadna propozycja nie przewiduje powstrzymania nielegalnej imigracji. Rozważane są wyłącznie rozwiązania przyspieszające i ułatwiające pozostanie milionów ludzi w USA za wszelką cenę. Długoterminowe kontrakty podpisały też z miastem SpringHill Suites by Marriott, Holiday Inn Express, Comfort Inn i dziesiątki innych. Podobne umowy podpisują też hotele poza miastem, w otaczających suburbiach i w innych rejonach stanu New York, dalej od Big Apple.
Hotele podpisujące kontrakty z miastem mają gwarancję wynajęcia wszystkich pokoi przez rok, półtora, a nawet dwa. Większośc z nich było poważnie zagrożonych bankructwem jeszcze całkiem niedawno i nie tylko przez pandemię. We wrześniu 2022 r. Wells Fargo rozpoczął proces przejęcia The ROW Hotel z powodu niepłacenia $275-milionowej pożyczki. 1,331 pokoi wraz z całą infrastrukturą na 30 piętrach tego pięknego historycznego budynku w stylu Art Deco zostało wynajętych miastu do końca kwietnia 2023 roku za 40 milionów dolarów. Kontrakt został niedawno przedłużony o kolejny rok (do końca kwietnia 2024 r.) za dodatkowe 97 milionów. Mieszkający w nim "migranci" mogą korzystać ze wszystkiego w całym budynku. Hotel posiada kilka restauracji, sale konferencyjne, sale gimnastyczne z najnowocześniejszym sprzętem, pokój komputerowy z maszynami Apple po 2 tysiące sztuka, basen i wiele innych udogodnień, o jakich z pewnością wielu "ubiegających się o azyl" nigdy nie słyszało. The ROW to supernowoczesny, komfortowy hotel w centrum Financial District na Manhattannie, kilka ulic od World Trade Center Memorial, Time Square i Empire State Building. Na schronisko dla rodzin nielegalnych "migrantów" zamieniono też składający się z dwóch 18-piętrowych budynków The Watson Hotel przy 57 Ulicy, niedaleko Central Park, Broadway i Rockefeller Center. Wszystkie pokoje są komfortowo urządzone. Tak jak wszędzie, w standardzie są 40-calowe telewizory, bezpłatny internet i "room service" czyli zmiana pościeli każdego dnia, sprzątanie i inne usługi. W budynku są sale gimnastyczne, restauracje, bar i oczywiście basen. Burmistrz Adams skarży się, że nie ma wystarczającej pomocy od rządu federalnego, chociaż tylko w ostatnim roku miasto wydało na "migrantów" prawie półtora miliarda dolarów. "To jest nie fair", mówi. Prawie półtora roku temu, w styczniu 2023 roku Adams podpisał w imieniu miasta kontrakt z Hotel Association of New York City rezerwujący 55 hoteli w mieście (16 tysięcy pokoi hotelowych) z przeznaczeniem w całości na zakwaterowanie dla nielegalnyh imigrantów. Jeśli ta liczba kogoś szokuje, to spieszymy wyjaśnić, że to był dopiero początek (chociaż i to jest nieścisłe, bo kontrakty z hotelami na zakwaterowanie dla "asylum seakers" podpisywano dużo wcześniej). Kadego dnia przybywa jednak dużo więcej "migrantów" niż pan burmistz i jego świta mogli się spodziewać i już w październiku 2023r. do ogólnej liczby hoteli zamkniętych dla podróżnych dodano 76 nowych obiektów we wszystkich pięciu burrows Nowego Yorku. W tym samym czasie 140 hoteli w największych miastach USA zostało "wymazanych" z mapy miejsc noclegowych dla podróżnych i turystów (plus tych kilkadziesiąt już zamkniętych w NYC).
The ROW HOtel, Zdjęcie: Archiwum
Ale przecież i to nie koniec. Nowy Przemysł Migracyjny dopiero się rozkręca. Po kilku innych znanych w przeszłości "przemysłach", oparty na podobnych zasadach Przemysł Migracyjny może się niedługo stać jednym z najbardziej lukratywnych przedsięwzięć w historii. Ameryka nie ma już co prawda żadnych pieniędzy, (co tak wyraźnie widać dzięki szantażowi w stylu Cosa Nostra jaki niedawno sformułował były prezydent Trump pod adresem państw członkowskich NATO). Ameryka już nie ma pieniędzy, ale przecież może wciąż jeszcze pożyczać od Federal Reserve i robi tak każdego dnia, dzięki czemu inflacji nie da się już powstrzymać żadnymi zabiegami na niby, jak obniżanie stóp procentowych, na co zresztą rząd USA nie ma żadnego wpływu, bo dolara nie tworzy Departament Skarbu tylko prywatny system bankowy.
Pokoi w hotelach brakuje już teraz, dlatego pod koniec stycznia 2024 r. podpisany został nowy "ratunkowy" (emergency) kontrakt z Hotel Association of New York City na sumę 77 milionów dolarów, który pozwoli na rozlokowanie rodzin "migrantów" w 15 dodatkowch hotelach w trzech dzielnicach (Brooklyn, Queens i Bronx). Teoretycznie, umowa ma obowiązywać tylko porzez 28 dni ale pokoje muszą być dostępne do końca lipca gdyby była taka potrzeba. Już dziś można się założyć, że tak oczywiście będzie, bo władze chwalą się, że dzięki tej umowie miasto będzie miało więcej czasu na negocjowanie korzystniejszych warunków, niższych cen, itd. A to wszystko dzięki "wysiłkowi pracowników miejskich przez 24 godziny na dobę, mamy pewność, że każda rodzina z dziećmi ma łóżko do spania i dach nad głową". Administracja Bidena przyznała $140 milionów na pokrycie kosztów utrzymania "migrantów" w Nowym Jorku, a stan New York, który uchwalił właśnie nowy budżet na rok fiskalny 2024 przeznaczył w nim prawie 2 i pół miliarda dolarów na zakwaterowanie, pomoc w znalezieniu pracy i pomoc w staraniach o azyl "migrantów". Skoro jesteśmy przy tym, trzeba dodać, że City of New York (i większość dużych miast w USA) oprócz "dachu nad głową" i wyżywienia, gwarantuje też "migrantom" pomoc prawną w procesie ubiegania się o azyl (którego - powtórzmy - żaden z wielomilionowej rzeszy "migrantów" nie może uzyskać), to znaczy opłaca armię adwokatów imigracyjnych, którzy składają podania i prowadzą sprawy w urzędach. New York City prowadzi aktywną rekrutację prawników i zespołów adwokackich do pomocy w składaniu podań dla "migrantów" pomimo uruchomienia w Roosevelt Hotel centrum pomocy prawnej, i pomimo działającego już od dawna centrum obsługi "asylum seakers" w budynku American Red Cross przy 48-tej Ulicy oraz pomocy prawnej organizacji dobroczynnych i pracy "pro bono" niektórych prawników. Nie ma żadnych oficjalnie potwierdzonych informnacji na temat stawek jakie miasto oferuje (płaci) prawnikom, ani warunków kontraktów zawieranych z zespołami adwokackimi.
Bienvenidos, Welcome to New York City Zdjęcie: Archiwum
W 2000 r., Kongres uchwalił obowiązującą tylko do końca marca 2001 roku zmianę przepisów imigracyjnych pod nazwą LIFE Act (Section 245i), potocznie nazywaną amnestią imigracyjną. W rzeczywistości sekcja 245i nie była amnestią, a tylko zmianą niektórych obowiązujących wcześniej przepisów, dzięki czemu wiele tysięcy ludzi przebywających w USA nielegalnie mogło rozpocząć starania o uzyskanie stałego pobytu. Pomimo zniesienia niektórych barier, nadal obowiązywała zasada, że o stały pobyt nie może się starać osoba, która przekroczyła granicę nielegalnie. Zalegalizowć pobyt i uzyskać "zieloną kartę" mogłi tylko ci, którzy wjechali do USA legalnie. Na wizach turystycznych, albo innych ale zostali poza ważność wizy i pracowali bez zezwolenia. Ale legalny wjazd to nie jedyny warunek. W dalszym ciągu stały pobyt można było uzyskać tylko w kilku głównych kategoriach i po przebrnięciu przez cały proces legalizacyjny. Najpopularniejsze były zmiany statusu z nielegalnego na legalny ale też tymczasowy pracowniczy (wiza B1 albo wizy dla inwestorów i później zmiana statusu na stały). Bardzo popularne było też sponsorowanie pracownicze. Wszystkie te procesy były niezwykle skomplikowane i kosztowne, może o tym zaświadczyć kilka tysięcy Polaków z Chicago i z Nowego Jorku. Żaden z nich nie mógł wtedy nawet marzyć o bezpłatnej pomocy prawnej, za którą zapłaci miasto. Wszyscy pracowali, mieli nieskazitelną opinię pracodawców i ofertę sponsorowania - i płacili za wszystko sami.
Gubernator stanu New York Kathy Hochul podała właśnie do wiadomości, że stan wyasygnował sumę (dodatkową) trzech milionów dolarów na pokrycie kosztów pomocy prawnej dla nowoprzybyłych "migrantów" przez następne trzy lata. Według informacji Departamentu Sprawiedliwości, w 2022 roku wpłynęło ponad 700 tysięcy podań o azyl. Ogromna większość jest odrzucana na wstępie. W kolejce na przesłuchanie w sądach imigracyjnych czeka podobno ponad 2 miliony "migrantów". Ciekawe jak szybko dotację wywalczoną przez panią Hochul trzeba będzie zwiększyć i o ile?
New York City pokrywa też wszystkie inne wydatki "starających się o azyl", takie jak transport, wszelkie koszty medyczne (pełne ubezpieczenie zdrowotne) oraz wyżywienie. Wzniecający burdy i bijatyki, często pijani albo zaczadzeni narkotykami "migranci", oprócz mieszkania w szykownych hotelach w centrum Manhattanu (i wszędzie gdzie indziej) otrzymują trzy posiłki dziennie dowożone przez restauracje i firmy cateringowe. Z samego tylko The ROW Hotel każdego dnia wyrzucanych jest kilka ton śniadań, obiadów i kolacji. To fakt, że nie jest to jedzenie najwyższej jakości, ale podobne (standardowe) posiłki otrzymują kwalifikujący się do programu pomocy żywnościowej żyjący poniżej poziomu nędzy samotni seniorzy. "Migranci" narzekają, że kanapki są niesmaczne, albo stare i spleśniałe, co może być prawdą, bo nie wiadomo dokładnie jakie kontrole jakości stosują firmy przyrządzające te posiłki. Zajmująca się wcześniej robieniem testów PCI na Covid-19 firma DocGo zapewniająca wiele usług dla "migrantów" (w tym również wyżywienie), uzyskała wielomilionowy kontrakt z miastem bez przetargu, w którym mogłyby uczestniczyć inne przedsiębiorstwa jest oskarżana o liczne nadużycia, ale żadnych nieścisłości dotychczas nie wykryto. Firma podała niedawno, że miasto pokrywa tylko koszt produkcji i firma nic nie zarabia, a posiłki przygotowują "organizacje niedochodowe oraz firmy należące do kobiet lub mniejszości", co wyjaśnia dlaczego nieścisłości nie wykryto. Administracja burmnistrza Adamsa przyrzekła jednak, że posiłki, które kosztują miasto kilkadziesiąt dolarów dziennie, będą zgodne z oczekiwaniami i tradycjami kulinarnymi "migrantów" bo niektórzy "starający się o azyl" z różnych krajów Ameryki Środkowej i Południowej, z Afryki i Europy mogą tęsknić za smakami domu ("some asylum seekers from various countries in Central and South America, Africa and Europe may be looking for a taste of home"). Na razie burmistrz Adams kazał stworzyć całkiem nowy system wyżywienia "migrantów". Standardowe posiłki dostarczane do hoteli zostaną zastąpione kartami debitowymi działającymi podobnie jak używane od kilku lat karty systemu SNAP, jakie dostają ubodzy Amerykanie żyjący poniżej poziomu biedy. Program przedpłaconych kart żywnościowych dla rodzin "migrantów", którego przewidywany roczny koszt wyniesie 53 miliony dolarów, ma zaoszczędzić miastu ponad 7 milionów. Same oszczędności. Zgodnie z planem, 4-osobowa rodzina otrzyma tysiąc dolarów miesięcznie (pieniądze będą wpływać co 28 dni). "Migranci" będą mogli kupować dowolne produkty żywnościowe i przygotowywać własne posiłki w hotelach. Nowy Jork należał do niedawna do najbogatszych miast w USA, ale inwazja "czekających na azyl" systematycznie drenuje wszystkie zasoby. W dzielnicach, w których umieszczani są "migranci" notuje się szybki wzrost przestępczości i spadek dochodów sklepów, restauracji i wszystkich innych przedsiębiorstw. Drastycznie spadły dochody firm w sektorach związanych z turystyką. Budżet miasta jest już tak bardzo obciążony, że bez natychmiastowej wielomiliardowej pomocy od rządu federalnego Nowy Jork stanie się bankrutem.
Nie inaczej jest w innych miastach. Niektóre okolice w borykających się z własnymi problemami wielkich metropoliach zaczynają przypominać dzielnice nędzy w krajach Trzeciego Świata. Chicago, Washington DC, Philadelphia, Denver, Los Angeles, San Francisco i kilkadziesiąt innych to miasta "sanktuaria". Ich władze deklarują politykę "otwartych ramion" dla każdego, nie respektują obowiązujących w USA przepisów imigracyjnych i odmawiają współpracy z agencjami federalnymi w tym zakresie. Wszystkie "sanctuary cities" za swój wysiłek zostały nagrodzone zalewem nielegalnych imigrantów przewożonych tam nie tylko przez agencje federalne, ale również wysyłanych przez gubernatorów stanów, które najbardziej ucierpiały z powodu braku reakcji ze strony rządu federalnego na tą największą inwazję obcych w historii USA. Gubernator Texasu Greg Abbot wyekspediował do miast-sanktuariów co najmniej kilkaset autobusów i samolotów pełnych witanych tam entuzjastycznie "migrantów".
Na początku lutego 2024 r. Burmistrz Denver, Colorado, Mike Johnston ogłosił, że z powodu wyższych niż spodziewane kosztów utrzymania wielkiej liczby przybywających do miasta (sanktuarium) "migrantów", niektóre programy miejskie zostają ograniczone albo całkiem zlikwidowane. Ograniczone zostały godziny pracy niektórych agencji miejskich, programy w parkach i ośrodkach rekreacyjnych: ratowników na basenach i pływalniach, instruktorów sportowych i wielu innych pracowników nieetatowych. W Denver nie będzie w tym roku klombów z kwiatami co pozwoli zaoszczędzić pięć milionów dolarów, ale to zaladwie kropla w morzu potrzeb. Według wstępnych obliczeń, koszt utrzymania "migrantów" w 2024 r. wyniesie ponad $180 milionów. W 2023 roku do Denver trafiło 40,000 "migrantów" głównie z Wenezueli. Trzy i pół tysiąca "starających się o azyl" mieszka bezterminowo w opłacanych przez miasto hotelach, nieznana liczba opuściła Denver udając się do innych amerykańskich "sanktuariów". Wiekszość pracowników nieetatowych, to osoby na kontraktach, zatrudniani sezonowo, w godzinach szczytu albo w okresach zwiększonego zapotrzebowania, itd. Władze unikają wyrazu ":zwolnienia" jak ognia, ale nie ma pewności, czy ktokolwiek wróci jeszcze do pracy i kiedy. Większość dotkniętych ograniczeniami nie ma wątpliwości, że są to de facto zwolnienia i że ograniczenia to prawie pewna utrata pracy, jeśli nie już teraz, to wkrótce. Kilka trysięcy osób, pracujących dla miasta na kontraktach ma na utrzymaniu rodziny, spłaca pożyczki na domy i samochody i boryka się z rosnącymi w zastraszającym tempie kosztami utrzymania. Niektórzy to studenci i emeryci dorabiający jako nauczyciele i instruktorzy prowadzący różne kursy, kółka zainteresowań i programy dla dzieci i młodzieży.
Od sierpnia do końca roku 2023 utrzymanie "migrantów" w Chicago kosztowało ponad $100 milionów. 14,000 mieszka w zarządzanych przez miasto schroniskach, spora grupa śpi w komisariatach policji, a kilkuset wciąż jeszcze koczuje na lotnisku O'Hare. "Migranci" mieszkają w przerobionych pospiesznie na schroniska szkołach w kilkunastu dzielnicach miasta. Na shcronisko dla bezdomnych "migrantów" przeznaczono zamknięty właśnie dla turystów liczący 116 stylowych pokoi hotel Selina, kilkadziesiąt metrów od Michigan Avenue Magnificent Mile. Po podpisaniu kontraktu z miastem hotel zwolnił wszystkich pracowników, również tych z wieloletnim stażem. Niektórzy pracowali w Hotel Selina 18, 20, 25 lat. Dziś są bezrobotni. Z powodu siarczystych mrozów w styczniu 2024 r. grupę "migrantów" z Wenezueli mieszkających w miejskim schronisku namiotowym, umieszczono tymczasowo w budynku biblioteki im. Harolda Washington'a przy State Street. Pomimo wielomilionowych dotacji z różnych źródeł, w tym 328 milionów dolarów bezpośredniej pomocy od stanu Illinois (gubernator Pritzker przyrzekł pomoc dla "starających się o azyl" również w 2024 roku, łącznie w dwóch latach $478 milionów), w 2024 roku miastu grozi rekordowy deficyt w wysokości $538 milionów. Burmistrz Brandon Johnston winą za katastrofalny stan finansów Chicago obarcza gubernatora Texasu, który nie przestaje wysyłać autobusów i samolotów pełnych "migrantów" do wszystkich "sanktuariów" w kraju (w jednym tylko tygodniu października 2023 r. Abbott wysłał do Chicago aż 41 autokarów z "uchodźcami"). Milionów "uchodźców" nie może utrzymać żaden stan, nawet tak zamożny jak Texas, ani tym bardziej miasto. O tym, że status "sanktuarium" drogo kosztuje wiedzą już w Nowym Jorku, w Chicago, w San Francisco i wszędzie tam, gdzie szaleństwa i ambicje gubernatorów, burmistrzów i rad miejskich są wciąż ważniejsze niż dobro i bezpieczeństwo obywateli. Co z tego jednak, że wiedzą. Jeszcze w październiku 2023 r. przedstawicielka biura burmistrza Jonston'a, Cristina Pacione-Zayas podała, że stan Illinois rozpoczął finansowanie wynajmowanych tymczasowo mieszkań w prywatnych budynkach. Stan będzie dopłacał do czynszu za mieszkania wynajęte przez "migrantów" przez sześć miesięcy, maksymalnie do 9,000 dolarów (kwota została podwyższona do $15,000). Nie opublikowano żadnych szczegółów dotyczących tego programu. Nie wiadomo czy pieniądze będą otrzymywać bezpośrednio gospodarze (właściciele budynków) czy migranci. Nie wiadomo też czy pieniądze będą wypłacane w całości na początku czy co miesiąc, ani czy przyznane kwoty mają jakiś związek z wielkością mieszkania i lokalizacją i czy mają to być wypłaty dla pojedyńczych "migrantów" czy dla rodzin, a jeśli tak, to dla ilu osób. Dziewięć tysięcy przez sześć miesięcy to prezent o jakim nie może marzyć rodzina najciężej pracujących obywateli USA. Niektórzy "migranci" zmęczeni, treudnymi warunkami w "sanktuariach" decydują się już na powrót do swoich krajów.
Nielegalna imigracja kosztuje Amerykę setki miliardów dolarów rocznie. To nieprawda, że "migranci" mają zbawienny wpływ na ekonomię bo pracują i płacą podatki. Lekarze i piloci szturmujący granicę na Rio Grande to średnio zabawny żart, bo w rzeczywistości większość to ludzie bez żadnego wykształcenia, mniej niż połowa może się pochwalić ukończeniem szkoły średniej, ale nikt nie wie czy to prawda. "Migrant" w punkcie pomocy w Nowym Jorku czy w Chicago może powiedzieć o sobie cokolwiek. Że ma doktorat z fizyki kwantowej albo że jest chirurgiem, nie mówiąc o prawdziwym nazwisku. Prawie nikt nie ma zawodu przydatnego w USA, co i tak nie ma większego znaczenia bo prawie nikt nie ma zamiaru szukać pracy przynajmniej dopóki - dzięki hojności sanktuariów - da się żyć całkiem wygodnie na koszt amerykańskich podadników. Ameryka przeznacza ponad 70 miliardów dolarów rocznie na pomoc dla biednych krajów w nadziei, że coś to tam zmieni albo poprawi (że da się zrobć przewrót i umieścić tam amerykańskie bazy). Tych samych właśnie, z których pochodzi najwięcej "migrantów" drenujących systemy pomocy dla ubogich kiedy już tu są. Chaos i orgia potworności jaka rozgrywa się właśnie na Haiti spowoduje gwałtowny wzrost "migracji" z tego kraju - już teraz w największych miastach są setki tysięcy haitańskich uchodźców (w sieci pojawiły się filmy przedstawiające przypadki kanibalizmu na Haiti). Statystyczna amerykańska para już coraz rzadziej ma dwoje dzieci, a rodzina migrantów - 4 albo więcej. Wszystkie są obywatelami USA, dlatego cała rodzina korzysta z większości programów dla ubogich. Nielegalni imigranci dostają więcej pieniędzy w różnych świadczeniach niż Amerykanie.
Na początku lutego niezależna kolumnistka B.L Hahn zanieściła na konserwatywnej witrynie Federalist artykuł pod tytułem: "Bez masowych deportacji, zmiany demograficzne w Ameryce zradykalizują politykę". Autorka przedstawia w nim wizję Ameryki zmienionej w niedalekiej przyszłości nie do poznania przez zupełnie jawne machinacje demokratów. Hahn pisze: "Partia Demokratyczna jest na najlepszej drodze do zasadniczej zmiany demografii Ameryki, a wszystko po to, żeby ostatecznie zapewnić sobie absolutnie niepokonaną koalicję nowych wyborców. Aby zrozumieć postęp, jaki poczynili, warto wziąć pod uwagę, że badania przeprowadzone na MIT i Yale w 2018 roku wykazały, że najdokładniejsze szacunki populacji nielegalnych cudzoziemców przebywających w USA wyniosły wtedy ponad 22 miliony. Biorąc pod uwagę oszałamiający wzrost liczby nielegalnych imigrantów pod rządami Bidena, można być pewnym, że obecnie jest ich już ponad 30 milionów (niektóre szacunkowe obliczenia podają nawet 40 milionów i więcej). Dla porównania, gdybyśmy utworzyli 51 stan składający się wyłącznie z nielegalnych cudzoziemców, byłby to drugi po Kaliforni najludniejszy stan w Unii".
Hahn pisze dalej, że Demokraci od bardzo dawna próbują co jakiś czas wymusić uchwalenie jakiejś amnestii dla nielegalnych imigrantów, która pozwoliłaby im na legalizację pobytu i w konsekwencji udział w wyborach tak szybko jak to tylko możliwe. Ale nawet gdyby udało sie skutecznie blokować amnestię i ustawy umożliwiające nielegalnym imigrantom głosowanie, a nawet powstrzymać nielegalną imigrację całkowicie, to i tak zyskamy tylko na czasie - i to niewiele. Amnestia i głosowanie nielegalnych cudzoziemców to hipotezy, bardzo prawdopodobne, ale wciąż jeszcze tylko hipotezy, ale dzieci nielegalnych imigrantów to fakt. Z roku na rok Republikanom będzie coraz trudniej wygrać wybory. Demokraci nie muszą uchwalać amnestii ani nie potrzebują nielegalnych cudzoziemców do głosowania. Wystarczy przeczekać.
Mozliwe, że B.L Hahn wierzy w międzypartyjne zmagania i w wybory, albo może sądzi, że ci, którzy czytają Federalist w to wierzą, ale to mało prawdopodobne. To fakt, że najwięcej entuzjastów otwartych granic jest w Partii demokratycznej, ale sprowadzenie bezprecedensowej inwazji na Amerykę do walki politycznej pomiędzy partiami jest ogromnym uproszczeniem i odwraca uwagę od realizowanego na wielu płaszczyznach jednocześnie planu podboju Stanów Zjednoczonych w sposób względnie "pokojowy". Hahn widzi ten proces. Widzi to też wielu świadomych polityków i miliony Amerykanów: "The Great Replacement" - "Wielka Wymiana" to temat tabu, nie wolno o niej wspominać. Można tylko pisać, że to "conspiracy theory wyznawana przez nieliczne, skrajnie rasistowskie grupy białych suprematystów i antysemitów. Ta z gruntu fałszywa teoria bez żadnego poparcia społecznego promuje zupełnie bezpodstawne twierdzenie jakoby w Ameryce działał potężny spisek, którego celem jest pozbawienie białych ludzi wpływu na to co dzieje się w kraju. Teoria "Wielkiej Wymiany" jest chętnie używana przez konserwatywnych polityków w walce o głosy wyborców". Tak, jakoby...
* * *
300 tysięcy "migrantów" miesięcznie dostaje się jakoś do USA. Do końca roku (2024) w Ameryce będzie żyć ponad 50 milionów ludzi urodzonych w innych krajach - 15% społeczeństwa bez żadnych związków kulturowych z tym krajem. Za 20 lat dzisiejsi nielegalni imigranci i ich rodziny staną się największą grupą polityczną bez względu na to czy będą już wtedy obywatelami czy nie. Jeżeli zostaną odpowiednio ukierunkowani i przygotowani, to staną się grupą najbardziej wpływową, właśnie dlatego, że najliczniejszą i najbardziej uzależnioną od swoich dobrodziejów rozdających im nie swoje pieniądze, czyli kupioną, jak setki innych grup, które o coś walczą i chcą coś zmieniać.
Tylko dzięki zaskarżeniu do sądu administracji Bidena o udostępnienie informacji w ramach Freedom of Information Act (Ustawa o Wolności Informacji), Centrum Studiów Imigracyjnych (CIS) zdołało ustalić, że Customs and Border Protection (Urząd Ochrony Granic) realizował utajnioną akcję przerzucania nielegalnych imigrantów do Stanów Zjednoczonych. Od stycznia do grudnia 2023 r. CBC przetransportował do co najmniej 43 portów lotniczych w USA ponad 320,000 nielegalnych imigrantów zawróconych wcześniej z granicy, czyli tych, którzy nie mogli uzyskać zezwolenia na wjazd. Stworzony decyzją Bidena w styczniu 2023 r. program "One app" pozwolił każdemu kto chciał wjechać do USA na złożenie podania o azyl przez telefon w swoich krajach. "Migranci" uizyskiwali w ten sposób legalne pozwolenie na wjazd i "Humanitarian Parole" - "tymczasowe" zwolnienie, czyli możliwość opuszczenai lotniska i udania się gdziekolwiek. Wielu takich "migrantów" wciąż mieszka na lotniskach czekając na najlepszą ofertę zakwaterowania i utrzymania. Cała ta ogromna akcja miała miejsce zaraz po ujawnieniu afery potajemnych transportów nieleganlych imigrantów z El Paso na lotnisko w Westchester, NY. Za kryzys w miastach-sanktuariach ekipa Bidena i tzw. "burmnistrze" tych miast obarczają naturalnie gubernatora Texasu Abbotta.
Kalifornijski program pomocy dla rodzin kupujących swój pierwszy dom (The California Dream for All Fund) został ostatnio rozszerzony i obejmuje teraz również osoby bez legalnego statusu (nielegalnych imigrantów - who are either citizens, permanent residents or otherwise defined as a Qualified Alien”). Specjalnie utworzony fundusz zapewnia pożyczkę na pierwszy dom w wysokości 20% ceny (do $150,000), zwrotną nie w miesięcznych ratach jak każda pożyczka z komercyjnego banku, tylko dopiero przy sprzedaży domu, obojętne za ile lat, plus 20% różnicy między ceną kupna i ceną sprzedaży (jeżeli wartość domu wzrosła), ale tylko w przypadku jeżeli właściciel zarabia mniej niż wynosi średni dochód w powiecie, w którym znajduje się dom. W praktyce oznacza to, że pożyczka jest zupełnie darmowa i nieoprocentowana (pożyczki na domy w Californi są oprocentowane przeważnie od 5.87% - 10.50%). Ale który "migrant" bez stałego pobytu, jakiegoś potrzebnego w Ameryce zawodu, bez wykształceniea i bez znajomości języka będzie po kilku latach zarabiał więcej niż średnia pensja w powiecie? Jeżeli w ogóle będzie zarabiał, bo californijskie władze przyznające zasiłki dla bezrobotnycyh nielegalnych imigrantów są dla nich bardzo hojne). Jeszcze jeden złoty interes, zaprogramowany od samego początku jako prezent dla niekończących się fal ludzi, o których nic nie wiadomo poza tym ,że nienawidzą Ameryki, Amerykanów i wszystkiego co jest tu lepsze niż u nich.. "Migranci" od dawna wiedzą, że Ameryka to prawdziwy raj, wiedzą też "Coyotes", którzy mają tysiące "migrantów" do składania podań o takie pożyczki i miliony na pokrycie różnicy przy kupnie "pierwszego" domu.
1 kwietnia 1980 r. sześciu młodych Kubańczyków po staranowaniu autobusem bramy wjazdowej wdarło się do peruwiańskiej ambasady w Havanie domagając się przyznania im azylu politycznego. Fidel Castro zażądał ich wydalenia i wydania kubańskiej policji, ale ambasada stanowczo odmówiła. Castro w publicznm przemówieniu oświadczył wtedy, że każdy kto chciałby wyemigrować z Kuby, w szczególności rodziny i krewni Kubańczyków, którym udało się uciec z wyspy po upadku rządu Bautisty, powinni niezwłocznie udać się do ambasady peruwiańskiej i że wszyscy otrzymają zezwolenie władz na emigrację, co nikogo specjalnie nie zdziwiło, bo rząd Castro nie stawiał przeszkód w wydawaniu zezwoleń na wyjazd z kraju. Castro uznał akcję ambasady za wrogi akt i wstrzymał jej ochronę. W ciągu kilku dni w ambasadzie koczowało już ponad 10,000 osób. Setki ludzi czekało na okolicznych drzewach i na dachu ambasady. Druga, dużo mniejsza grupa dostała się też do ambasady Wenezueli. Tydzień później sytuacja w ambasadzie była już dramatyczna. Castro pozwolił wtedy przebywającym tam Kubańczykom na przejazd do portu Mariel niedaleko Havany słusznie przewidując, że wkrótce wszyscy zostaną przetransportowani na Florydę.
Jimmy Carter zezwolił na zorganizowanie prywatnej flotylli jachtów i łodzi rybackich, które mogłyby przywieźć czekające w Mariel rodziny. "Flotylla Wolności" przywiozła do Key West ponad 125 tysięcy kubańskich uchodźców. Wśród tych, którzy "nie dostosowali się do ducha Kubańskiej Rewolucji, faszystów, wrogów klasowych, antyspołecznych kryminalistów, byłych siepaczy i katów Bautisty" były tysiące pospolitych zbrodniarzy, morderców, gwalciceli, członków gangów, oszustów i złodziei wypuszczonych z więzień specjalnie z tej okazji. Castro opróżnił też szpitale i schroniska dla chorych umysłowo kierując ich wszystkich do portu w Mariel. Kilka dni później tą wielotysięczną falę uchodżców uratowały z pełnego morza kutry amerykańskiej straży przybrzeżnej.
Już pięć lat później Miami Sun-Sentinel pisał, że zaraz po rozlokowaniu kubańskich uchodźców, w Miami i w całym powiecie Dade zanotowano ogromny ("massive") wzrost przestępczości związanej z przemytem i handlem narkotykami. 16,000 - 20,000 kryminalistów jest odpowiedzialnych za "alarmujący" wzrost przestępczości w Południowej Florydzie (przedstawionej w filmie Scarface). Każego dnia we więzieniach w powiecie Dade przebywa 350 - 400 Kubańczyków z grup przywiezionych przez "Flotyllę Wolności", pisał Sun-Sentinel. W samym tylko 1985 roku powiat Dade wydał na utrzymanie kubańskich kryminalistów $6 milionów z własnego budżetu i dodatkowe $6 milionów ze stanowego Departamentu Więziennictwa. Statystyczny więzień spośród przywiezionych przez "Freedom Flotilla" miał wtedy przed sobą jeszcze co najmniej 9 lat do odsiedzenia. 50% zaaresztowanych przestępców nie mogło nawet stanąć przed sądem z powodu choroby umysłowej, obciążając dodatkowo stanowy system ochrony zdrowia. Kubańscy uchodźcy wypuszczeni w 1980 roku (nie licząc tych po upadku Bautisty), kosztowali florydzkich podatników ponad 150 milionów ówczesnych dolarów (prawie pół miliarda dziś).
Przestępczość we wszystkich miastach-sanktuariach wzrasta w zastraszającym tempie. Nie tylko liczba kradzieży i naapdów, ale morderstw, gwaltów i wielu innych zbrodni. Gangi z Ameryki Lacińskiej opanowują centrum Manhattanu. New York Police Department podał niedawno, że (uwaga!!) 5 tysięcy oficerów policji odniosło obrażenia w atakach i zajściach z "asylum seakers". 15-letni "uchodźca" z Wenezueli ostrzelał tłum po dokonaniu napadu z bronią na sklep na Times Square. Zorganizowane gangi na motorach i motorowerach napadają i rabują turystów w biały dzień. Kilku nowojorskich policjantów zostało zaatakowanych, dotkliwie pobitych i skopanych przez "migrantów". Wszyscy oskarżeni zostali zwolnieni z aresztu bez żadnych konsekwencji i wyjechali do Californi. Dwóch młodych mężczyzn w Utah gwałciło upitą przez nich prawie do nieprzytomności 14-letnią dziewczynkę podczas gdy trzeci filmował całe zdarzenie, "bo to było śmieszne". Można znaleźć co najmniej kilkanaście artykułów prasowych opisujących to zdarzenia, ale tylko w jednym jest informacja, że byli to "asylum seakers" z Haiti (inne gazety podały, że z Południowej Afryki). Tylko ten jeden artykuł podał też, że żaden z trójki przestępców nie został skazany, bo władze wyjaśniają ich status imigracyjny. Wszystkie w tytułach sugerują, że trzech mężczyzn to po prostu jacyś mieszkańcy Utah.
Czy lekcja jaką zafundował Ameryce Fidel Castro została zapomniana? Z całą pewnością nie. Jest uważnie studiowana i powtarzana we wszystkich amerykańskich "sanktuariach" na o wiele większą skalę. Kto rządzi Ameryką?
A tymczasem miliardy na utrzymanie "migrantów" toną w tym migracyjnym bagnie każdego dnia. Jeszcze więcej miliardów tonie w "pomocy" dla kryminalnych karteli udających państwa. Na wielkich polach Ukrainy razem z setkami tysięcy ukraińskich żołnierzy, których kości wywlekają teraz pługi podczas wiosennej orki. W Palestynie, razem z tysiącami kobiet i dzieci pod gruzami zrównanej z ziemią Gazy, i w dziesiątkach innych miejsc przez całe dekady. Dług Ameryki wynosi już 34 tryliony (eur. biliony) dolarów i wzrasta w tempie tryliona co kwartał. W ciągu ostatnich dwudziestu-kilku lat amerykańskie imperium wydało 14 trylionów dolarów na wojny na Bliskim Wschodzie i nieznane w całości sumy na prowokowanie rozruchów, zmiany reżimów, interwencje wojskowe i niezliczone akcje dywersyjne. Ponad 100 tysięcy osób umiera w Ameryce każdego roku z przedawkowania narkotyków. Najbardziej śmiercionośny fentanyl, przecieka przez prawie całkiem otwartą południową granicę bez większych przeszkód. Według statystyk FBI rocznie popełnianych jest tu ponad 25 tycięcy morderstw, a 800,000 dzieci ginie bez śladu. Osiemset tysięcy! Co się z nimi dzieje?