W poniedziałek 1 maja 2023 ujawniono upadek trzeciego wielkiego amerykańskiego banku w tym roku, First Republic Bank. Agencja ubezpieczająca depozyty bankowe (FDIC - Federal Deposit Insurance Corporation) ogłosiła o przejęciu wszystkich aktywów banku - zasobów i depozytów - i o odsprzedaniu ich największemu obecnie bankowi w USA, JP Morgan Chase. W chwili przejęcia, wszystkie zasoby First Republic wynosiły 229.1 miliarda dolarów, stawiając upadek tego banku na drugim miejscu w rankingu największych bankructw bankowych w historii USA po upadku Silicon Valey Bank, którego zasoby wynosiły w momencie przejęcia "tylko" $209 miliardów.
First Republic Bank. Zdjęcie: Archiwum
Warto przypomnieć, że FDIC przejęła First Republic zaledwie dwa miesiące po likwidacji obsługującego cryptocurency banku Silvergate. Kilka dni po upadku Silicon Valley Bank, z tych samych powodów przestał również istnieć Signature Bank.
Narastający kryzys bankowy w USA, spodował prawie natychmiastowy kryzys w Europie. Pierwszą ofiarą po tamtej stronie Atlantyku stał się szwajcarski gigant Credit Suisse, który został przejęty przez swojego głównego rywala, Union Bank of Switzerland (UBS). Pomimo tak oczywistych dowodów głębokiego kryzysu całego systemu bankowego w USA, Departament Skarbu (US Treasury) wydał oświadczenie, w którym stwierdzono, że "system bankowy jest zdrowy i mocny i Amerykanie mogą mieć pewność co do bezpieczeństwa swoich depozytów i zdolności systemu bankowego do spełniania jego podstawowej funkcji, jaką jest udzielanie kredytów firmom i rodzinom".
Kryzys bankowy i próby zapobieżenia "bank runs"1), zbiegły się z próbą powstrzymania, lub raczej zwolnienia, tempa inflacji przez podwyższenie stóp procentowych, jakie podjęła Federal Reserve. W tym samym czasie szefowa departamentu skarbu Janet Yellen ostrzegła, że USA mogą się stać niewypłacalne i przestać honorowac swoje długi już pierwszego czerwca 2023 roku jeśli Kongres nie uchwali podwyżki dopuszczalnego pułapu długu. Zabieg podwyższania pułapu zadłużenia (debt ceiling) jest stosowany zawsze wtedy, kiedy brakuje pieniędzy i rząd musi pożyczyć jeszcze więcej od Federal Reserve. Obecny kryzys potęguje kolejne podwyższenie budżetu państwa spowodowane nie tylko inflacją, ale największym w historii zwiększniem wydatków na cele wojskowe oraz multimiliardową pomocą wojskową dla Ukrainy.
Nabierający rozpędu kryzys bankowy, to jednak zaledwie jeden z symptomów o wiele poważniejszego kryzysu obejmującego wszystkie sektory amerykańskiej ekonomii.
Wszystkie imperia w historii, od początku świata aż po dzień dzisiejszy, prędzej czy później upadły. Jednym z głównych powodów jest to, że po osiągnięciu statusu imperium i po osiągnięciu stabilizacji wewnętrznej i zewnętrznej, przestają działać czynniki sprawiające, że jakiś kraj staje się imperium. W największym skrócie można powiedzieć, że obywatele dochodząc do pewnego poziomu dobrobytu gnuśnieją, a warstwy rządzące korumpują się do punktu, w którym sprawne zarządzanie imperium staje się niemożliwe. Po pewnym czasie korupcja obejmuje wszystko, od sądów po urzędy i agencje rządowe, korporacje, armię i policje wszystkich szczebli. Nie jest to nic nowego, degradacja i upadek imperiów to zagadnienie znane i studiowane od wieków.
Już najstarsze dzieło literackie ludzkości, spisany we wczesnym drugim tysiącleciu przed Ch. lub jeszcze wczśniej, sumeryjski epos o Gilgameszu, wspomina o konieczności reform społecznych i politycznych w mieście Uruk, a pochodzący z XVIII wieku przed Ch. Kodeks Hammurabiego wylicza wszystkie znane wtedy zbrodnie i przestępstwa, nie wyłączając tych, popełnianych przez urzędników państwowych. To ważne wskazówki potwierdzające pogląd, że wszystkie organizacje państwowe, nawet całe imperia, zaczynają się zapadać bardzo wcześnie w swojej historii..
Jedna z ostatnich wielkich potęg o zasięgu światowym, Imerium Brytyjskie, kontrolowała jeszcze większe obszary naszej planety niż dziś kontrolują Stany Zjednoczone, ale jej panowanie skończyło się po pierwszej wojnie światowej. Na scenie pojawiło się wtedy kilku nowych pretendentów do roli globalnego hegemona: Związek Sowiecki, Trzecia Rzesza i USA. Druga wojna światowa unicestwiła Niemcy, a wyścig zbrojeń i ogólna kondycja gospodarcza USA, wyeliminowały w 1991 rku Sowiecką Rosję. Stany Zjednoczone stały się największą potęgą i panem prawie całego świata
Osiągnięcie pozycji światowego hegemona stało się możliwe dopiero po 1945 roku dlatego, że Ameryka nie tylko nie ucierpiała z powodu wojny, ale dzięki prężnej ekonomii była w stanie w dużym stopniu przejąć kontrolę nad odbudowującą się z trudem, zdewastowaną wojną Zachodnią Europą i Japonią (Zobacz: Koniec Imperium). Na początku lat 70-tych, dzięki porozumieniom między USA i większością krajów-producentów ropy naftowej, amerykański dolar stał się walutą dominującą i niezbędną w prawie wszystkich transakcjach handlowych. USA stały się głównym proponentem tzw. "globalizacji", czyli maksymalnego rozszerzania "kooperacji" międzynarodowej, polegającej na coraz węższej specjalizacji produkcji wymagającej coraz większego udziału międzynarodowej wymiany handlowej między kooperantami. Globalizacja jest przeważnie uzasadniana tym, że międzynarodowa kooperacja zapobgiega wojnom, bo bombardując jakiś kraj, bombarduje się może też swoich kooperantów, czyli sabotuje własną gospodarkę (co jednak nie powstrzymało Stanów Zjednoczonych od bombardowania kilkudziesięciu różnych krajów po 1945 roku). Wytwarzanie podzespołów do każdej produkcji przemysłowej zostało rozrzucone pomiędzy wieloma różnymi krajami, co za każdym razem wymaga użycia amerykańskiego dolara jako medium w tej wymianie i nigdy nie miało nic wspólnego z zapobieganiem wojnom. Poza kilkoma wyjątkami jak Iran czy obecnie Rosja, żaden współczesny kraj nie jest już jedynym producentem żadnego wyrobu. Prawie wszystkie podzespoły pochodzą z różnych źródel, składane w całość w Chinach, w Indonezji albo np. w Meksyku. Dotyczy to nie tylko wyrobów przemysłowych, ale również technogii i licencji. Cena każdego wyrobu, bez względu na to gdzie wyprodukowanego, zawiera nie tylko koszt produkcji, energii i transportu podzespołów, ale rónież sumę dolarów wydanych na zakup podzespłów koniecznych do jego wyprodukowania. Wszystkie kraje próbujące kupić cokolwiek za granicą, musiały i wciąż muszą utrzymywać odpowiednie kwoty w dolarach. Najprostszym sposobem uzyskania dolarów przez kraje biedne albo rozwijające się i bez poszukiwanych na światowych rynkach towarów, jest sprzedaż bogactw naturalnych, rud metali, albo niektórych sektorów własnej ekonomii, np. telekomunikacji, elektroniki, itd. Uzyskana w ten sposób prawie całkowita dominacja dolara w światowym handlu, pozwoliła Stanom Zjednoczonym na wprost nieograniczoną "produkcję" swojej własnej waluty i systematyczne przejmowanie ekonomicznej kontroli nad krajami tzw. "Trzeciego Świata".
Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku, licząca niecałe 5% populacji świata Ameryka, zużywała jedną trzecią światowej produkcji przemysłowej i zasobów energetycznych, i prawie ćwierć wszystkich produkowanych na świecie surowców, kupowanych za nic niewarte dolary, których mogła wydać tyle ile zdążyli wprowadzić do komputerów programiści Federal Reserve. Nikt nie myślał o gigantycznych deficytach handlowych ani o rosnących zadłużeniach, a Francis Fukuyama w swoim słynnym opracowaniu "Koniec Historii" (1989 r.), wieszczył, że USA nigdy nie stracą swojej pozycji supermocarstwa. Jeszcze w latach siedemdziesiątych, żaden nowy dom w Ameryce poza Alaską, nie miał podwójnych okien, nawet na mroźnej Północy, a silniki w osobowych autach miały po 7 i pół litra pojemności. Gaz kosztował grosze, wystarczyło podkręcić piec, a benzyna była tańsza od butelkowanej wody.
Korzyści wynikające z wyjątkowej pozycji amerykańskiej waluty w śwtaowym handlu, były oczywiste przez całe dziesięciolecia. Nawet inflacja, której nie udało się nigdy powstrzymać, nie miała prawie żadnego wpływu na ekonomię USA. Dlatego właśnie nikt się nią poważnie nie przejmował. Jej koszt pokrywały inne kraje, zmuszone do używania dolara w rozliczeniach międzynarodowych, czyli praktycznie cała reszta świata. Właśnie dlatego można było gwizdać na utratę jego wartości. Można też było gwizdać na powiększające się z roku na rok astronomiczne budżety państwa, bo Kongres w odpowiednim momencie zawsze uchwalał po prostu podwyższenie pułapu zadłużenia - i już. Prawda jakie to proste? W latach 80-tych paczka papierosów kupiona na stacji benzynowej, kosztowała od 80 centów do jednego dolara. Dziś kosztuje 15 dolarów. Żadna agencja rządowa nigdy nie ucierpiała z powodu inflacji, podwyżki cen zubażają tylko zwykłych obywateli.
Aż tak wyjątkowa pozycja dolara w światowej wymianie handlowej, oprócz nieznanych wcześniej możliwości robienia interesów i przejmowania majątków całych narodów, dała też Ameryce potężną broń, która została użyta setki razy przeciwko każdemu, kto odważył się sprzeciwić jej woli. Wystarczyło tylko zablokować "winnemu" możliwość dokonywania transakcji dolarowych za pośrednictwem światowego (kontrolowanego przez USA) systemu SWIFT, albo ukarać sankcjami ekonomicznymi, honorowanymi w podskokach przez wszystkie kraje wasalskie obawiające się wszak podobnych kar w razie niesubordynacji. Sankcje ekonomiczne i blokady stosowano już w starożytności, szerzej jednak dopiero po piewszej wojnie światowej, kiedy kilka krajów mogło skoordynować swoje posunięcia dzięki połączeniom telegraficznym i nowoczesnym systemom informacyjnym. Sankcje prawie nigdy nie przyniosły oczekiwanych efektów, a jeśli nawet, to tylko w ograniczonym zakresie, aż do Zimnej Wojny, kiedy (dzięki pozycji dolara i potędze USA) sankcje, embarga i blokady stały się głównym narzędziem amerykańskiej polityki zagranicznej a sposoby ich stosowania zostały doprowadzone do perfekcji. Stany Zjednoczone od wielu dzisięcioleci nie mają już tradycyjnej dyplomacji, nie prowadzą rozmów ani negocjacji z nikim, tylko przedstawiają żądania, poparte mniej lub bardziej otwarcie sformułowanymi groźbami. Takie żądania kierowane są nie tylko do przeciwników, ale również, a może nawet jeszcze częściej do tzw. aliantów, o czym nie tak dawno przekonał się prezydent Turcji Erdogan, podobno ważny sojusznik USA. Turcja została ukarana jeszcze podczas prezydentury Donalda Trumpa za decyzję zakupu rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej S-400. Ówczesny Sekretarz Stanu Mike Pompeo powiedział wtedy, że rosyjski system stanowi zagrożenie bezpieczeństwa amerykańskich technogii wojskowych i personelu (sic!) oraz, że turecka transakcja "zapewnia duże sumy rosyjskiemu sektorowi zbrojeniowemu". Mike Pompeo powiedział też, że "Stany Zjednoczone nie będą tolerować znaczących transakcji z rosyjskim sektorem obrony i wywiadu". Nie będą tolerować. Jasne? Turcja systemy w końcu kupiła, ale nie odważyła się skomentować słów pana sekretarza i musiała przełknąć decyzję USA o usunięciu jej z listy ubiegających się o zakup myśliwców F-35. Po plecach innych aliantów przeszły ciarki. Turcja nie była przeciez pierwsza, wszyscy zainteresowani wiedzą o związkach Saddama Husseina z pewną ważną amerykańską agencją i pamiętają poparcie USA dla Iraku podczas wojny z Iranem. Wiedzą też o końcu kariery Saddama i o Iraku dziś.
Niektóre sankcje mogą się wydawać uzasadnione, trudna do dokładnego określenia liczba sankcji może nawet być w pełni uzasadniona, ale niesposób to wyśledzić. Sankcje są stosowane jednostronnie, rzadko z poparciem ONZ i przeważnie jako kara za sprzciw jakiegoś kraju wobec polityki USA. Prawie zawsze jest to sposób na wywarcie nacisku w celu wymuszenia zmiany polityki, a najczęściej w ramach cichej lub nie tak bardzo cichej interwencji w celu zmiany "reżimu". Mogą to być sankcje "rozmiękczające" przed poważniejszą interwencją, albo odwetowe. W ostatnich kilkudziesięciu latach USA stosowały sankcje setki razy przeciwko dwóm trzecim krajów świata. Oprócz klasycznych, takich jak embarga na wymianę handlową obejmujące całe kraje (jak od lat Rosja, Iran, Kuba, Wenezuela i wiele innych), stosowane są też sankcje częściowe, nakładane na poszczególne gałęzie przemysłu albo na sektory gospodarki, jak np. bankowość. Możliwości są nieograniczone. W ostatnich latach, w dużej mierze z powodu dewastacji i katastrofy humanitarnej w Iraku, spowodowanej amerykańskimi sankcjami i międzynarodowej krytyki tej polityki, doszły sankcje przeciwko pojedynczym osobom i ich rodzinom, przeciwko bankom, oligarchom, "przyjaciołom", od niedawna również "znajomym" albo "sympatytkom" Władimira Putina", albo przeciwko ludziom z kręgów rządowych kraju, który miał nieszczęście znaleźć się z jakichś powodów na celowniku USA. Stosowane są też blokady i "zamrożenia" środków zdeponowanych w zachodnich bankach, a nawet otwarte konfiskaty, nie tylko zresztą pieniędzy, konfiskowane sa też środki trwałe: domy, wille i jachty osób prywatnych - polityków, "oligarchów" itd.
System przeforsowany przez USA i obowiązujący na całym świecie do dziś, jest bardzo skuteczny, może nawet genialny, ale ma jedną podstawową wadę: wymaga, jak każy schemat w stylu piramidy, stałego wzrostu liczby "udziałowców". Nowi "partnerzy", "inwestorzy" albo "członkowie" klubu płacą dywidendy poprzednim i wszystko działa dopóki jest stały dopływ "inwestorów", albo - w przypadku USA - stały wzrost międzynarodowych obrotów handlowych gwarantujących pokrycie własnej konsumpcji i inflacji, oraz inwestycji zagranicznych. System działał w zasadzie bez zarzutu, pomimo wybuchających co jakiś czas kryzysów. Wielki krach bankowy z 2008 roku spowodowany astronomicznymi nadużyciami finansowymi wielkich korporacji i zaraz potem kryzys całego sektora realnościowego, chociaż przezwyciężony zastrzykami gotówki od rządu federalnego (zastrzykani środków pożyczonych od Federal Reserve System) sprawił, że Ameryka po 2008 roku żyje od kryzysu do kryzysu, coraz częściej łatając dziury w prującej się jak stara pończocha ekonomii. Wielkie kraje, takie jak Chiny, Indie, przyzwyczajony do ultra-sankcji Iran oraz oczywiście Rosja, zwiększyły rynki wewnętrzne i zaczęły stosować bariery handlowe, podobnie jak USA.
Największym ciosem w dolara okazała się jednak seria drastycznych sankcji ekonomicznych wprowadzonych przez USA i natychmiast przez służalczą Unię Europejską przeciwko Rosji po rozpoczęciu tzw. "Operacji Specjalnej" w Donbasie, a nie nawet najbardziej spektakularne akcje odwetowe innych krajów. Oficjalnie ogłoszonym i wielokrotnie powtarzanym celem kampanii sankcji było spowodowanie zapaści rosyjskiej ekonomii, co według oczekiwań miało doprowadzić do rychłego upadku i zmiany rządu, i do zainstalwoania tam reżimu uległego wobec USA, tak samo jak na Ukrainie w 2014 r. Wszystkie te rachuby okazały się jednak całkowicie chybione, bo przynajmniej połowa krajów świata ma serdecznie dość amerykańskiej hegemonii, w praktyce oznaczającej naciski ekonomiczne, groźby, interwencje i wprost otwarte wojny, których Ameryka permamentnie toczy pzynajmniej kilka w tym samym czasie. Chiny, z największą obecnie ekonomią na świecie, pierwsze głośno wyśmiały amerykańskie pogróżki grobowych konsekwencji w razie gdyby jakiś kraj nie zechciał się przyłączyć do antyrosyjskich sankcji i zwiększyły zakupy ropy, gazu, ziarna i żywności z Rosji. Zaraz potem zrobiły tak Indie, trzecia ekonomia świata (ekonomia USA jest uważana za drugą, ale tylko z powodu bilionów dolarów jakie wciąż jeszcze znajdują się w światowym obiegu, a nie dzięki wartościowej produkcji czegokolwiek, jak chińska). I Chiny i Indie uważają Rosję za o wiele pewniejszego gwaranta spokoju i stabilizacji w pólnocnej Azji niż USA, a Rosja zdominowana przez Amerykę byłaby otwartym wrogiem. "Dotkliwie" ukarana sankcjami Rosja podpisała dziesiątki umów handlowych z innymi krajami, obsługiwanych w innych walutach, z całkowitym pominięciem dolara. Oprócz Chin, Indii, Iranu i państw BRICS, do antyrosyjskich sankcji nie przyłączyło się jeszcze ponad 100 innych krajów. Dziesięć pakietów sankcji jakie Zachód wprowadził przeciwko Rosji nie zdało się na nic, to znaczy jest jeszcze gorzej, bo kraje, które poparły sankcje i wprowadziły własne, przeżywają teraz głębokie kryzysy gospodarcze, podczas kiedy Rosja stała się jeszcze jedną potęgą gospodarczą zwiększając swój eksport i przyspieszając wzrost gospodarczy. Dzięki sankcjom, wszystkie porzucone przez zachodnich udziałowców sektory rosyjskiej ekonomii zostały przejęte przez kapitał rosyjski, a zablokowanie Rosji dostępu do systemu SWIFT, wymusiło konieczność stworzenia systemu alternatywnego. Z powodu nikomu przy zdrowych zmysłach niepotrzebnej wojny na Ukrainie, Rosja wielokrotnie zwiększyła produkcję sektora zbrojeniowego. Według niektórych analityków, przez ostatnie 20 lat rosyjska armia liczyła poniżej 200 tysięcy żołnierzy, teraz, z powodu wymuszonych mobilizacji, liczy 700. Prezydent Putin zapewniał niedawno, że docelowo jego armia będzie liczyć ponad półtora miliona ludzi.
Cała koronkowa struktura zależności międzynarodowych, których ostatecznym beneficjentem od lat siedemdziesiątych były Stany Zjednoczone, przestaje właśnie istnieć. Rząd federalny, a z nim wszystkie rządy stanowe, rady miejskie, departamenty policji i tysiące firm i korporacji, są zadłużone na ogromne sumy. W długach toną też zwykli, żyjący od czeku do czeku iobywatele. Zadłużenie Amerykanów na kartach kredytowych osiągnęło wprost astronomiczne wielkości, milionów ludzi nie stać na spłacanie pożyczek na samochody i kredytów na domy. Dziesiątki tysięcy żyją dziś pod gołym niebem, a liczba bezdomnych rośnie w zastraszającym tempie. Bez kolosalnych dochodów płynących z "nadprodukcji" dolara potrzebnego do obsługi wymiany międzynarodowej prawie całego świata, Ameryka nie jest w stanie nie tylko spłacić swojego zadłużenia, wynoszącego oficjalnie ponad 30 bilionów dolarów (nieoficjalnie podobno 800), ale nawet obsługiwać zobowiązań kredytowych. Ostatnią deską ratunku, ale bardzo krótkotrwałą, jest podwyższanie stóp procentowych i zmiejszanie ilości dostępnej gotówki na rynku, ale to tylko opóźni całkowitą zapaść finansową. Wyższe stopy procentowe pogłębiają i przyspieszają inflację, którą próbuje się opanować podwyższaniem stóp procentowych. Ameryka jest bankrutem, nie da się uciec od tej przerażającej prawdy, ale tak jest. Bankrutem jest też 95 procent Amerykanów, nawet jeżeli jeszcze o tym nie wiedzą.
To, że Stany Zjednoczone straciły pozycję największego mocarstwa świata a dolar stał się bezwartościowym świstkiem papieru, stanie się wkrótce oczywiste dla każdego, bo reszta świata przyspiesza jego detronizację pozbywając się amerykańskich obligacji. Nikt już nie wierzy w wypłacalność Ameryki, chociaż jeszcze przez jakiś czas dolar będzie używany w międzynarodowej wymianie handlowej, ale w coraz mniejszym zakresie, zastępowany innymi walutami. Tak było po pierwszej i po drugiej wojnie światowej, kiedy nie istniał jednolity system z jedną walutą powszechnie akceptowaną przez wszystkie kraje jako uniwersalne medium rozliczeniowe. Wydaje się, że tym razem zmniana nastąpi szybciej niż po upadku Imperium Brytyjskiego, kiedy funt szterling stracił status waluty międzynarodowej. Żadna waluta używana obecnie zamiast dolara, nie spełnia wszystkich wymogów, jakie powinna spełniać prawdziwa waluta międzynarodowa. Taka waluta musi być przede wszystkim neutralna, niezwiązana z żadnym konkretnym krajem, jak dolar amerykański, tak, żeby nie mogła być nigdy użyta jako broń przeciwko komukolwiek. Musi to być waluta bezpieczna, niestwarzająca zagrożenia dla nikogo i oparta na konkretnym bogactwie, a nie na słowie honoru jakiegoś rządu. Taka waluta chyba już powstaje, wydaje się, że plan stworzenia opartej na zasobach złota, ropy, gazu, bogactw naturalnych i na konkretnych zdolnościach produkcyjnych wielu państw, właśnie powstaje. Państwa BRICS - Brazylia, Rosja, Iran, Chiny i Południowa Afryka - podały wiadomość, że możliwość stworzenia wspólnej waluty jest już analizowana. Dodajmy, że o członkowstwo w systemie BRICS ubiegają się już Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Meksyk, Argentyna i co najmniej tuzin innych krajów. W dniach od 14 do 17 czerwca tego roku, za niecały miesiąc, odbędzie się 26-te Międzynarodowe Forum Ekionomiczne w Sankt Petersburgu, w którym udział zapowiedziało 81 państw. Nowa, międzynarodowa waluta oparta na złocie, ma być jednym z dyskutowanych zagadnień. Można przypuszczać, że chodzi o praktyczne, końcowe ustalenia, a nie o wstępne rozmowy, i że stworzenie takiej waluty zostało już postanowione.
Według ostrożnych szacunków, w kolejce do bankructwa stoi kolejnych 190 banków w USA. Część z nich zostanie może uratowana przez FDIC, może tylko depozyty pojedynczych ciułaczy, ale nie wszystkie depozyty i nie wszystkie banki. Niektóre zostaną przejęte przez wielkie konglomeraty finansowe, reszta przestanie po prostu istnieć. Długów Stanów Zjednoczonych, największego dłużnika na świecie, nie da się spłacić, mogą tylko zostać umorzone i tak się będzie musiało stać. Czy ktoś jeszcze coś Ameryce sprzeda? USA muszą wrócić do początku XX wieku i zacząć jeszcze raz, od odbudowania przemysłu, rzemiosła i produkcji. I przede wszystkim, od odtworzenia tego sektora społeczeństwa, które coś umie. Szkoły i uczelnie muszą znów zacząć kształcić tokarzy, mechaników i inżynierów, a nie social workers i urzędników, których miliony przewracają papiery w amerykańskich urzędach. Ameryka będzie potrzebować tysięcy prawdziwych nauczycieli i tysięcy fachowców w prawdziwych zawodach.
1. "Bank run" - panika bankowa. Dochodzi do niej wtedy, kiedy klienci banku lub innej instytucji finansowej jednocześnie wycofują swoje depozyty z powodu obaw o wypłacalność banku. Im więcej osób wycofuje swoje środki, tym większe prawdopodobieństwo niewypłacalności, co z kolei może spowodować, że jeszcze więcej osób wycofa swoje depozyty. W skrajnych przypadkach rezerwy banku mogą nie wystarczyć na pokrycie wypłat, ponieważ banki inwestują część depozytów na pokrycie własnych kosztów, dywidend i innych zobowiązań. Do niedawna przepisy dot. bankowości w USA wymagały zachowania w postaci środków płynnych (gotówki) minimum 10% wkładów, właśnie na wypadek nagłej koniecznlośc pokrycia większej liczby wypłat. Wymóg ten został zniesiony i banki mogą teraz inwestować 100% depozytów swoich klientów. Nie muszą już utrzymywać żadnych środków płynnych, co oznacza, że bez natychmiastowego "zastrzyku" gotówki od inwestorów, innych banków lub instytucji, albo od rządu, "bank run" oznacza nagłą śmierć banku.